Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9~Niespełniona

Natasha weszła do laboratorium. Donnie krążył niespokojnie po całym pomieszczeniu zdenerwowany. Dziewczyna nie mogła pogodzić się z tym, że pozwoliła Traianowi zabrać April. Bolało ją też to, iż Donatello teraz był już zakochany w rudowłosej, a ona nigdy nie zajmie tego miejsca w jego sercu.

-Donnie- zaczęła.-W porządku?

-Nie, nie jest w porządku, Nat- odparł rozeźlony.-Ja tego dłużej nie wytrzymam.

-Staram się coś zrobić, ale nie możemy iść do ich kryjówki.

-Nat, ja czuje, że coś już jest z nią nie tak, rozumiesz? Słyszę jej głos.

-Ty masz omamy! Donnie, ocknij się! Ona żyje! Ja to wiem!

-Nie, nie będę tu czekał. Idę!

-Donnie, nie!

Wampirzyca czepiła się jego ramienia zatrzymując. Spojrzała na niego blagalnym wzrokiem.
Donatello pamiętał ten gest. Już kiedyś zrobiła to samo. I nadal na niego działał.

-Donnie, błagam- wyszeptała.-😅Nie pozwolę im cię zabić.

Puściła go, a on odwrócił się w jej stronę.

-Nie dam im zabić nikogo z was- ciągnęła.-Jeśli trzeba będzie to i sama pójdę do tego pałacu, ale nie pozwolę im cię skrzywdzić.

-Natasha, czy ty...

-Kocham cię? Tak. Tak, kocham i chciałabym cię odzyskać, ale nie mogę. Ty jesteś z April i teraz ona jest twoim światem. Nie będzie już tak jak dawniej.

-Masz rację, nie będzie. Przykro mi.

-Rozumiesz Donnie. Przecież byłam w tobie zakochana. Pamiętam jak do działa.

-A...jak to się stało, że nadal żyjesz?

Wampirzyca westchnęła ciężko spuszczając wzrok.

-Karen to pół feniks- wyjaśniła.-Gdy umarłam...tak na dobre, Karen jakimś cudem przechwyciła resztki mnie i podkładała prochy. I tak oto jestem. Tylko... jaki sens jest być dalej wampirem, gdy osoba, na której mi zależy... chodzi z inną?

-Natasha... myślałem, że właśnie tego chciałaś.

-Chciałam, ale wtedy umierałam. Teraz... Nie, nieważne. Nie powinnam tego mówić.

-Oj, Nat...

Donnie podszedł do niej obejmując ramionami i przytulając. Dziewczyna odwzajemniła uścisk chowając głowę w jego skorupie. Po chwili odsunęła się powoli patrząc na twarz żółwia. Pogładziła go lodowatą dłonią po policzku. Zbliżyła się do niego rozchylając usta. Gdy tylko musnęła jego wargi swoimi, Donatello odwrócił głowę odchrząkując.

-Nie możemy- rzekł.

-No tak, przepraszam- odparła zmieszana odsuwając się i zaczesując włosy za ucho.-Po prostu ta siła jest za mocna dla mnie.

-Nie próbuj więcej.

-Oczywiście.

Nagle oboje usłyszeli wbiegające do środka Renet i Karen. Zdziwieni wyjrzeli z laboratorium.

-Leo, słuchaj no- zagrzmiała Renet.-Co ty kombinujesz za naszymi plecami?

-Co się dzieje?- spytała Beatrice.

-Leonardo po kryjomu namówił Klan Stopy na walkę z Prawdziwą Rzeczywistością- wyjaśniła Karen.

-Zamierzam pomóc- tłumaczył Leo.-Raph zgarnia armię Salamandrian. Przyda się każda pomoc.

Wszystkie trzy stanęły jak słup soli. Jakby walnął w nie piorun.

-Debile- rzuciła Karen.-Macie pojęcie co zrobiliście? Ta wojna nie jest dla śmiertelników?!

-Stwory chcą przejąć tą planetę ze względu na ludzi!- wyjaśniła Nat.-Chodzi o to, żeby ochronić ich, a nie robić z nich żywe tarcze!

Żółwie spojrzały po sobie zaskoczone.

-Nie wiedzieliśmy...- zaczął Raph.

-Macie to wszystko odwołać- rozkazała Tris.-Nikt wam nie mówił, że możecie brać w tej wojnie udział. Na czas walki siedzicie tutaj.

-Zamierzacie nas usadzić?- wkurzył się Donnie.

-A żebyś wiedział- syknęła Renet.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro