Rozdział 5~Zewsząd pomoc
Mikey z Karen pałaszowali ciepłą pizzę z rozmarzonymi oczami wzdychając. Żółwiowi wydawało się, że właśnie znalazł idealną partnerkę do delektowania się tym jedzeniem. Na każdy kęs reagowała podobnie jak on.
-Kocham pizzę- wyznała.-Ale to jest dziwne. Jem ją praktycznie codziennie i nadal trzymam linię.
-Ja też- poparł ją Mikey klepiąc się po brzuchu.-Codziennie pizza a skorupa nadal dobra.
-A może twoja lodowa kotka też zechciałaby dołączy- zaproponowała Nocna Łowczyni.
-Miałem dokładnie to samo na myśli- zorientował się.-Łał! Nocni Łowcy potrafią czytać w myślach?
-Nie. Potrafią tylko zabijać potwory.
Żółw podszedł do lodówki wyjmując z zamrażalki Lodokicię. Postawił ją na stole siadają obok Karen.
-A jak to jest być Nocnym Łowcą?- spytał Mikey.
-Tak samo jak być Ninja- porównała.-Tylko my walczymy z nieco bardziej dziwacznymi stworzenia niż wy i innymi mieczami.
Wyciągnęła swe srebrne ostrze pokazując je Michelangelo. Mutant wziął je do ręki oglądając dokładnie.
-Jest ze srebra a z drugiej strony...-Karen odwróciła miecz rękojeścią do góry po czym nacisnęła ukryty przycisk.-... osikowy kołek. Coś dla wampira i coś dla wilkołaka.
-A Renet, April i Tris...Jak to się stało, że dołączyły do ciebie?
-Jestem w połowie feniksem. Tris przywróciłam do życia. To jest jedyna nadnaturalna zdolność, którą posiadam. Ale działa tylko na fantastyczne stwory. Renet to moja stara znajoma, a April poleciła mi Beatrice. Jesteśmy zwiadowcami. Patrzymy jak dużo naroiło się tu tych dziwadeł.
-Łał, to jak ich wiele?
-Wystarczająco by stworzyć armię i wciąż ich przybywa.
-A jak duże jest ryzyko, że... no wiesz...
-Umrzemy? Dla nas zerowe. Jedynie April jest zagrożona. Tris nadal próbuje ją namówić na nieśmiertelność, ale ona odmawia.
-A Renet?
-Będzie ją chronić specjalne pole siłowe.
-No to czemu...
-Renet to czaso-master zatem jakąś nadnaturalną istotą jest bo zdaje się czasem mogą władać tylko wyjątkowe osoby. April jest telepatką i ma telekinezę jednakże nawet jako półkosmitka nic to nie da. Chyba, że sama zdoła utrzymać własne pole siłowe.
-To po co ona do was?
-Telekineza to coś, czego nam brakuje. Nie miałyśmy wyboru.
Mikey spojrzał na Lodokicię głaskając ją po głowie.
-Renet to twoja dziewczyna?- dociekała Karen.
Żółw osłupiał rumieniąc się.
-Nie... Znaczy chyba nie- odparł.
-Chyba dużo zmienia. Ona też sporo o tobie mówi.
-Serio?
-Mhm. Spoko, ja nic jej nie powiem.
Puściła oko do niego z uśmiechem przełykając kolejny kawałek pizzy.
Tymczasem Raph siedział w swoim pokoju z laptopem na kolanach i Chompy'm obok siebie. Rozmawiał z Y'Gythgbą w sprawie wojny z Prawdziwą Rzeczywistością.
-Raphael, ale to jest praktycznie niewykonalne- tłumaczyła Salamandrianka.-Nie da się zmusić połowy wojska do tego, by przylecieli na Ziemię i walczyli z czymś, czego nawet na oczy nie widzieli.
-Posłuchają cię bo jesteś łączniczką tych dwóch światów- odrzekł.- Muszą to zrobić chociażby ze względu na ciebie. Mona, to naprawdę ważna sprawa. W grę wchodzą losy całej Ziemi. Proszę cię.
Dzieczyna oparła głowę o rękę po czym podrapała się w nią. Westchnęła ciężko patrząc znowu na niego.
-Zdajesz sobie sprawę, że rzucasz mnie na głęboką wodę?- spytała.
-Tak, ponieważ wierzę w twoje umiejętności dyplomatyczne.
-Nie praw mi tu komplementów. Zobaczę co da się zrobić.
-Kocham cię, wiesz?
-Tak, wiem. Muszę kończyć, ponieważ zapewne Slash zaraz zacznie na mnie krzyczeć, że zakłucam mu sen.
-Pa.
Lisa posłała mu uśmiech. Nagle do pokoju żółwia weszła Natasha. Raph zamykająca laptopa skierował wzrok na wampirzycę.
-Nie nauczono cię pukać?- warknął.
-Szukam Donniego- odparła.-Wiesz gdzie jest?
-Na powierzchni.
-Dzięki.
Odwróciła się w stronę drzwi gdy nagle Raphael jeszcze dodał:
-Hej, stój! Jedna chwilunia!
Dziewczyna stanęła. Żółw podniósł się sadzając Chompy'ego na swoim ramieniu.
-Słuchaj, nie psuj Donniemu i April tego, co mają. A najlepiej to się od nich odwal.
-Nie zamierzam im niczego psuć tylko ratować.
-Czyli?
-Jak April będzie dalej śmiertelna to zginie w tej wojnie. Wiec nie zatrzymuj mnie i pozwól w spokoju ratować to, co może się zawalić.
Wampirzyca wybiegła z jego pokoju kierując się do wyjścia.
Leo także szukał pomocy u Karai i Shinigami. Miały liczne wojska a Shreddera już nie było, tak wiec nic nie stało na przeszkodzie by udzieliły wsparcia.
-Nie ma nad czym debatować- powiedziała Miwa.-Mam wobec was ogromny dług za ocalenie mi życia. Co do potworów, czy wilkołaki także tak będą?
-Owszem, jednakże czy będzie tam ona... Tego nie jestem pewnien- rzucił Leo.-Poza tym to zamknięty temat.
-Kto oprócz nas będzie walczył?- dociekała Shini.
-Oczywiście cała reszta oraz Nocni Łowcy i Renet.
-A ta Renet to?
-Taka władczyni czasu.
-Okay, będzie ciekawie.
-Bądźcie gotowe. Wojna może zacząć się w każdej chwili.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro