Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3~Z prochów

-April, zrobi się z tego niezła zadyma- szepnął do dziewczyny Mikey.

Nie dał rady mówić głośniej by jego bracia nie mogli nocnego usłyszeć. Cała piątka była na patrolu, a rudowłosa cały czas czuła za sobą czyjąś obecność. Trzymała broń w pogotowiu.

-Jak nie przestaniesz kłapać dziobem to na pewno- odparła.

-A co wy, jesteście jakieś pogromczynie?- dociekał.

-Coś w tym stylu. I nie dopytuj więcej. Naprawdę nie mogę ci powiedzieć.

-Powiedzieć o czym?- wtrącił się Leo.

Dziewczyna spojrzała na niego z zakłopotaniem. Raph, Donnie i Leonardo patrzyli na nią ze znakiem zapytania.

-Emm... że... to nasz sekret-odparła tracąc najmłodszego łokciem.-Nie, Mikey?

-No w sumie...- zaciął się.-Tak naprawdę...

Rudowłosa nastąpiła na jego stopę. Żółw jęknął cicho.

-No tak, jasne, ale to nic ważnego- rzucił przez zęby.-Jest git.

Bracia popatrzyli na siebie, a potem z powrotem na miasto. April spojrzała na Mikey'go piorunując lodowatym spojrzeniem.

-Zakleję cię- powiedziała.

Wtedy do jej głowy dotarła fala zagrożenia. Położyła dłoń na rękojeści Tanto. Niebezpieczeństwo było coraz bliżej. Ściągnęła brwi rozszerzając nozdrza. Nagle jakby trafiła ją strzała.

-Odsuńcie się!- zawołała wyciągając ostrze.

Wtedy na dach wskoczył chłopak. Powoli podniósł się warcząc jak zwierze. Jego czerwone, puste ślepia wrzały drapieżną żądzą krwi.

-Cofnijcie się, no!- wrzasnęła.

Żółwie zrobiły kilka kroków w tył, a April rzuciła się na oprawcę jednym ciachnięciem spychając go z dachu. Dziewczyna popatrzyła w dół. To jeszcze nie był koniec.

-Jasny gwint- warknęła pod nosem.

Włożyła dwa palce do ust wydając długi, głośny gwizd. Grupa dziwnych ludzi szybko wspieła się po budynku z powrotem na górę. Nastolatka zrobiła krok w tył. Przygotowała sztylet zamierzając się na istoty. Ścięła jednej z dziewczyn głowę kopiąc ją w odment nocy. Drugi chłopak pchnął O'Neil na beton.

-April!- krzyknął Donnie.

Żółwie pobiegły jej pomóc.

-Nie atakujcie!- zabroniła im.

Tylko, że już było za późno. Bracia wpadli w wir walki. Wtedy z naprzeciwka nadbiegły trzy postacie z lśniącymi, srebrnymi meczami w rękach. Nie były to katany, ale broń rycerska. Księżyc odbijał się w nich jak w lustrze.

-April, łap!- wyrwała jedna z osób.

Rzuciła ostrze dziewczynie.

-Dzięki, Karen!- odrzekła chwytając rękojeść.

Nałożyła kaptur na głowę ruszając do walki. Dziwne istoty szczerzyły kły, ale rudowłosa razem z towarzyszkami dzielnie stawiały im czoła. Trupy padały jeden za drugim. Dziewczyna w czarnych spodniach odciągnęła żółwie po czym schowała je za drzwi w klatce schodowej.

-Czekajcie tu- rozkazała.

-No bardzo dziękuję, Renet- rzucił Mikey z sarkazmem po czym szybko zakrył usta orientując się, że zdradził sekret April.

-Renet? -spytali bracia.

Odchylili drzwi przyglądając się walce. Postać w ciemnofioletowej bluzie właśnie zatopiła swój miecz w sercu ostatniego chłopaka. Jednym szarpnięciem wyciągnęła ostrze, a stwór padł na ziemię.

-Cholerni krwiopijcy- powiedziała.

-I kto to mówi- odparła ironicznie ta z kręconymi, krótkimi włosami.- April, żyjesz?

-Tak, wszystko okay- rzekła.-Byłyście gdzieś w pobliżu?

-Taa, wyczuwałyśmy te pijawy od dłuższego czasu- wyjaśniła Renet.

Nagle ktoś mocno szarpnął kaptur April ściągając go z jej głowy. Dziewczyna genetycznie się odwróciła zauważając Raphaela i resztę żółwi. Na ich twarzach malowała się złość.

-Chłopcy, ja...- zaczęła.

-Co ty tu przed nami ukrywasz?- spytał Leo.-Kim one są?

-Oho, to może lepiej pójdziemy- szepnęła ta z kręconymi włosami.

-Zaraz, Karen- odezwała się zakapturzona w bluzie zatrzymując przyjaciółkę i ściągając jej kaptur.- To my wkopałyśmy April i teraz warto by było powiedzieć Don... to znaczy chłopakom całą prawdę.

Karen posiadała rumianą cerę, piwne oczy ciemnorude, krótkie, kręcone włosy. Przeczesane po lewej stronie głowy.

-Zasługują na to- ciągnęła osoba w bluzie odwracając w stronę żółwi.

Donniemu zdawało się, że skądś zna ten głos. Był taki znajomy.

-No to...-zaczęła Renet ściągając kaptur.

-Zaraz- zatrzymała ją Donatello patrząc na ostatnią we fiolecie.- Czy... Czy my się skądś nie znamy?

Dziewczyna podeszła do niego wolnym krokiem.

-Znacie się, Donnie- westchnęła April.-I to bardzo dobrze.

-No ściągnij- poleciła mu tajemniczą postać.

Donatello złapał za brzegi jej kaptura powoli odsłaniając jej twarz. Stopniowo zamierał. Cera była biała jak śnieg, znajome jaskrawozielone oczy a na koniec czarne włosy. Grzywka, choć ścięta nadal posiadała swe fioletowe pasemko. Powieki pomalowane na ciemny, fiołkowy kolor kontrastujący z twarzą. I czerwone usta wypełnione lśniącymi zębami choć znajdowały się w nich, niegdyś spiłowane, wampirze kły.

Donnie stał w osłupieniu. Nie mógł uwierzyć w to, kogo właśnie przed sobą widział. Dziewczyna zamrugała.

-Witaj,Donnie- powiedziała z uśmiechem.

-Na...Natasha?- wydusił.

-Raczej Beatrice- poprawiła go.-No... nie stój jak kołek.

Rzuciła się mu w ramiona, a żółw uścisnął ją chowając twarz w jej włosach.

-Jak? -spytał.

-To długa historia- odparła.

-Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę.

Tris wtuliła mocniej głowę w jego ramię. Słyszała jego płacz, ale nie zamierzała go puszczać by spojrzeć na jego łzy. To był słodki szloch.
Gdy otworzyła oczy zauważyła April stojącą ze spuszczonym wzrokiem. Szybko odsunęła się od żółwia posyłając mu uśmiech. Bracia Donniego stali wryci. Leo w końcu się otrząsnął mówiąc:

-Chodźcie do kryjówki. Tam wszystko wyjaśnimy.

.......
Takiego zaskoczenia raczej się nie spodziewaliście😂

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro