Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2~Znajoma twarz

Kilka dni później April siedziała osowiała na dachu opatulając się bardziej kurtką. W dalszym ciągu nie potrafiła darować sobie tego, że wypowiedziała słowa przysięgi zatajając przed przyjaciółmi sekret.

Znowu usłyszała za sobą kroki jednej z jej tajemnic. Tym razem tej drugiej.

-April...- odezwała się dziewczyna.

Rudowłosa powoli wstała odwracając się w jej stronę.

-Co ty taka niewyraźna?- spytała przyjaciółka.

-Zrobiłam coś... czego oni mi nigdy nie wybaczą- odpowiedziała.

-Co?- dociekała kładąc jej rękę na ramieniu.

-Krzywoprzysięstwo. Lojalności klanowi choć lojalna nie jestem.

Nastąpiła chwila ciszy. "Tajemnica" April westchnęła ciężko.

-Właśnie, że jesteś- uświadomiła jej.- Chronisz ich.

-I okłamuje.

-April...

Nagle dziewczynę okręcił jakiś łańcuch po czym pociągnął w prawo. Z cienia wyskoczył Mikey zaciskając podejrzaną, zakapturzoną postać w ramieniu po czym przystawił jej do twarzy ostrze kusarigamy.

-April, wszystko gra?- spytał.

-Mikey, zostaw ją!- zawołała rudowłosa.-Ona jest po naszej stronie.

-Po naszej?- zdziwił się.

-Mikey, to ja- odezwała się dziewczyna.

Żółw stanął zamurowany. Wydawało mu się, że skądś zna już ten głos. Zanim ją wypuścił, odłożył nunchako i ściągnął kaptur jej kurtki. Dziewczyna odwróciła głowę w jego stronę. Może i nie miała tego samego stroju ani hełmu, za to blond włosy i piwne oczy. Znał je dobrze.

-Renet?- wydusił.

Nastolatka zwiesiła głowę wzdychając ciężko. Michelangelo puścił ją po czym zdjął z niej łańcuch. Nastolatka wstała strzepując z siebie śnieg.

-Co ty tu robisz?- spytał.-Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę.

-Nie mogę ci tego powiedzieć- odrzekła.

-Co wy tu odstawiacie?- drążył.

-Mikey, idź stąd- pogoniła go April. -To nie twoja sprawa.

-Dlaczego wszyscy traktujecie mnie jak głupka?- ciągnął zdenerwowany.

-Nie jak głupka tylko świadka, który nie powinien niczego widzieć- tłumaczyła Renet.-Musisz odejść.

-Jak nie wyjaśnicie mi zaraz bo co chodzi to powiem o wszystkim chłopakom- zagroził.

-Mikey! - zawołała April.

-No co, trzeba to jakoś z was wyciągnąć, nie?

Rudowłosa odwróciła głowę wzdychając ciężko. Nagle wyciągnęła zza siebie Tant wymierzając je w twarz żółwia.

-Dobrze ci radzę- syknął przez zęby.- Odejdź stąd. Jeśli choćby piśniesz słowem reszcie, zrobię z ciebie krwawą miazgę.

Michelangelo wryło.

-Nie zrobisz tego, no nie?- upewniał się.-  Nie jesteś do tego zdolna.

April naprawdę nie chciała wyrządzić żadnemu z żółwi krzywdy. Chciała go jedynie postraszyć. Jednak zacisnęła rękę w pięść po czym uderzyła go z całej siły w policzek. Żółw upadł na beton łapiąc za bolące miejsce. Dziewczyna rozszerzyła oczy cofając rękę i schowała ją w drugiej dłoni.

-Mikey...- jęknęła.

-Chyba złamałaś mi ząb- odparł po czym splunął skruszonym ubytkiem.

Powoli wstał odwracając się w jej stronę w dalszym ciągu masując opuchnięty policzek.

-Co się z tobą dzieje? - spytał.-Od kiedy to bijesz swoich kumpli?

-Przepraszam cię, naprawdę. Ja... Ty nie możesz niczego powiedzieć reszcie bo... tu chodzi o bezpieczeństwu wasze i całego miasta.

-Eee...no ale...

-O nic nie pytaj. Idź.

Renet podeszła do nich wtrącając w rozmowę:

-Mikey, tak będzie lepiej, naprawdę. I nic nie mów braciom. Obiecaj nam to.

Żółw westchnął ciężko.

-Dobra, nie powiem-zgodził się niechętnie.- Niech wam będzie.

-Dzięki-odetchnęła rudowłosa.

-Chociaż nie tak wyobrażałem sobie nasze ponowne spotkanie, Renet- ciągnął.

-Wiem, ja też.- Skinęła głową.-Ale okoliczności się zmieniły. April, lepiej idźcie razem.

-Nie ufasz mi?- zezłościł się żółw.

-Nie o to chodzi. Ja też muszę już iść.

-A... okay.

Rudowłosa puściła przyjaciela przodem po czym rzucając okiem na Renet pobiegła za nim.

-Oj, obyśmy wyszły z tej wojny cało- westchnęła Pani Czasu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro