Rozdział 12~ Tę wojnę trzeba skończyć
To już tylko kilka godzin. Tyle pozostało do wojny. Kolejny kruk znalazł swego adresata w postaci Karen. Dziewczyna przeczytała wiadomość od Nocnych Łowców.
-Co napisali?- spytał Mikey.
Był na dachu razem z nią. Napięcie także jemy dawało się we znaki. Karen popatrzyła na niego.
-Czekają na nas kilka przecznic dalej- odparła.-Tak też przyjdą wampiry.
-Boisz się?- dociekał.
-Nie, zabijanie to część mojego życia- wyjaśniła.-Po to się urodziłam.
-Szkoda, że...poznaliśmy się w takich okolicznościach.
Dziewczyna popatrzyła na niego ze współczuciem. Westchnęła ciężko.
-Mikey, obiecaj mi coś. Obiecaj, że będziesz na siebie uważał. A potem postawię pizzę.
-O, tym ostatnim słowem od razu mnie przekonałaś. Obiecuje. Ale ty też musisz być ostrożna. Te kły i tak dalej.
-Jasne.
W kryjówce sytuacja była coraz gorsza. Żółwie szykowały się na wojnę. Ponieważ walka toczyła się z istotami mroku, stosowny był ciemny ubiór. Stroje żałobne spełniały tą cechę tak samo jak i poważny wygląd. Nocne Łowczynie także cisnęły w kąty bluzy i dżinsy. Zastąpiły je ciemnozielone kombinezony, czarne buty poza kolana, rękawiczki do łokci oraz ciemny kaptur.
-Nieźle- skomentował Raph.
-Wy też- odparła Renet.
Natasha siedziała przy April i rozmawiała z nią. Zamierzała przekonać ją do zmiany zdania. Rudowłosa była jednak nieugięta. Wtedy do dojo wszedł Donnie. Kleknął przy nastolatce łapiąc ją za rękę.
-Co się dzieje?- spytała, widząc jego pomalowaną twarz i czarną bandanę.
-Wojna- odparł żółw.-Już się zaczyna.
-Co?- zdziwiła się.-No sama widzisz, Tris. Podajcie mi ubranie.
Wsparła się na łokcie próbując wstać, ale Donatello szybko położył ją z powrotem na materac.
-Nie możesz, jesteś słaba- powiedział.
-Muszę- odpowiedziała.-Natasha! Ugryź mnie!
-Co?- przeraził się Donnie.
-Niech mnie ugryzie- powtórzyła.-Stanę się wampirem, ale wrócę do sił i mnie nie zabiją.
-Nie, April- rzekła Tris.-Ja... Nie mogę. Nie zrobię ci tego.
-Jeszcze do niedawna sama mi to proponowałaś.
-Tak, tak wiem! Ale już wolę sama iść i zginąć tam niż skazać cię na takie życie. Nie mogę. Nie zrobię temu żadnemu z waszej dwójki.
-Ale ja o tym myślałam...Donnie jest żółwiem, ja człowiekiem. A jeżeli my tak...do śmierci? Ja umrę gdy on będzie w średnim wieku. Wiec jeżeli chcesz dobra nas oboje, gryź do diabła!
-April...- wtrącił Donnie.-Ale zdajesz sobie sprawę, że nie będzie potem odwrotu.
-Tak- odpowiedziała.
-Dobrze, ale ostrzegam, zaboli- rzuciła Beatrice.
-Gryź, nie gadaj!- wymuszała rudowłosa.
Odkręciła głowę, a wampirzyca przysunęła się bliżej. Położyła ręce pod jej brodę i na włosy po czym zatopiła kły w jej szyi. Nastolatka jęknęła. Donnie patrzył na to z przerażeniem. Nie dotarło do końca jeszcze do niego, co tu się właściwie działo.
April zaraz zmieni się w wampira, powtarzał w myślach. Wreszcie Tris odsunęła się wyciągając usta ręką. Rudowłosa spojrzała na nią.
-Czujesz się jakaś...bardziej silna?- dopytała.
-N-nie, nie koniecznie.
-Jak to nie? Otwórz usta.
Dziewczyna posłusznie rozwarła wargi. Wampirzyca popatrzyła na jej zęby. Nie miała kłów.
-Nie zmieniłaś się- stwierdziła.-A...ja nie poczułam twojej krwi tak jak powinnam. Chyba... Kurczę, straciłam jad.
-Straciłaś jad?- niezrozumiał Donatello.
-Niestety- odparła.-To przez zdradę Zewu Krwi. Przykro mi.
-Nie wiedziałaś- rzekła April.
-Ale jeśli poczujesz się lepiej, możesz do nas dołączyć- westchnęła wampirzyca kładąc obok niej strój Nocnej Łowczyni i miecz.
Wyszła z dojo. Donnie wiedział, że też musi iść, ale chciał jeszcze pożegnać się z April.
-Niczym się nie martw- powiedział.
-Dobrze. Ale jeśli coś...
-Nic się nie stanie.
Pocałował ją w czoło po czym ściskając ostatni raz jej dłoń, wyszedł.
Wszyscy czekali już na niego w salonie.
-Jesteś gotowy?- spytał Leo.
-Jak nigdy- odrzekł.
-Wiec ruszajmy- rzuciła Karen.
Przyjaciele pobiegli na powierzchnię.
〰〰〰〰〰〰
Przyjaciele dochodzili do armii Nocnych Łowców. Wyglądała na naprawdę silną. Kilkadziesiąt tysięcy wojowników ubranych na czarno z mieczami w dłoni. Natasha, Karen i Renet podeszły do mężczyzny po 40-stce o potężnej budowie, ciemnych oczach i czarnych, krótkich włosach. Wyjaśniły mu coś, a w tym czasie dotarły wojska Klanu Stopy oraz Salamandrianie.
-Idą- powiedziała Karai.-Słyszę.
-No dobrze- przemówiła do swego oddziału Mona Lisa.-Z takim wrogiem jeszcze nie walczyliśmy, ale liczę, że dacie sobie radę. Wampiry to nie Terranie, są szybcy, silni, a ich zabójczą bronią są kły. Musicie na nie uważać. Mamy jednak sojuszników w szeregach wroga. Mroczne Anioły i wilkołaki są po naszej stronie. Są pytania?
Nikt się nie odezwał.
-Na pozycje!- rozkazała Salamandrianka.
Żołnierze rozsrawili się na dachach. Raph podszedł do ukochanej.
-Niezła jesteś w te klocki- pochwalił ją.
-Byłam szkolna też i na dowódcę- rzuciła.-Nie powinno cię to chyba dziwić.
Żółw pokręcił głową wyciągając broń. Y'Gythgba zrobiła to samo.
Klan Stopy oraz Łowcy również zamieścili się po okolicy.
Wiatr wiał mocno, niosąc zapach wampirzej obecności. Mróz był przeraźliwy, ale nikt nic sobie z tego nie robił. Serca biły coraz mocniej i mocniej. Waliły w piersiach jak oszalałe.
Mikey przełknął ślinę. Shini, Karen i Renet położyły mu ręce na skorupie, ale na niego nie patrzyły. Donnie oddychał głęboko i miarowo poprawiając w rękach kij. April w kryjowce ściskała koc przeczuwając zagrożenie. Karai zauważyła drżącą dłoń Leo, wzięła ją w swoją i splotła swoje palce z jego. Żółw spojrzał na nią zaskoczony. Miwa posłała mu życzliwe spojrzenie, ale się nie uśmiechała. Skinęła tylko głową kierując wzrok w dal miasta. Leonardo zrobił to samo ściskając jej dłoń mocniej.
-Już są- wyczuła Natasha.
Nagle na dach zaczęły się wdrapywać wrogowie. Doleciały także mroczne anioły. Ledwo się powstrzymywały widząc tylu Salamandrian, ale musiały. Napięcie było coraz większe.
-Wiecie, że nie uda wam się obronić wszystkich ludzi tego świata- rzekł kpiąco Traian.-Jeśli nie my to przyjdą tu następni.
-Pozbędziemy się ich tak samo jak i was- rzucił przywódca Nocnych Łowców.
-Gdzie jest Ziruth?- spytała stanowczo Karen.
-Jedna ruda śmiertelnica...Ale mam nadzieję, że już gryzie ziemię- syknął.
-April zabiła Zirutha!- zauważyła Tris.-Mamy znaczną przewagę.
Wszyscy wiedzieli, że to już zaraz. Rozlegnie się sygnał. Gotowali broń, przyjmowali pozycję bojową. Monica, Eve, Olivia i Victor puścili oko do przyjaciół. Jeszcze chwila i...
-Atak!!!- zawołał Traian.
Mroczne anioły i wilkołaki ruszyły, ale na wampiry. Rozgromiali połowę wojska krwiopijców, a wtedy wszyscy dowódcy przeciwnych armii zagrzmieli:
-Do ataku!!!
Wojska ruszyły na zezorientowane wampiry.
Walka się rozpoczęła. Żaden człowiek ani mutant, ani inna istota nie jest w stanie dokładnie opisać tego, co się tu rozgrywało. Śnieg był beszczeszczony krwią. Armia żółwi, Salamandrian, Stopy i Nocnych Łowców lub także Wojsko Światła miało sporą przewagę, ale to nie oznaczało, że obywało się bez ofiar z jego strony. Nocnym Łowcom nic poważnego się nie działo, ale resztę stanowili śmiertelnicy.
Leo był przygniatany do ziemi przez jednego z wampirów choć dzielnie próbował odepchnąć go ostrzem. Usłyszał trzask własnej skorupy. Wtedy z pomocą nadeszła Karai, która odkopnęła krwiopijce, a ten od razu nadział się na na kołek w rękojeści Karen. Zaatakował następny i tym razem dopadł Miwę. Przycisnął ją do betonu próbując ugryźć ją . Jego oczy jarzyły się taką wściekłością, jakiej dziewczyna nie widziała nawet u Shreddera. Wtedy któryś z wilkołaków chwycił potwora za szyję, przegryzając mu kręgi szyjne i rozszarpał gardło. Polała się krew. Karai podnosząc się rozpoznała w wilku Evelyn.
-Sztama na czas wojny, jasne?- rzuciła wilczyca.
-Raczej nie mam wyboru- westchnęła.
Dziewczyny ruszyły do dalszej walki.
Renet co się nie obróciła to wbijała wampiom kołek po czym odkopywała ich od siebie by nie zawalały miejsca. Od tyłu zaszła ją inna wampirzyca, jednak zanim Pani Czasu zorientowała się, przed krwiopijcę skończyła Shinigami, podniosła jeszcze zipiącego chłopaka z kłami i, robiąc z niego żywą tarczę, obroniła rywalkę. Wampirzyca wbiła zęby w tchawicę konającego pobratymca, a wiedźma dźgnęła koniec swej kusarigamy w skroń wroga. Mistrzyni Czasu dokończyła dzieła zadając jej ostateczny cios kołkiem w serce. Istota padła na beton.
-A ty czasem nie chciałaś rzucić mnie w paszczę wilkołaka?- zdziwiła się Renet.
-W puszczę wilkołaka, nie wampira- wyjaśniła Shini.-Zresztą teraz nie ma czasu na nasze kłótnie. Sojusz?
Wiedźma wyciągnęła do niej rękę, a Pani Czasu od razu jej ją podała. Zaatakował je kolejny wampir, ale wtem okrecił go łańcuch. To była robota Mikey'go. Renet szybko wbiła w drapieżcę kołek.
Mona nadzorowała walkę Salamandrian i sama także zadawała ciosy wampirom. Dźgnęła kolejnego w pierś po czym popchnęła w stronę Nocnego Łowcy by dokończył dzieła. Jednak nie zauważyła następnego zagrożenia. Następny krwiopijca uderzył ją swą nadnaturalną siłą. Dziewczyna spadła z dachu.
-Mona!- zawołał Raph raniąc oprawcę w plecy.
Nocni Łowcy już się nim zajęli, a żółw podbiegł do krawędzi. Na szczęście Lisa złapała się parapetu. Raphael odetchnąć z ulgą.
-Daj rękę!- krzyknął.
Salamandrianka pociągnęła się podając mu dłoń.
-Raphael, uważaj!- zawołała.
Żółw odwrócił wzrok zauważając wampira. Jednak nieoczekiwanie z pomocą przyszedł Lukas. Zacisnął dłoń na szyi wroga i nie puścił, póki jego jad nie zabił drapieżcy. Raph poczuł, że Mona jest nadzwyczajnie lekka. Gdy skierował na nią wzrok, okazało się, że to Eric wziął ją na ręce po czym wcisnął dziewczynę żółwiowi.
-Masz tą swoją Julię- prychnął.
Odleciał razem z Lukasem, a Raph postawił Y'Gythgbę na ziemi.
Donnie blokował ruchy wampira, który był już nielicznym, jaki się ostał. Natasha podcięła swemu pobratymcowi nogi po czym wbiła w niego kołek. Ale wtedy kolejny drapieżca odrzucił ją na odległość kilka metrów. Donatello też dostał i gdy wróg już przymierzał się do wyssania mu krwi, nagle drgnął, wygiął się a potem padł. Z odsieczą przybyła April. Jej strój i miecz, a także rozpuszczone włosy lśniły w blasku księżyca.
-Tęskniłeś?- spytała.
-Nawet nie wiesz jak bardzo- odparł Donnie.
Podniósł się, a wtedy rudowłosa poczuła za sobą czyjąś obecność. Szybko się odwróciła zderzając swe ostrze i ostrzem Traiana. Rzuciła mu wrogie, lodowate spojrzenie.
-Nie widzisz, że już przegrałeś?- syknęła.-Nikt tu nie został oprócz ciebie.
-Jeśli mam przegrać, to chcę przegrać w wielkim stylu- odparł.- Zabijając ciebie. Tak jak ty zabiłaś mego brata.
April rzuciła się na niego z mieczem. Traian odparowywał ciosy, ale dziewczynie pozostawała jeszcze telekineza. Odepchnął go jednym ruchem dłoni po czym skoczyła na niego z kołkiem. Wampir zrobił unik. Wszyscy patrzyli na pojedynek w napięciu. Trzymali kciuki za April. Traian przeskoczył nad nią odrzucając ją na krawędź. Uderzył akurat w ranę na jej boku i rudowłosa gwałtownie opadła z sił. Spojrzała na całą armię, która dodawała jej sił. Kiedy tylko Traian podszedł bliżej, nastolatka przeczuła właściwy moment i dźgnęła go kołkiem w serce przebijając na wylot.
-Jednak przegrałeś- syknęła.
-Ale w wielkim stylu- prychnął.
Nieoczekiwanie chwycił dziewczynę za ramiona po czym przyciągnął ją do siebie. Ostrze miecza przebiło ją. April ani drgnęła. Srebro przeszło przez nią aż do rękojeści. Oczy nastolatki rozszerzyły się. Rana wypluła krew. Wszyscy zamarli z przerażenia.
-APRIL!!!- krzyknął na całe gardło Donnie.
Rzucił się ukochanej na ratunek. Odepchnął Traiana, a rudowłosa złapała w ramiona. Po chwili dobiegła reszta przyjaciół. Donatello nie mógł zebrać myśli. On... tracił ją?
-April...Ap... Ty...Nie- jąkał.-Prosz...błagam...
-Ja nie wiem jak...Donnie, ja nie chciałam...- krztusiła się własnym głosem. Z kącików ust popłynęły stożki krwi.-Przepraszam...
-Za co ty mnie przeraszasz?*-szepnął zrozpaczony.
Natasha klęknęła przy nim kładąc rękę na jego skorupie.
-To ja powinnam przeprosić- rzekła przez łzy.-To moja wina. Donnie, wybacz mi.
-Ja...To miało inaczej wyjść...- wydusiła April.-To nie tak...
-Ćśśś- uspokajał ją gładząc roztrzęsioną ręką jej włosy.-Będzie dobrze...April...będzie...
-Tris... proszę... Proszę, zrób to... Nie zostawiaj...
-April, April nie rób mi tego!
-Ja... Wyjaśniłam wszystko... Wybaczcie mi...
Straciła wszystkie siły. Rozległ się krwotok i brak tlenu w przebitym płucu zakończyły jej żywot. Donatello patrząc na jej siną twarz pokręcił głową tuląc ją do siebie i rzewnie płacząc. Natasha zacisnęła rękę na jego ramieniu rozplakując się. Najbliżsi przyjaciele stali zrozpaczeni, zszokowani.
Tego dnia słońce już nie zaświeciło a śnieg nie padał.
~~~~~~~~
*Ten cytat jest wyciągnięty z "Miasta 44"wypowiedziany przez Stefana Zawadzkiego granego przez Józefa Pawłowskiego
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro