Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8~Historia Lubi Się Powtarzać

Leonardo wraz z Olivią i Evelyn zeszli do kanałów. Zapach czy może raczej smród działał na dziewczynę tak odpychająco, że zakrywała połowę twarzy rękoma.

-Przyzwyczaisz się - zapewnił ją żółw.

-Mam nadzieję - odparła. - Daleko jeszcze?

-Spokojnie, już niedaleko. Jesteś jeszcze zmęczona?

-Nie, nie chodzi o mnie. Olivia jest bez śniadania.

-Och, no tak. Dobra, już zaraz.

Skręcili i już byli przy torach metra. Do kryjówki zostało parę kroków. Leonardo wszedł pierwszy by uciszyć zbiegowisko i przyjąć na skorupę uwagi Rapha.

-Cześć - powiedział.

-No, raczyłeś się zjawić - warknął na niego Raphael. - Dwa dni cię nie było!

-Tak wiem, darujcie - odparł. - A co z Karai?

-Coraz gorzej - westchnęła Shini. - Nie wiem czy z tego wyjdzie. Nic nie działa. Donatello szuka lekarstwa.

-Posłuchajcie, wiem, że to nieodpowiedni moment, ale chcę prosić was o absolutną ciszę - rzekł.

-Dlaczego? - spytała.

Leo wrócił do wyjścia po czym wrócił z Eve i z Olivią. Mikey, Raph, Shini i April wbili w nie zaskoczone spojrzenia. Leonardo spiorunował ich złym wzrokiem na znak, by przestali się tak głupio gapić.

-Em... Część - przywitała się niepewnie Eve.

-Hej - odrzekła rudowłosa. - Czyli to ty jesteś Evelyn.

-Tak, to ja - odrzekła.

-Może usiądź sobie - zaproponował Leo.

Dziewczyna kiwnęła głową. Raphael podszedł do brata szarpiąc go za ramię i zaciągając do dojo.

W środku Leonardo wyrwał się z jego uścisku.

-Co ty, jaja sobie robisz? - rzucił mu prosto w twarz. - Karai stoi nad grobem a ty przyprowadzasz tu jakąś dziewczynę... W dodatku z dzieckiem. Aż tak jesteś zdesperowany?

-Zdesperowany? Ja? - zdziwił się. - Evelyn i Olivię ścigają wilkołaki. Tylko tutaj będą bezpieczne.

-A Karai? To chyba nasza siostra, co?

-Od kiedy ty otwarcie to przyznajesz? Zdaje się nigdy cię nie obchodziła.

-Obchodziła, ale kiedy ty ją olałeś, ktoś musiał zacząć to okazywać.

-Ona też mnie olewa. Cały czas. A teraz gdy znalazłem kogoś za kogo warto nastawić skorupy, ty oczywiście musisz odstawić cyrk.

-Dopiero znalazłeś? Czyli co, nad swoimi braćmi to się litowałeś, tak?

-Chodziło mi o dziewczyny. Ale nie o April czy Monę tylko... Tylko o moje nieszczęśliwe wybory.

-A ta księżniczka z dzieciakiem jest jednym z nich! Wykorzystuje cię, nie widzisz tego?! To manipulatorka!

-Nie mów tak o niej!

Pchnął Raphaela tak mocno, że ten uderzył o ścianę. Leo stanął zmutowany. Raphael powoli się podniósł łapiąc za skorupę na klatce piersiowej.

-Raph... Ja... - jąkał. - Przepraszam. Nie chciałem.

-Zachowujesz się jak Donnie - warknął. - Im więcej tych fantastycznych babek tym co raz to kolejny z was traci dla nich głowę. Z naszej trójki najwidoczniej tylko ja trzeźwo tu myślę.

Ruszył w kierunku wyjścia. Leo spuścił wzrok wzdychając ciężko.

-Gdyby Splinter żył, wstydziłby się za ciebie - dodał Raphael łapiąc za drzwi. - Zastanów się czy ona jest tego warta.

Wyszedł a Leonardo chwilę po nim. Starał się nie budzić żadnych podejrzeń w przyjaciołach. Karai, spała, więc rozmowę trzeba było odłożyć ja później; o ile w ogóle zdąży. Siadł obok Evelyn. Dziewczyna spojrzała na niego. Mikey cały czas śmiał się, Olivią. Raz nawet go ugryzła, gdyż jako Hybryda rosła znacznie szybciej i ząbki zdążyły się już wyżnąć.

-Ale ona słodka - skomentował.

-Chcesz potrzymać? - spytała.

-Serio mogę? - niedowierzał.

-Może lepiej ja to zrobię - wtrąciła April podchodząc do niej i biorąc Olivię na ręce.

-Dzięki - powiedziała Eve.

Poderwała się i pociągnęła Leo do wyjścia. Będąc przy torach zaczęła:

-Nie mogę tu zostać.

-Co? Dlaczego?- spytał.

-Nie chcą mnie tu. Słyszałam twoją "rozmowę" z bratem.

-Nie przejmuj się nim, naprawdę. On się urodził po to by wybuchać złością.

-Ale ma rację. Tamta dziewczyna... ona nie pociągnie już tej doby. Umrze w męczarniach. To ją wtedy ugryzł wilkołak. Organizm odrzuca jej przemianę.

-Co? Nie... Ona... Ona nie może umrzeć.

-Na szczęście znam na to lekarstwo. Victor mnie nauczył.

-Pomożesz?

-Oczywiście. Nie chcę by ktoś z mojej winy ginął.

-Nie wiem jak ci dziękować.

-Na razie nie masz za co. Ale potem musisz pozwolić mi odejść.

-Evelyn, nigdy ci na to nie pozwolę. Ja cię... Ja... cię...

W odpowiedzi Eve zetknęła jego czoło ze swoim po czym powoli złączyła ich usta na małą chwilę.

-Jeszcze nie wiem czy czuje to samo, ale to może być na dobry początek.

W odpowiedzi Leo ponowił ten cudowny moment, ale był o wiele silniejszy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro