Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4~To już wkrótce

Leo dalej szedł marszem. Sam nie wiedział dlaczego Karai go zaszantażowała. Zapewne by mu dopiec albo - co było mało prawdopodobne - martwiła się o niego lub była zazdrosna. Może jeżeli wyjawi braciom prawdę to dziewczyna nie będzie miała powodu by dalej nim manipulować.

Dotarł do okna Evelyn. Zastukał w szybę czekając aż przyjaciółka mu otworzy. Po chwili okiennice się uchyliły. Eve upewniając się, że to on, odchyliła okno mocniej. Żółw wskoczył do środka zamykając szklane drzwiczki.

-Cześć, mój Aniele Stróżu - zażartowała.

-Cześć - odparł. - Jak się czujesz?

-Tak samo jak wczoraj. I przedwczoraj. I przed przedwczoraj.

-Okay, rozumiem.

-Chcesz coś do picia albo do jedzenia?

-Może wodę.

-Już pędzę do kuchni.

-A może ja to zrobię?

-Leo, jestem w ciąży, nie w zaawansowanym stadium raka. Nasiedziałam się dzisiaj tak, że mnie tyłek boli. Muszę się trochę ruszać.

-Dobra, dobra.

Evelyn poszła po wodę a Leo siadł na kanapie czekając na nią. Po chwili dziewczyna wróciła do niego ze szklanką wody.

-Proszę - powiedziała podając naczynie.

-Dzięki - odparował biorąc je do ręki.

Upił nieco i odstawił na stół. Pomógł Eve siąść ma kanapie po czym zajął miejsce obok niej.

-Co ty taki skwaszony? - spytała.

-Ja? Wydaje ci się - odparł.

-Leo - naciskała.

-Eh, okay - uległ jej. - Chcę cię o coś zapytać.

-Mów.

-Bo wiesz... Zastanawiałem się czy nie zechciałabyś poznać moich braci.

-Twoich braci?

-Tak. Ciągle się mnie pytają kim jesteś.

-Ja nie mam nic przeciwko. Tylko...

-Co? Coś nie tak?

-Kiedy zamierzają wpaść?

-Może... jutro?

-To oby nie natrafili na mnie wijącą się w bólach.

-A co? To już?

-Podejrzewam, że w najbliższych czterdziestu ośmiu godzinach.

-Zostać z tobą na ten czas?

-Nie, no przestań.

-To co mogę dla ciebie zrobić?

-Miej telefon w pogotowiu.

-Jasne.

Przysunął się do niej dość blisko, ale jej to najwyraźniej nie przeszkadzało.

-Leo - zaczęła.-Wiesz, dziękuję ci, że wpadłeś na ten pomysł by do mnie zaglądać. Teraz nie czuje już takiego strachu. No i nie myślę o Victorze.

-Jakim trzeba być człowiekiem, żeby zostawić dziewczynę w takim stanie na pastwę losu?

-Jak widzisz, istnieją tacy ludzie.

-Eve, wiesz, że jeżeli tylko będzie ci potrzebna moja pomoc to nie wahaj się i dzwoń śmiało.

-Nie, ja nie mogę cię tak wykorzystywać. Ty masz też swoje życie. Nie mogę ci go zabrać.

-Ty też jesteś częścią mojej życia.

Evelyn popatrzyła na niego z uśmiechem o nieoczekiwanie przytuliła. Żółw odwzajemnił jej uścisk.

-Dziękuję ci - powiedziała.

-Nie ma sprawy - odparł.

Nagle dziewczyna odsunęła się dotykając brzucha.

-Coś nie tak? - spytał Leonardo.

-Kopie - wyjaśniła.

Wzięła rękę żółwia i położyła ją na swoim brzuchu. Gdy Leo wyczuł uderzenie, dłoń mu zadrżała. Zaśmiał się ze szczęścia nieco zaskoczony. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie czuł.

-Ale to dziwne - stwierdził.

-Prawda - odrzekła. - Ale na swój bolesny sposób nawet miłe.

***
Uff... Zdążyłam jeszcze przed końcem wakacji. Chcę nadmienić, że w następnym rozdziale rozegra się akcja porodowa więc osoby o słabszych nerwach niech uważają 😄

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro