Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10~Gniew i Złość

Chłopcy byli już na powierzchni. Stali na jednym z nowojorskich budynków. Wiatr policzkował ich chłodnymi podmuchami. Słyszeli wycie wilków.
Nadchodziły.
Bracia jeszcze ich nie widzieli, ale już czuli ten smród z ich pysków. Przed oczami stanęły im wściekłe, puste ślepia, piany ściekające z zębów.

-Już idą - rozległ się głos za nimi.

Żółwie odwróciły się. Zobaczyły wilka o czekoladowej sierści z przebłyskami rudego.
To był Victor.
Jego jasnych oczu nie dało się pomylić z innymi. Wilkołak podszedł do Leo. W kłębie sięgał mu do połowy ramienia.

-Po co przyszedłeś? - spytał mutant patrząc na panoramę miasta z powagą.

Victor stanął obok niego. Także nie spojrzał na rywala a wzrok wbił w budynki.

-Odebrałeś mi moją wilczycę, ale nie pozwolę im jej skrzywdzić - odparł.

Nastała chwila ciszy. Denerwującej ciszy.

-Co ty właściwie zamierzasz zrobić? - rzucił ostro wilk. - Evelyn ma dziecko, Olivię, moją córkę. Naszą córkę. Ty jesteś nam do niczego nie potrzebny.

-To ty jesteś nam nie potrzebny - syknął. - Chyba pora byś to usłyszał jeszcze zanim dowie się o tym Eve. Kocham ją i Olivię. Nie oddam ci ich.

-To co? Może mi jeszcze powiesz, że chcesz zostać ojcem dla Olivii?

-Jeśli będzie trzeba...

-Co?!

Raph z Donniem i Mikey'm rozdzielili ich.

-Leo, nie wygłupiaj się - rzucił Donatello. - Nie czas na to.

Rozległo się dzikie warczenie.
Nadszedł czas.
Victor wyszczerzył kły najeżając sierść. Bracia wyciągnęli broń. Wataha Vari nadeszła. Liczyła aż ośmiu członków. Przewodził im czarny wilk.

-Dajcie nam tego zdrajce, Hybrydę i jej matkę a zostawimy was w spokoju - przemówił.

-Z radością rzucę wam Victora na pożarcie, ale Eve i Olivii nigdy - odrzekł. - Naprzód!

Zaczęła się ostra bitwa.

Tymczasem w kryjówce dziewczyny siedziały jak na szpilkach. Przynajmniej większość. Karai gapiła się lodowatym spojrzeniem na Evelyn. Ona natomiast trzymała rękę na ustach myśląc o pocałunku Leo. Nie potrafiła go zapomnieć. Był taki czuły.
Shini trzymała Olivię na rękach a April patrzyła w sufit. W końcu Miwa nie wytrzymała i podnosząc się z kanapy pokazała gestowie Eve by poszła za nią.
Weszły do kuchni a tam Karai rzuciła już prosto z mostu :

-Słuchaj, dlaczego ty dajesz Leo złudne nadzieję?

-Co? - nie zrozumiała Evelyn.

-On naprawdę myśli, że ty coś do niego czujesz.

-Skąd wiesz, że jest mi obojętny? Masz jakieś dowody?

-Nie rozśmieszaj mnie! Nie będę bawić się z tobą w Sherlocka Holmesa. Widzę, że wcale ci na nim nie zależy. Ty tylko udajesz. Grasz. Bawisz się nim.

-O co ci chodzi?

-O to, żebyś zabrała te swoje dziecko i odczepiła się od Leo. On nie zasługuje na takie traktowanie.

-Jasne, a ciekawe kto mu takie traktowanie zgotował? Myślisz, że nie wiem co ty robisz? To, o co oskarżyłaś mnie teraz powinno być kierowane do ciebie. Zazdrość przez ciebie przemawia. Zależy ci na nim, ale tego nie przyznasz.

Karai nic nie mówiła. Patrzyła tylko na nią.

-I mimo że tego nie przyznasz to...

-No co?

-Kochasz Leo.

Miwa stanęła jak wryta. Wściekła przycisnęła ją do lodówki szepcząc na ucho :

-Powiedz to jeszcze raz a zabije cię.

Odsunęła się powoli gdy nagle obie usłyszały krzyk pozostałych. Wybiegły z kuchni zauważając rudego wilka prztgniatającego April do podłogi.

-Zostaw ją!- krzyknęła Karai.

Wyciągnęła miecz ruszając na zwierzę. Zraniła go, ale monstrum odepchnęło ją łapą po czym rzuciło na nią. April podniosła się zatrzymując psa w powietrzu. Miwa dźgnęła wilkołaka w serce. Zwierzę padło na podłogę. Shini wróciła z sypialni Mikey'go. Ukryła tam Olivię.

-Zabiłaś go - wydyszała rudowłosa do Karai.

-Ale to jeszcze nie koniec - odparła. - Tam, na górze żółwie dalej walczą.

.....
Przepraszam was, że kolejny krótki, ale już następny będzie dłuższy.

⭐ i 📃 na drogę?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro