Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1 ~Nadopiekuńczy

Żółwie jak to zazwyczaj patrolowali miasto. Odkąd Karai zaczęła "władać" miastem na własny sposób, zamieszki w całym Nowym Jorku zmalały do minimum. Chłopcy nie mieli praktycznie nic do roboty, więc mogli potraktować ten obowiązek jak wypad na miasto. A poza tym każdy z braci był zajęty swoimi sprawami - Donnie nawijał z April przez telefon, Raph budował muskuły poprzez pompki, Mikey pałaszował pizzę jak to on. Tylko Leo brakowało zajęcia.

-Stary, co ty masz taką kwaśną minę? - spytał Raphael.

-Wydaje ci się - odparł szybko.

Brat przekręcił oczami wstając i podchodząc do niego.

-Idź do niej bo jajko tu zniesiesz - rzekł. - Przeżyjemy bez ciebie te kilka godzin.

-Ale do kogo mam iść?-Leo udawał, że nie wie o co Raphaelowi chodzi.

-Nie zgrywaj się- burknął. - No chyba, że do Karai. Raczej nie do królowej Anglii.

Leonardo westchnął ciężko. Szybko przeskoczył następny budynek i potem jeszcze na kolejny. Sam nie wiedział czemu, ale gdy tylko wypowiadał w myślach imię "Karai" to serce aż mu się do niej rwało. Doskonale wiedział, że mimo iż zarzekał się, że zauroczenie nią już dawno mu przeszło, to sam wówczas wprowadzał się w błąd.

Karai była twardą dziewczyną, której powiedzenie prosto z mostu "Podobasz mi się" wprawiłoby ją w śmiech trudny do opanowania. Ona fałszywa, on honorowy. Jednocześnie muszą i nie mogą się zejść. Leo cały czas musiał być na baczności bo Miwa mogła go kokietować i wykorzystać jego uczucie do swoich celów.

Minęło niecałe dwadzieścia minut nim żółw dotarł do kryjówki dziewczyny. Przeszedł przez dziurę w szkle podtrzymującym dach.

-O, patrz Karai, twój amant przyszedł - wyrwała Shinigami głaszcząc swego kota.

Miwa trenowała ciosy mieczem. Słysząc przyjaciółkę opuściła ostrze i się odwróciła.

-No, no, któż to nas zaszczycił? - zaszydziła. - Musiało się coś stać, że trafiłeś czas by tu zajrzeć.

-Owszem - odparł zeskakując na podłogę. - Twoi żołnierze zabierają naszą robotę.

-Mianowicie? - dociekała chowając broń.

-Zaprowadziłaś taki porządek w mieście, że nasze patrole nie mają sensu.

-No to chyba dobrze, co? Masz cały wieczór dla siebie.

-A jak znowu zaatakuje jakiś stwór? Jak na przykład coś w rodzaju Kavaxasa? Sądzisz, że poradzisz sobie sama?
Karai nieoczekiwanie uniosła się :

-Nie jestem jakąś skończoną ofermą!

-Wcale nie to miałem na myśli.

-Jeśli tak bardzo masz wątpliwości co do moich umiejętności to dołącz do nas. Będziesz miał mnie stale na oku.

-Dobrze wiesz, że nie mogę.

-Tak myślałam, pupilku Sprintera.

-Karai, po... po śmierci Sprintera moi bracia potrzebują mnie bardziej niż kiedykolwiek. Nie mogę ich zostawić. A jak coś by się stało?

-Sam nie wiesz czego już chcesz. Zamierzasz tak cały czas gdybać i zastanawiać się przez wieki, która z opcji będzie najlepsza?

Wymierzali między sobą srogie spojrzenia przez jakiś moment.

-Byłam, cmok iście się i zapominamy o sprawie - wtrąciła Shini. - Lgniecie to siebie od dawna.

Karai powoli przeniosła swój lodowaty wzrok na przyjaciółkę.

-No co? - spytała wiedźma.

-Sprawdze,czy nie ma cię na drugim końcu miasta- rozkazała.

-Ojej, już nic tu nie wolno powiedzieć - zgrzytnęła zębami wstając.

Wyskoczyła przez okno, a Karai kontynuowała rozmowę z Leo :

-Jeżeli nie chcesz do mnie dołączyć to przestań cały czas mnie kontrolować.

-Aż tak ci przeszkadza, że dbam o to, byś pozostała w jednym kawałku?

-Ty o mnie nie dbasz tylko non stop patrzysz mi na ręce! Wpadasz tu od nie wiadomo jak długiego czasu z pretensjami, że przez moją działalność w Nowym Jorku wy nie możecie urządzać swoich patroli. Przestań w końcu interesować się moim życiem i zajmij się swoim.

-Karai, przestań na mnie naskakiwać. Chciałem z tobą tylko porozmawiać.

-I porozmawiałeś. Zadowolony?

-Nie!

-Więc było lepiej to rozegrać. Tam są drzwi. Wyjdź!

-Karai...

-Wyjdź, albo cię wykopie!

Leo nie zamierzał już z nią dyskutować. Dziewczyna odwróciła się do niego tyłem. Żółw westchnął ciężko kierując się do drzwi.

Wyszedł z budynku niepocieszony spotkaniem z Miwą. Liczył, że będzie choć trochę łagodniejsza a ona prawie, że wykopała go za drzwi. Ale on też nie potrafił z nią rozmawiać.

Po raz kolejny zdał sobie sprawę, że nie ma się co łudzić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro