Lekcja 8
Moja wizyta w UA była... Dziwna. Nie potrafiłem powiedzieć, jak czułem się w tej szkole. Byłem jednym z nielicznych bohaterów, którzy skończyli inne liceum. Kiedy szedłem korytarzem, dzieciaki patrzyły na mnie i szeptały między sobą, co pewnie było wynikiem tego, że byłem bohaterem numer jeden w Japonii, nie tego, że uczyłem się w innej szkole, ale mój podstępny umysł lubił podszeptywać mi takie głupoty.
Bez większego problemu dotarłem na jedną z sal treningowych, na której miałem prowadzić spotkanie z profilami bohaterskimi. Jako wzór do naśladowania, czy coś z tych rzeczy.
Też mi wzór do naśladowania, superbohater, który sikał w majtki na widok złoczyńcy...
To nie był dobry moment na myślenie o Dabim.
Korzystając z chwili samotności, przysiadłem pod ścianą i odchyliłem głowę. Musiałem skupić się na pracy.
Skup się, Hawks. Te dzieciaki na ciebie liczą.
- Przepraszam - usłyszałem nagle, na co zerwałem się na proste nogi.
Popatrzyłem na stojącego przede mną mężczyznę, a serce niemal fizycznie mnie rozbolało.
Nigdy nie byłem wielkim fanem All Mighta, ale szanowałem go jako człowieka i rozumiałem jego fenomen, niezaprzeczalnie zrobił wiele dobrego.
A teraz stał przede mną - taki wątły, niewielki, zgarbiony, z oczami osadzonymi tak głęboko, że wyglądały praktycznie jak czarne dziury.
- All Might - wydukałem z niedowierzaniem. - Z-za co mnie przepraszasz?
- Gdybym nie zrezygnował, miałbyś więcej spokoju - wyjaśnił, po czym usiadł w miejscu, w którym sam siedziałem chwilę wcześniej. - Poza tym Endeavor... Powinienem był go obronić.
Z bezsilnością osunąłem się na kawałek podłogi obok mężczyzny.
- Nie możesz winić się za coś, na co nie miałeś wpływu - powiedziałem, sam nie wiem, czy do niego, czy jednak do siebie. - Powinieneś zadbać o siebie, a nie przejmować się tym, jak ja sobie radzę.
- Jesteś bardzo dzielny, Hawks - pochwalił. - Dzieci, z którymi zaraz się spotkasz, mają do ciebie różne podejście. Jedni cię uwielbiają, inny żywią irracjonalną urazę, bo zająłeś moje miejsce. Wiesz pewnie, że podobnie jest z całym społeczeństwem.
- Mogę cię o coś zapytać? - zmieniłem temat, nie odpowiadając na jego uwagę. Nie czekałem też, aż wyrazi zgodę na moje pytanie. Po prostu musiałem mu je zadać. - Skąd czerpałeś motywację?
- Kiedy nie miałem jej wystarczająco od fanów i ludzi, którzy potrzebowali pomocy? - odgadł, na co skinąłem głową. - Patrzyłem na to, co już osiągnąłem, na to, ile satysfakcji i radości mi to przynosiło. Chyba stąd - powiedziawszy to, zamilkł na chwilę, a kiedy znowu się odezwał, jego słowa rozbrzmiały w mojej głowie głośno, bo od dawna potrzebowałem je usłyszeć. - Jesteśmy bohaterami, ale jesteśmy też tylko ludźmi i nie zawsze mamy wpływ na to, co czujemy. Dlatego warto czasami wsłuchać się w siebie i zrobić to, co sam uważasz za słuszne, nawet jeśli dla kogoś innego będzie to akt czystego egoizmu. Nie przejmuj się tym, co mówi ktoś, kto przeczytał tylko przypadkowy rozdział z całej książki o twoim życiu. - All Might poklepał mnie po ramieniu, a później wstał i przeciągnął się. W tle rozbrzmiał dzwonek, oznaczający koniec przerwy obiadowej. Ten człowiek miał zadziwiające wyczucie czasu. - Zaraz zejdą się tu pierwsze klasy, oni są dość... Wyjątkowi. Nie chcę, żebyś mówił, że nie ostrzegałem.
Słyszałem wiele o pierwszych klasach UA, oglądałem Olimpiadę i wciąż miałem na uwadze Shoto, syna Enjiego. Planowałem złapać go po spotkaniu i zapytać o nieżyjącego brata, jakkolwiek okrutnie to nie brzmiało.
Czy zachowywałem się egoistycznie? Nie, po prostu robiłem to, co uważałem za słuszne. Był w tym włos moich własnych intencji, ale poza tym, że chodziło o mężczyznę, na widok którego miękły mi kolana, i tak chciałem go uratować.
Chciałem uratować człowieka, który ostatecznie mnie zabił.
Dosłownie albo w przenośni, sam wciąż nie jestem pewien.
***
Ten rozdział wyszedł mi na 2k słów, więc podzieliłam go na 3 części :D. Doceńmy mądre słowa Hawksa w następnym rozdziale, wiemy, że za często mu się to nie zdarza ;D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro