Lekcja 7
- W przyszłym tygodniu ma pan spotkanie z fanami, w piątek wywiad dla telewizji, a jeszcze w ten czwartek spotkanie z uczniami w UA, za to za dwa tygodnie czeka pana konferencja prasowa z All Mightem.
Rozłożyłem się z łokciami na biurku, słuchając mojej sekretarki jak za karę. Przerastało mnie to wszystko, taki napięty grafik i brak wolności, zero czasu dla siebie. Nie mogłem się przyzwyczaić, nie umiałem się przystosować. Z dnia na dzień dochodziło mi zadań i rzeczy do zrobienia, a jakby tego było mało, zajmowałem się sprawą Touyi, która była o tyle dziwna, że co jakiś czas prowadziła mnie do martwego punktu. Już niby czegoś się dowiedziałem, po czym okazywało się to nieprawdą albo tylko słabym tropem. Nie dawałem jednak za wygraną, to wszystko było zbyt podejrzane, żebym mógł z czystym sumieniem odpuścić.
Z Dabim nie widziałem się od tej nocy, kiedy przyniósł mi drinka i w swoisty sposób pogratulował zostania bohaterem numer jeden.
Jednak to, że go nie widziałem, nie oznacza, że o nim nie myślałem. Cały czas był gdzieś z tyłu mojej głowy. Kiedy zasypiałem, pod powiekami widziałem blade, błękitne światło, a kiedy się budziłem, w uszach szumiał mi syk ognia. Ogromnie pragnąłem znowu się z nim zobaczyć, a jednocześnie nie robiłem niczego w tym kierunku, bo za bardzo się bałem. Czego? Trudno było stwierdzić.
- Już, już, wystarczy - głos Mirko sprowadził mnie na ziemię. - I tak nie zapamięta nawet połowy z tych rzeczy, wyślij mu to mailem, a potem dzwoń codziennie rano, żeby przypomnieć o tym, co ma aktualnie do załatwienia. Co z tobą? Pracujesz z Hawksem od dziś? Dziękujemy, możesz iść.
To, w jak brawurowy sposób Rumi pozbyła się mojej sekretarki było godne podziwu. Sam nie potrafiłem być taki stanowczy, chociaż bardzo bym chciał.
Kobieta w garsonce, której imienia nie pamiętałem, aż wstyd się przyznać, wyszła z mojego gabinetu. Natychmiast chwyciłem dłoń przyjaciółki i ucałowałem jej wierzch delikatnie.
- Niecierpliwię się - odezwała się, siadając naprzeciwko. - Nie dość, że nie przedstawiłeś mi jeszcze swojego chłopaka, to nie wiem nic o tej tajemniczej sprawie z martwym dzieckiem w roli głównej.
- To nie jest mój chłopak - zareagowałem niestety ciut za późno, bo na moją twarz już zdążył wpełznąć nieznośny rumieniec, sugerujący, że nawet jeśli Dabi moim chłopakiem nie jest, ja chciałbym, żeby było inaczej. I owszem, w ciągu ostatnich dni wiele myślałem i zdążyłem pogodzić się z moim nieznośnie platonicznym uczuciem do złoczyńcy. Nie znałem go, więc jak mogłem chcieć od niego czegokolwiek? Nawet nie starałem się wyjaśnić tego w żaden logiczny sposób. Po prostu zaakceptowałem fakt, że na myśl o Dabim, żołądek mi się ściska, na twarz wstępuje uśmiech, a myśli stają się brudne. - A moje osobiste śledztwo stoi w miejscu, bardzo mi przykro, skarbie. Mam ostatnio sporo na głowie. Sama słyszałaś.
- Tak i zupełnie nie zazdroszczę - zgodziła się. - Dlatego postanowiłam wyświadczyć przysługę mojemu najlepszemu przyjacielowi i trochę poszperałam. Wiesz, królicze nory pełne są informacji. - Puściła mi oczko, po czym położyła przede mną zaklejoną kopertę. - Powinieneś porozmawiać z Shoto Todorokim, jeśli chcesz się w to zagłębić. Będziesz miał ku temu sposobność w czwartek, o ile się nie mylę.
Nie czekałem na chwilę samotności, natychmiast otworzyłem kopertę od Rumi. Byłem ciekawy i ogromnie podekscytowany, chciałem wiedzieć, ile szczęścia przyniosły jej przysłowiowe królicze łapki.
- Kto to? - zapytałem, przyglądając się zdjęciu przede mną. Twarz, na którą patrzyłem, wydawała mi się cholernie znajoma, a jednak nie potrafiłem dopasować do niej żadnego nazwiska.
- Touya, jeśli żyje - wyjaśniła kobieta. - To rekonstrukcja twarzy na podstawie zdjęć tego dziecka, jego rodziców i starszego rodzeństwa.
- Jesteś niezastąpiona, mówił ci to już ktoś?
W odpowiedzi poczochrała mnie po głowie, czego nienawidziłem, ale jej wyjątkowo na to pozwalałem. Była dla mnie jak siostra, jak matka, tylko lepsza. W niektórych momentach życia była dla mnie dosłownie wszystkim, co miałem. Zawsze stawała po mojej stronie, zawsze mogłem na nią liczyć. Kochałem ją.
- Nie wiem, czy to ułatwi ci poszukiwania, ale może na coś się przyda.
Wstałem i przytuliłem ją. Potrzebowałem tego, potrzebowałem bliskości. Za długo wmawiałem sobie, że muszę radzić sobie sam i być zdany wyłącznie na siebie. Miałem na kogo liczyć, miałem dla kogo się starać.
- Tak się dla mnie namęczyłaś, teraz tym bardziej nie mogę się poddać - oznajmiłem poważnie. - Dowiem się, co tak naprawdę przytrafiło się temu chłopcu.
-Jego życie może być w twoich rękach, Hawks.
Myliła się. To moje życie było w jego rękach.
Prawda, Dabi?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro