Lekcja 6
Drink, którego zrobił mi Dabi, podziałał na mnie błyskawicznie. Był słodko-pikantny, chyba jagodowy, ale alkohol dość dobrze zabijał smak owoców.
Upiłem się nim też dość szybko. Kiedy ostatnia kropla z piersiówki skapnęła mi na język, byłem już porządnie wstawiony.
Rozłożyłem się na swojej kanapie i popatrzyłem w okno.
- Gdzie jesteś, Dabi? I co ty tam porabiasz? - mruknąłem do siebie, zastanawiając się, co teraz robi ten piękny mężczyzna.
Zamknąłem oczy i zacząłem wyobrażać sobie, że jego twarz znajduje się przy mojej, jego ręce na mojej szyi, a biodra przy biodrach.
Jęknąłem, ukrywając twarz w poduszce. Wyobrażenie tej sylwetki, tej twarzy, tych oczu...
Podniosłem się z łóżka i podszedłem do okna. Potrzebowałem świeżego powietrza, żeby obniżyć ciśnienie krwi w moich żyłach. Nie lubiłem sam siebie zadowalać, a szczególnie nie z myślą o kimś konkretnym. Uważałem to za dość przedmiotowe traktowanie, nie podobało mi się to.
Potrzebowałem oderwać myśli, porozmawiać z kimś. Sięgnąłem po komórkę, żeby wybrać numer do Rumi. Zdawałem sobie sprawę z konsekwencji, jakie wiążą się z rozmową z nią, ale nie miałem nikogo bliższego.
- Jeśli jesteś pijany, przysięgam, że...
- Jestem gejem - wyrzuciłem z siebie. Kiedy tylko te słowa rozbrzmiały w słuchawce, serce podeszło mi do gardła. Zacząłem oddychać ciężko, a ręce nagle stały się mokre od potu.
- Wiem - odpowiedziała mi po chwili przyjaciółka.
- C-co? - wydukałem, ignorując to, jak trzęsie mi się broda.
- Wiem, Keigo - odezwała się spokojnie. Ton jej głosu działał na mnie niezwykle uspokajająco. - Znam cię tyle czasu, kochany - mówiła. - Wiem niemal od początku naszej znajomości. Nawet kiedy miałeś jakieś dziewczyny, to zawsze kończyło się szybko, zawsze podziwiałeś mężczyzn, patrzyłeś na niektórych chłopaków z takim uwielbieniem i podziwem, że dla mnie było to oczywiste.
- Rumi - jęknąłem, na chwilę zamykając oczy. - Jak ja mam być twarzą tego kraju, jak ja mam to wszystko znieść? Nie nadaję się do tego.
- Nadajesz. Musisz tylko trochę w siebie uwierzyć i dać sobie czas. A kiedy będziesz gotowy, koniecznie opowiedz mi o tym chłopcu, który zawrócił ci w głowie.
- On... chciałbym go teraz pocałować - przyznałem, przygryzając wargę.
- Pocałować - zaśmiała się dźwięcznie. - Tak, bo właśnie na tym by się skończyło, gdybyście teraz byli razem. Nie oszukuj, Keigo. Przeleciałbyś go.
- Rumi - jęknąłem.
- Dobrze, dobrze, nie będę cię zawstydzać. Ale i tak powinnam dać ci łomot za to, że się upiłeś. Nawet jeśli miałeś dobry powód.
- To drink od niego. Musisz mi wybaczyć.
- Od twojego przyszłego męża?
- Rumi Usagiyama! - zawołałem, czując, jak na moje policzki wstępuje rumieniec.
- Dobranoc, Takami - zachichotała, po czym rozłączyła się, zostawiając mnie z bladym uśmiechem na twarzy. Ta kobieta zawsze wiedziała, jak poprawić mi humor.
Tyle lat ukrywałem przed wszystkimi prawdę w obawie przed opinią, przed krzywymi spojrzeniami... Zrobiło mi się lżej, kiedy otworzyłem się chociaż przed najlepszą przyjaciółką.
- Co to za serum prawdy, Dabi? - parsknąłem, opadając na kanapę. - Niech cię szlag trafi - mruknąłem.
Zamknąłem oczy, a prawą rękę wsunąłem pod materiał swoich bokserek. Przygryzłem wargę, myśląc o tym krzywym uśmiechu, o fioletowej skórze, metalowych kółeczkach na policzkach i specyficznym zapachu płomieni tak gorących, że aż błękitnych.
***
- Promieniejesz - zawołała radośnie Mirko, postawiwszy kawę w papierowym kubeczku na moim biurku. - Miło to widzieć, Hawks.
Uśmiechnąłem się do przyjaciółki, po czym upiłem kilka łyków życiodajnego napoju, jaki mi sprezentowała.
- Dziękuję, najdroższa - mruknąłem radośnie. Przerzuciłem kilka stron w papierach, nad którymi siedziałem od samego rana. - Nawet nie wiesz, jak tego potrzebowałem. Mam na myśli kawę, chociaż komplementów nigdy za dużo.
- Długa noc? - zaśmiała się. - Nad czym pracujesz?
- Sprawa sprzed lat - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Touya Todoroki i jego tragiczna śmierć - sprostowałem, widząc zaciekawienie na twarzy przyjaciółki. - Mam pewne powody, żeby sądzić, że wcale nie umarł.
- Cieszę się, że w coś się wciągnąłeś, Keigo - pochwaliła. - Dobrze widzieć, że wracasz do siebie.
- Kiedyś trzeba, prawda?
- Lepiej późno, niż wcale - stwierdziła. - Kocham cię bardzo, wiesz? I nawet jak jestem podła i wstrętna, to robię to z miłości. Wiesz o tym, prawda?
- Wiem, mamo, wiem - zgodziłem się, posyłając jej całusa. - Też cię kocham!
- Lepiej dla ciebie, ptaszku.
Pomachała mi przed wyjściem, a ja mrugnąłem do niej porozumiewawczo. Była moim aniołem stróżem w diabelskim wcieleniu, ale nie potrafiłem się na nią gniewać.
Znowu zostałem sam ze swoimi myślami i kubkiem kawy. Spojrzałem na plik, leżący przede mną i wydąłem usta. Istniało niewielkie prawdopodobieństwo, że Touya przeżył, bo nigdy nie znaleziono jego ciała, a jeśli przeżył i duch Endeavora, który nawiedził mnie we śnie, wiedział o tym, to może te niebieskie oczy, na myśl o których moje hormony szalały, miały z tą całą sprawą coś wspólnego. To tłumaczyłoby, dlaczego Dabi był taki wściekły na Shigarakiego o tamto morderstwo i na mnie, kiedy powiedziałem, że może być spokrewniony z Todorokim. Wszystko składałoby się w średniologiczną całość.
***
Rozdziały na wyrost mi się kończą 😳.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro