Lekcja 2
- Hawks!
Krzyk Miruko rozniósł się po mojej głowie, sprawiając, że zaczęła boleć mnie jeszcze mocniej. Ze wszystkich ludzi, pracujących w tej agencji, musiałem wpaść akurat na nią.
- Mhm? - mruknąłem, odwracając się do niej niechętnie.
To nie tak, że nie miałem ochoty z nią rozmawiać. Była moją najbliższą przyjaciółką, kochałem ją na swój sposób. Tylko że.... Problem polegał na tym, że była do bólu bezpośrednia. Mówiła to, co myślała i nie przejmowała się, jeśli prawda była brutalna.
Bez słowa złapała mnie za rękaw i pociągnęła do mojego biura, gdzie w wymownym geście odsunęła mi krzesło.
Usiadłem na nim potulnie, bo i tak nie było sensu kłócić się z tą kobietą.
Kiedyś, dawno, dawno temu, kiedy się poznaliśmy, myślałem, że umiałbym ją kochać. Bardzo się wtedy pomyliłem. Rumi była wspaniała, ale zbyt twarda dla mnie. Zbyt prosta.
Miałem problemy, ale potrzebowałem nie kogoś, kto znajdzie rozwiązanie na to, co mnie trapi, a kogoś, kto do moich zmartwień dołoży mi swoich, żebyśmy ze wszystkim mogli uporać się razem. Kogoś o trudnym charakterze, kogoś, kto nie był w taki oczywiste sposób dobry albo zły, kto balansował na krawędziach.
- Znowu piłeś - stwierdziła, zdejmując mi z nosa moje żółte, przeciwsłoneczne okulary. - A to co?
Ostrożnie dotknęła mojej poszarpanej skóry tuż nad górną powieką prawego oka. Wbrew wszystkiemu, Rumi potrafiła być delikatna.
- Nie jestem pewien - przyznałem, wzdychać cicho. - Trochę urwał mi się film, a kiedy się ocknąłem, to już zdobiło moją przystojną twarz.
- Byłeś z tym u lekarza? - jej zatroskany ton nawet trochę mnie rozczulił.
- To tylko zadrapanie. - Lekceważąco machnąłem ręką. - Zdarzają się podczas patrolu.
- Wygląda bardziej na oparzenie, dość dziwne... Jakby drasnął cię rozgrzany metal.
Albo szkło. Może tłucząca się witryna sklepowa... Zignorowałem to dziwne przeczucie. Wiedziałem, że byłem na miejscu jakiejś awantury w zachodniej dzielnicy i że widziałem dziwnych ludzi, ale nie potrafiłem połączyć ze sobą faktów.
- Nic mi nie będzie - zapewniłem, po czym wyjąłem swoje okulary z rąk kobiety i założyłem je na czubek głowy, tym samym odgarniając swoje blond kosmyki z czoła. - Chciałaś coś ode mnie? Mam trochę papierkowej roboty.
- Przede wszystkim powinieneś pić zdecydowanie mniej - oznajmiła. - Jesteś dorosły i zawsze myślałam, że odpowiedzialny, ale jeśli dalej będziesz doprowadzał się do takiego stanu, wyślę pismo do tych gburów z komisji, żeby zawiesili cię w obowiązkach. Pełniąc służbę, masz czuwać nad dobrem społeczeństwa, pilnować, żeby ludzie byli bezpieczni, tymczasem na twojej warcie doszło do włamania i uszkodzenia własności prywatnej, na szczęście przynajmniej nikt nie ucierpiał, więc razem z twoją sekretarką udało mi się zmieść sprawę pod dywan. Wiem, że jest ci ciężko, Hawks, Endeavor był dla ciebie bardzo ważny, ale musisz wziąć się w garść, albo zgodzić się iść na urlop.
Rumi dawała mi niezłe reprymendy. Najgorsze w tym wszystkim było to, że wiedziałem, że ma rację. Nie zachowywałem się tak, jak na bohatera przystało.
Mój idol nie byłby ze mnie dumny.
Potarłem nasadę nosa, wzdychając ciężko.
- Wiem, że zajebałem sprawę, Miruko-chan. Bądź tak łaskawa i daj mi jeszcze jedną szansę - poprosiłem. - Poprawię się.
- Wierzę w ciebie, Hawks. Nie zepsuj tego - ostrzegła, po czym potarła moje ramię. - Wiesz, że traktuję cię jak brata. Zależy mi, żebyś był szczęśliwy, ale nasza praca to spora odpowiedzialność, nie możemy mieszać jej z życiem prywatnym i naszymi uczuciami.
Złapałem dłoń Rumi i ucałowałem ją delikatnie, jak prawdziwy dżentelmen. Znaliśmy się tak długo, a ona wciąż chichotała cicho na ten gest i powtarzała, że zachowuję się staroświecko.
- Zanim pójdę - odezwała się jeszcze. - Z wczorajszym włamaniem, które przez swój nietrzeźwy stan, jakoś pominąłeś, była powiązana Liga Złoczyńców. Właściciel sklepu, który został zdewastowany, przekazał nam nagrania z kamer. Przez chwilę widać na nich Shigarakiego Tomurę, którego nazwisko z pewnością nie jest ci obce. Był tam jeszcze jeden mężczyzna, ale nie wiemy, kim jest.
- Czarnowłosy, postawny, o fascynującej, fioletowej twarzy? - zapytałem zanim zdążyłem zastanowić się nad tym, co wypada z moich ust. Sam nie wiem, skąd wzięła się we mnie taka pewność, że tak właśnie wyglądał partner w zbrodni Shigarakiego.
- Fascynująca twarz?
- Źle to ująłem - speszyłem się lekko. - Bardziej... Nietypowa. Coś jakby jego skóra obumarła.
- Skąd to wszystko wiesz, Hawks?
- Przeczucie - rzuciłem obojętnie.
Po analitycznym wzroku Rumi widziałem, że nie wierzy moim słowom. Nic dziwnego, sam bym sobie nie uwierzył.
Chociaż tak naprawdę, czy kłamałem, skoro nie znałem prawdy?
- Tak czy inaczej, warto byłoby gdybyś wspomniał o tym w swoim raporcie - oznajmiła, by następnie wyjść bez pożegnania z mojego biura.
Przez chwilę jeszcze gapiłem się w przestrzeń, zastanawiając się, kim może być mężczyzna, z którym był morderca mojego idola, Endeavora.
Gdzieś w środku siebie czułem, że prawda jest blisko, niemal na wyciągnięcie ręki. Nie wiedziałem tylko, co mogę zrobić, żeby po nią sięgnąć. Czułem się, jakby ktoś spętał mi nadgarstki, jakbym nie mógł nic zrobić.
Odchyliłem się na krześle i popatrzyłem na sufit, oddychając głęboko.
Fioletowe policzki, czarne włosy i tak łudząco znajome, błękitne oczy. Skąd ja cię znałem? Dlaczego tak bardzo mnie intrygowałeś? Czemu bardziej od wpakowania Tomury za kratki za odebranie mi wzoru do naśladowania, chciałem dorwać go po to, żeby zdradził mi, kim jesteś?
Wplotłem palce we włosy i mocno zacisnąłem pięści. Myślałem, że zwariuję z natłokiem tych wszystkich niewygodnych myśli.
Potrzebowałem rozluźnienia.
Sięgnąłem do wewnętrznej kieszeni kurtki, żeby napić się wódki z mojej piersiówki, ale okazało się, że wcale jej tam nie ma.
- Cholera jasna - warknąłem do siebie, uderzając pięścią o biurko. - Pierdol się, kimkolwiek jesteś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro