Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Lekcja 13

Ja: pisze Wam notkę że może być krucho z rozdziałami
Też ja: czeka dwie godziny na pociąg i się nudzi
Rozdział: 👁️👄👁️

Anyway, miłej zabawy B).
***

Dabi oddał mój pocałunek. DABI ODDAŁ MÓJ POCAŁUNEK.

Musiałem stłumić krzyk ekscytacji, kiedy uświadomiłem sobie, że to naprawdę się dzieje.

Czułem pod palcami gorącą skórę, która w dotyku była o wiele bardziej miękka niż wydawała mi się wcześniej tylko z daleka. Jego usta poruszały się rytmicznie, a język w mojej buzi zdawał się płonąć.

Nie mogłem się powstrzymać, zacisnąłem pięści na płaszczu chłopaka, pragnąc z sekundy na sekundę coraz więcej i więcej. Dłonie Dabiego znalazły drogę do moich skrzydeł. On nawet nie mógł przypuszczać, jak wielką przyjemność sprawił mi ten dotyk.

- Wybacz, miewam problemy z samokontrolą, kiedy bardzo czegoś chcę - szepnąłem, oderwawszy się od mężczyzny.

- To było lekkomyślne - zauważył, po czym uniósł swoją dłoń do mojego policzka. Przesunął kciukiem po mojej wardze, ścierając z niej resztki swojej śliny. - Mogę mieć grzybicę jamy ustnej.

Prychnąłem cicho, kręcąc głową. On i te jego pouczenia... Było w tym coś osobliwego.

- Zamkniesz się kiedyś? - zapytałem ze śmiechem, po czym zarzuciłem mu ręce na szyję. - Daj mi coś powiedzieć.

- Droga wolna.

- Dobrze. - Wziąłem głęboki wdech. - Nie obchodzą mnie konsekwencje, Dabi, chcę spróbować mieć cię blisko. Chcę pozwolić sobie na uczucia. Chcę być szczęśliwy. Chcę, żebyś gadał mi te bzdury o nieodpowiedzialności, żebyś mnie krytykował i wytykał mi błędy. A poza tym chcę cię całować, dotykać twojej skóry i czuć na sobie twoje ciepło. Może to górnolotne, ale tego właśnie chcę, nie przejmując się tym, co będzie.

- To nawet bardzo górnolotne - zgodził się. Spojrzał na mnie z góry tymi swoimi błękitnymi oczami, a ja pomyślałem, że jest w stanie mnie nimi roztopić. - I głupie. Uczucie, którym mnie darzysz jest głupie.

- I co z tego? - upierałem się. Uderzyłem pięścią w pierś Dabiego i z determinacją patrzyłem mu w oczy, chociaż ten widok w zestawie ze świadomością, że nigdy może nie być mój, sprawiał mi niemal fizyczny ucisk na sercu. - Chcę ciebie. Czy chociaż raz mogę dostać to, czego naprawdę chcę?

Uśmiechnął się krzywo, uniósł rękę do mojego policzka. Zmusił mnie, żebym uniósł głowę i przyjrzał mi się uważnie, co dzielnie zniosłem.

- Dziwny jesteś - stwierdził, po czym mocniej zacisnął palce na mojej szczęce, pochylił się i znowu złączył nasze wargi. - Ale ja jestem dziwniejszy - szepnął prosto w moje usta. - Dlatego możemy zobaczyć, co z tego wyjdzie.

Desperacko zacisnąłem pięści na płaszczu chłopaka, jakby miał odejść i już nie wrócić, jakbym tego dnia całował go pierwszy i ostatni raz w życiu. Był dla mnie uzależniającą przyjemnością, zakazanym owocem.

- Uważaj, bo się jeszcze zakochasz - prychnął, odpychając mnie od siebie. - Muszę spadać, mój szef zaraz się wkurzy, że tak długo mnie nie ma.

- Jeszcze nie zapytałem cię o chodzenie, a ty już się przede mną usprawiedliwiasz? - zażartowałem.

- Jesteś taki upierdliwy.

- Ale będziesz ze mną chodzić, tak? - dopytałem, bo mimo iż wydawało się to dość oczywiste, ja lubiłem mieć wszystko czarno na białym, bez niedomówień. Chociaż może powinienem powiedzieć... Niebiesko na czerwonym?

- Wpadnę do ciebie na dniach - odpowiedział, oddalając się w stronę zejścia z dachu.

- Uznaję to za zgodę na bycie moim chłopakiem! - zawołałem za nim, uśmiechając się szeroko.

Nie odpowiedział mi, ale uniósł kąciki ust i zasalutował, zanim ostatecznie odwrócił się i zbiegł po schodach.

Jeszcze przez chwilę stałem w miejscu, oswajając się z nową sytuacją.

Całowałem się z Dabim. Wciąż nie mogłem w to uwierzyć, chociaż na ustach jeszcze czułem taki gorzki smak papierosów, które z pewnością palił.

Serce wciąż biło mi szybciej, kiedy uniosłem opuszki palców do swoich warg. Na dłoni wyczułem słabą woń męskich perfum, zdecydowanie nie należących do mnie.

Dabi był... Mój.

On jeszcze nie wiedział, na co się pisał.

Chociaż z perspektywy czasu mogę śmiało stwierdzić, że to ja. Ja nie wiedziałem, w co się wpakowałem.

***

Niechętnie sięgnąłem po telefon i po omacku przyciskając zieloną słuchawkę, przycisnąłem aparat do ucha.

- Randka była aż tak udana, że nie możesz podnieść się z łóżka? - zapytał znajomy głos w słuchawce.

- Hm? - zapytałem wciąż zbyt rozespany, by łączyć wątki.

- Spóźniasz się do pracy, Hawks. Masz dzisiaj konferencję prasową z Toshinorim. Zaczynają nadawać na żywo za pół godziny, a ciebie wciąż tutaj nie ma.

Zerwałem się do siadu, rozbudzony lepiej niż filiżanką mocnej kawy. Popatrzyłem na zegarek i natychmiast pognałem w stronę łazienki, w międzyczasie przełączając tryb w telefonie na głośnomówiący.

- Stokrotnie cię przepraszam, będę na miejscu za kwadrans, rób co możesz, żeby to opóźnić, błagam.

- Nie jestem twoją sekretarką, Hawks - upomniała mnie.

- Właśnie wiem! Ona do niczego się nie nadaje, dlatego proszę o to ciebie.

- Starasz się mi podlizać?

- A udaje się? - zapytałem, sięgając po szczoteczkę do zębów.

- Niespecjalnie.

- Rumi, błagam! - jęknąłem z buzią pełną piany. - Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, wiesz o tym, prawda?

- Wciąż słabo ci idzie.

Ta kobieta była okrutna, bestialsko się nade mną znęcała.

- Całowaliśmy się - rzuciłem, chwytając się ostatniej deski ratunku. - Ja i on. Wczoraj. Pierwszy raz.

- Takie przekupstwo to ja rozumiem - zaśmiała się. - Po programie liczę na więcej szczegółów, buziaki.

Rozłączyła się, a ja pobiegłem do szafy w poszukiwaniu jak najmniej wygniecione koszulki. Konferencje prasowe, spotkania w szkołach, co jeszcze? Może mam wystąpić w telewizji śniadaniowej albo robić za opiekuna na koloniach?

- Uspokój się - mruknąłem do swojego odbicia w oknie, zanim otworzyłem je, by wyfrunąć z mieszkania. Szkoda mi było czasu na używanie drzwi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro