Lekcja 12
Przypadki chodzą po ludziach... Podobno. Osobiście nigdy w nie nie wierzyłem. Moim skromnym zdaniem wszystko, co nas spotykało, nie działo się bez przyczyny.
Nie bez przyczyny tamtej nocy wpadłem na Dabiego z Shigarakim.
Nie bez przyczyny byłem świadkiem morderstwa, którego się dopuścił.
Nie bez przyczyny śnił mi się Enji, mówiący o czwórce dzieci.
Wszystko było ze sobą w jakiś sposób powiązane, a ja postanowiłem, że dowiem się, w jaki. Od kiedy zostałem pierwszym bohaterem w kraju, miałem bardzo dużo obowiązków, ale nie potrafiłem odpuścić sobie Dabiego. Nie umiałem też pozbyć się przeczucia, że jego nazwisko jest mi dobrze znane. Miał coś takiego w tych swoich oczach.
- Wychodzę dzisiaj wcześniej - oznajmiłem mojej sekretarce. - Gdyby Rumi mnie szukała, powiedz jej, że wybieram się na randkę.
Nawet nie zatrzymałem się przy biurku dziewczyny, mówiąc to. Nasunąłem okulary na nos i wyszedłem z biura, nie przejmując się tym, że mogła czegoś ode mnie chcieć. Tego dnia zadziwiająco szybko uwinąłem się ze wszystkimi sprawami, miałem zatem trochę wolnego wieczoru. Zaczynało już zmierzchać, ale to było mi właściwie na rękę. Przypuszczałem, że łatwiej znaleźć Dabiego po zmroku.
Szybko wzbiłem się w powietrze, nie tracąc nawet sekundy. Nie chodziło o to, że mi się spieszyło, że chciałem szybko wrócić do domu, żeby w końcu się wyspać. Nie... Ja po prostu szalenie nie mogłem doczekać się spotkania z moim obiektem westchnień.
Marzyłem o jego pięknej twarzy, głębokim głosie, lśniących włosach. Marzyłem, żeby móc się z nim zobaczyć, żeby chociaż przez chwilę z nim porozmawiać.
Szybowałem nad miastem, szukając znajomego błękitnego światła. Nie liczyłem na zbyt wiele, Dabi był mądrym człowiekiem i nie sądziłem, żeby pracował jako ludzka latarnia, wskazująca drogę zbłąkanym. Był przestępcą. Z pewnością się ukrywał. Dwa razy udało mi się spotkać go w środku nocy w pustych uliczkach, ale to niczego nie oznaczało.
Mimo to, krążyłem nad konkretną częścią miasta.
Po blisko godzinie wylądowałem na dachu jednego z budynków, żeby napić się wody. Byłem zmęczony, chociaż nie byłem pewien, czy większe jest moje zmęczenie fizyczne, czy jednak psychiczne. Jednego tylko byłem pewien, zapowiadała się długa i żmudna noc.
Mój telefon zabrzęczał w kieszeni, więc sięgnąłem po niego, gotowy na przeczytanie smsa od Rumi o tym, jak nieodpowiedzialny jestem, o niczym nie informując jej osobiście.
Tymczasem na ekranie wyświetlił się nieznany numer, a treść wiadomości, którą przeczytałem, sprawiła, że żołądek przyjemnie mi się ścisnął.
Strasznie rzucasz się w oczy. Czyżbyś czegoś szukał, ptaszyno?
Uśmiechnąłem się do siebie. Wiedziałem, kto jest nadawcą. Jeszcze bardziej cieszyło mnie, że nie zablokował numeru.
Nie czegoś. Kogoś. Ciebie.
Schlebia mi to. Nie ruszaj się z miejsca, jeśli nie chcesz spotkać typów spod ciemnej gwiazdy.
Martwisz się o mnie? Ma rozumieć, że do mnie przyjdziesz?
Ależ ty jesteś zaborczy.
- Ale dobrze myślisz - odezwał się.
Odwróciłem się w stronę wejścia na dach, a na moją twarz wpełzł uśmiech. Serce zabiło mi szybciej i z trudem powstrzymałem w sobie chęć przytulenia się do tego mężczyzny.
- Cieszę się, że cię widzę - oznajmiłem szczerze.
- Jesteś pierwszą osobą, która to mówi. Jak smakował ci drink?
- Był tak mocny, że ciężko mówić o smaku - zaśmiałem się.
Staliśmy kilka metrów od siebie, na dachu wysokiego budynku, gdzie nikt nie mógł nas dostrzec ani usłyszeć. Byliśmy tylko my dwoje i otaczający nas zmierzch. Ta świadomość sprawiała, że miałem ochotę na zrobienie czegoś głupiego.
- Był jagodowy - powiedział, a ja przypomniałem sobie, że faktycznie czułem w nim nutę tych owoców. - Po co mnie szukałeś?
- Bez powodu. Chciałem cię zobaczyć. Stęskniłem się - mówiłem to wszystko poważnie, chociaż po barwie mojego głosu raczej nie dało się tego wywnioskować. Nie byłem pewien, czy chcę rzucać takimi deklaracjami z pełną powagą.
- Nikt z tych twoich dobrodusznych przyjaciół nie potrafi cię zrozumieć, prawda? - prychnął. - Skoro ze mną lepiej ci się rozmawia, może powinieneś zmienić stronę, co, Hawks?
- Keigo - poprawiłem go. - Nazywam się Keigo. To tajemnica, od kiedy tylko wybrałem sobie przydomek bohatera i tylko najbliższe mi osoby znają moje prawdziwe imię. Chcę, żebyś był jedną z nich, Dabi.
Mężczyzna nie odzywał się przez chwilę. Przyglądał mi się z zaciekawieniem, a subtelny uśmiech spowijał mu twarz. Bardzo chciałem wiedzieć, o czym w tamtej chwili myśli.
- Chyba naprawdę chcesz się ze mną zaprzyjaźnić, ptaszynko.
Pomyślałem, że chciałbym wziąć jego twarz w dłonie i całować do utraty tchu, ale nie powiedziałem tego głośno.
- Coś w tym stylu - zgodziłem się. - Skoro masz mój numer, dlaczego przez ten cały czas ani razu do mnie nie zadzwoniłeś?
- Czy ty słyszysz, co mówisz? Pochodzimy z trochę innych światów, Hawks. Keigo.
- No i co z tego, skoro rozumiemy się jak nikt inny?
- Dlaczego tak ci na tym zależy?
Wzruszyłem ramionami, nie potrafiąc znaleźć w swoim umyśle logicznej odpowiedzi na zadane mi pytanie. Po prostu tak czułem, słuchałem serca, stawiałem siebie na pierwszym miejscu, spełniałem swoje pragnienia... Żadna z tych odpowiedzi, chociaż prawdziwa, nie brzmiała rozsądnie, dlatego powstrzymałem język za zębami.
- Dlaczego ty tak uciekasz przed znajomością ze mną?
- Przed chwilą ci to powiedziałem - prychnął z kpiną. - Za szybko tu do mnie leciałeś i wiatr przewiał ci uszy?
- Przestań zgrywać takiego egocentryka, Dabi - mruknąłem, wywracając oczami. - Gdybym był ci całkiem obojętny, nie byłoby cię tu teraz. Nie fatygowałbyś się zdobyciem mojego numeru. Nie odwiedził byś mnie w moim biurze. Nie wiem, co tobą kieruje, ale z pewnością nie jest to czysta ciekawość.
- Trochę za bardzo zależy ci na osobie, której nie znasz - odburknął. - Niczego o mnie nie wiesz, a tak bardzo się angażujesz.
- Angażuję się właśnie po to, żeby cię poznać! - rzuciłem, coraz bardziej sfrustrowany tą rozmową. - Dlaczego tak trudno ci to zrozumieć? Trudno zaakceptować, że komuś może na tobie zależeć?!
- Nie znasz mnie, do cholery! - warknął, a jego dłonie zabłysły niebieskim promieniem. - Nie może ci zależeć, jeśli niczego o mnie nie wiesz!
Miałem dość tego napięcia, dlatego za jednym machnięciem skrzydeł znalazłem się tuż przy Dabim. Stałem nagle tak blisko, że czułem na swojej twarzy jego oddech.
- Mylisz się - szepnąłem, po czym złapałem jego policzki w swoje palce i po raz pierwszy postępując całkowicie w zgodzie ze sobą, pocałowałem go.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro