Lekcja 11
- Shoto. - Położyłem rękę za ramieniu nastolatka, a ten odwrócił się powoli w moją stronę. - Cieszę się, że udało mi się cię zatrzymać. Masz może chwilę na rozmowę?
Jego jak zwykle spokojny wyraz twarzy miał w sobie coś, co przeszywało mnie na wskroś i nawet mi zabierało pewność siebie. Biedna osoba, która się w nim zakocha...
- Tak - zgodził się, kiwając głową. - O czym chcesz porozmawiać?
Rozejrzałem się po pustej już sali treningowej, z której zdążyli wyjść wszyscy uczniowie i nauczyciele. Ostrożnie przymknąłem drzwi i podrapałem się po karku, dając upust mojemu zmieszaniu. Było mi okropnie trudno patrzeć na tego dzieciaka. Nie tylko jego ojciec nie żył, co było po części moją winą, ale też właśnie planowałem wypytać go o martwego brata.
Wiedziałem, że życie nie oszczędza Shoto i podziwiałem siłę, którą miał w sobie. Mocą charakteru przewyższał mnie wielokrotnie. Cóż, w końcu miał na nazwisko Todoroki, to coś znaczyło.
- O jednym z twojego rodzeństwa - przyznałem.
- Jeśli Fuyumi zawraca ci głowę, przepraszam za nią, pomówię z nią o tym, żeby cię nie zadręczała.
- Nie, nie, nie chodzi o twoją siostrę - zaprzeczyłem, kręcąc głową. - Poza tym, niech odzywa się, kiedy tylko będzie czegoś potrzebować, to taka przesympatyczna młoda kobieta, a została ze wszystkim sama, pewnie ciężko sobie radzi, prawda? Jest taka dzielna. Powiedz jej, że zawsze służę pomocą, dobrze? Powiesz jej?
Kiedy się stresowałem, często popadałem w słowotok. Starałem się odwlec punkt kulminacyjny, ukryć moje prawdziwe intencje do czasu, aż nerwy trochę opadną. Niestety byłem w tym beznadziejny.
- Hawks - Todoroki przywołał mnie do porządku tym swoim głębokim głosem. Nigdy nie potrafiłem stwierdzić, jaką ma barwę. Ciepłą? Zimną? Ironia losu, jeśli brać pod uwagę jego quirk. - Co takiego zrobił Natsuo, że chcesz o nim rozmawiać?
- Nie, nie o nim - wetchnąłem. - Chciałem zapytać o Touyę.
Shoto milczał przez chwilę i chociaż chciałbym móc powiedzieć, że wydał się zdziwiony, wcale tak nie było. Skupione spojrzenie jego bystrych oczu nawet nie drgnęło, wargi wciąż miał zaciśnięte, a ręce luźno puszczone wzdłuż ciała.
- Ledwo go pamiętam - odezwał się po chwili. - Dlaczego o niego pytasz?
- Nie chcę robić ci żadnych nadziei, Shoto, ale istnieje cień szansy, że twój najstarszy brat wciąż żyje.
I przy okazji jest moim przyszłym mężem.
Nie zamierzałem okłamywać Todorokiego co do tej sprawy. Po wszystkim, co przeszło to dziecko, powinien wiedzieć, powinien znać prawdę. Póki co nie chciałem mówić mu o niczym, czego nie byłem pewien, ale postanowiłem informować go o wszystkich postępach na bieżąco, o ile tylko będzie tego chciał.
- Co chcesz wiedzieć? Powiem wszystko, co pamiętam. Mogę poprosić rodzeństwo o pomoc, na pewno wiedzą więcej ode mnie. Miałem zaledwie sześć lat, kiedy widziałem go po raz ostatni.
Przez chwilę widziałem w Shoto promyk życia, którego zazwyczaj mu brakowało. Energia, która nagle rozbłysła mu w oczach. Determinacja. Potrzeba działania.
Może ratując jednego z braci, uda mi się ocalić dwóch?
Wyrzuciłem ten pomysł z głowy. Zaledwie pół godziny wcześniej powiedziałem bandzie nastolatków, aspirujących na zawodowych bohaterów, że nie mogą brać na swoje barki ciężaru całego świata, a już teraz ja sam to robiłem.
Gdyby tylko trochę łatwiej było słuchać swoich własnych rad.
- Nie chciałbym, żeby twoja rodzina wiedziała, jeśli nie masz nic przeciwko. To cienki lód, wolę nie robić im zbędnych nadziei. Nawet jeśli Touya jakimś cudem przeżył tamten wypadek, prawdopodobnie dziś nie jest już tą samą osobą. Zapewne zmieniło się wiele rzeczy. Jego poglądy, priorytety, a nawet wygląd. Może mieć teraz, sam nie wiem, czarne włosy? Wiesz, nie możemy być pewni tego, czy, jeśli żyje, chce zostać znaleziony. Musimy być ostrożni. Rozumiesz, co mam na myśli?
- Tak - zgodził się, a ja przez chwilę poczułem się tak głupio jak wtedy, gdy za czasów szkolnych pisałem cały elaborat do nauczyciela w jakiejś ważnej dla mnie sprawie, a on odpisywał mi po prostu "ok". Szczyt bezczelności.
- Czy to znaczy, że pomożesz mi w sprawie niepewnej śmierci twojego najstarszego brata? - zapytałem ponownie. - I podejmiesz ryzyko tego, że rezultaty mojego śledztwa mogą cię rozczarować?
- Całe moje życie to pasmo rozczarowań. Jedno nie robi różnicy - stwierdził beznamiętnie, a mi z wrażenia aż otworzyły się usta. Szczerze nie wiedziałem, jak mam zareagować na tak dosadną wypowiedź w ustach szesnastolatka. Zanim jednak zdążyłem pozbierać szczękę z podłogi, on uśmiechnął się słabo i dodał: - Żartuję. Jestem gotowy podjąć ryzyko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro