Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

The Final Chapter

Rany zadane mu przez własny ogień nie stanowiły przeszkód, kiedy szedł wśród gruzów kompleksu Dzieci Amaterasu. Niósł na rękach dziewczynę, która cały czas stawała się coraz cięższa. Nie był pewny, czy było to spowodowane tym, że osuwała się w jego rękach, czy tym, że sam tracił siły. Ale nie mógł pozwolić jej umrzeć. Nie tutaj, nie teraz. Nie, kiedy się odnaleźli i odkryli przed sobą wszelkie sekrety. Dla jej dobra i szansy na ocalenie zdecydował się na desperacki krok.

Nieopodal kompleksu byli bohaterowie. Tylko oni mogli ją ocalić. Zapomniał o samym sobie, będąc gotowym na to, co go czekało, o ile zbliży się za bardzo. Mimo to pokonywał - krok za krokiem - przestrzeń oddzielającą go od grupy ratunkowej. Tracił siły, lecz mimo to nie zatrzymywał się. Nawet gdy upadł na kolana i nie był w stanie wstać. Tuż nad jego głową zakręciła się znajoma sylwetka. Trzepot skrzydeł od razu powiedział mu, kto go znalazł. Niechętnie spojrzał na bohatera numer dwa.

- Fugami został przekazany bohaterom, czeka go sporo czasu w więzieniu - stwierdził Hawks, a potem przeniósł spojrzenie złotych oczu na łagodną i spokojną twarz dziewczyny. Jego twarz wykrzywiła dziwna emocja, której Dabi nie potrafił nazwać. - Kamiya! Czy ona... Dabi! Co się stało?! - Mężczyzna odwrócił wzrok, co dla jasnowłosego było oczywistą odpowiedzią. - Nie... Doll! Nie... Co ty zamierzasz zrobić?!

- Idę do bohaterów.

- Co? - wyrwało mu się. - Jeżeli tam pójdziesz, zakują cię wywiozą do Tartarusa, gdzie za swoje zbrodnie będzie czekał cię wyrok śmierci! Chcesz tak ryzykować?! Kamiya nie chciałaby, abyś i ty się głupio poświęcał!

- Jeżeli zapewnią jej lekarza i szansę przeżycia, jestem gotowy się poświęcić! - warknął Dabi.

Hawks pokręcił głową, wpatrując się w tę dwójkę. Jak mógł tego nie zauważyć... wkręcanie go, że Inoue była ważnym elementem dla Ligi, że to tylko misja i Hawks ma mu pomóc - to było kłamstwo. Od samego początku czarnowłosy był zdecydowany wejść w gniazdo os z powodu egoistycznych pobudek. Chciał ochronić Inoue, bo kierował się takimi samymi uczuciami, jakimi on darzył Renę. Kamiya była jego słabością, jego siłą... I dla niej był gotowy oddać swą wolność a nawet życie.

Chociaż nie byli przyjaciółmi, dziewczyna nią była. Dlatego nie mógł na to pozwolić. Jeżeli Inoue przeżyje, obudzi się i zapyta, gdzie jest Dabi... co on miałby jej wtedy odpowiedzieć? Zaraz po wyleczeniu, zadałby jej boleśniejszy cios.

- Daj mi ją.

Dabi spojrzał na niego z niezrozumieniem, odruchowo zaciskając palce na ciele dziewczyny. Nie zamierzał jej nikomu oddawać. Nigdy więcej.

- Ja ją zaniosę do bohaterów - kontynuował Keigo, drapiąc się po karku. - W końcu nadal nim jestem, nie? Jeśli ja ją przyniosę, będziesz mógł odejść wolno i spotkać się po tym wszystkim. Pomyśl! To najlepsza opcja dla waszej dwójki!

- Już raz ją komuś powierzyłem... - Spuścił wzrok na twarz zielonookiej. - I skończyła tu w tym miejscu...

- Nie chronimy jej przed grupą przestępców, a przed śmiercią. Czasu mamy niewiele. Dabi?

Co jeśli się nie uda? Co jeśli ich wspólna historia właśnie się kończyła bez szczęśliwego zakończenia? W głowie słyszał jej głos, przed oczami miał jej uśmiech - tylko dlatego postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Ostrożnie przekazał Hawksowi ciało Inoue, mając nadzieję, że to nie ostatni raz, kiedy mógł ją trzymać w ramionach. 

Bohater oddał mu jego płaszcz, aby nie budził niczyich podejrzeń i od razu wzbił się w niebo, kierując się w stronę jedynego ratunku. Dabi stał w miejscu jeszcze długo, próbując wierzyć, że to nie było ich ostatnie spotkanie, że jeszcze się spotkają...

Widok Hawksa nie wzbudził większych zastrzeżeń, sam w końcu prowadził akcję poszukiwawczą Inoue Kamiyi, a także tropił Dzieci Amaterasu. Większym zaskoczeniem była dziewczyna w jego ramionach, w bardzo krytycznym stanie. Z trójki zaginionych studentów, dwoje zostało znalezionych martwych, a brązowowłosa mogła niedługo podzielić ich los. Karetka zjawiła się natychmiast i od razu podjęła akcji ratowania życia. Keigo poczuł szarpnięcie w żołądku, kiedy zobaczył jak na powierzchni założonej maski tlenowej odbija się płytki oddech. 

Jeszcze żyła...

Czy udało mu się zdążyć?

*  *  *


Wszystko nie miało znaczenia. 

Może to się nie wydarzyło? Może dotyczyło kogoś innego? W każdym razie teraz było tylko odległym wspomnieniem. Nie chciała go wspominać - wolała zapomnieć. Kiedy otworzyła oczy, wszelkie bodźce z lekkim opóźnieniem zaczęły do niej docierać. Słyszała pikanie maszyny, która wybijała rytm jej serca na monitorze. Jasne barwy tego pomieszczenia nie były sterylną bielą, nie raziły jej oczu, choć początkowo była zmuszona je zamknąć. Za długo siedziała w ciemności i wyjście na światło przywoływało niechciane wspomnienia.

Czuła, że ktoś zaciska dłoń na jej nadgarstku. Był to ciepły i przyjemny dotyk, który zapewne miał zapewnić jej poczucie bezpieczeństwa. Dzieci Amaterasu... kompleks, tortury.

Boisz się?

Nie wiedziała, co wydarzyło się po tym, gdy ołowiany pocisk przebił jej ciało, kiedy zdecydowała się ochronić osobę, którą kochała ponad własne życie. Dabi... Touya... Przekręciła głowę w stronę krzesła, na którym zasiadała osoba, jakiej się tu nie spodziewała. Nie odezwała się ani słowem, wpatrując się w wychudzoną, niegdyś przystojną twarz ojca. Cienie pod oczami wskazywało na to, że dawno nie odpoczął porządnie. Czy to jej zaginięcie kradło mu sen z powiek? A może stało się to po upuście emocji kotłujących się w jego córce od lat? 

Drzwi do jej pokoju uchyliły się, więc natychmiast zamknęła oczy, udając, że jeszcze śpi. Choć czuła się naprawdę wypoczęta i nie odczuwała żadnego bólu. Chociażby migreny. Nic, jak nowo narodzona. 

- Pan nadal tutaj, panie Kamiya? - spytał lekarz. - Mówiłem panu, żeby poszedł pan do domu. - Mężczyzna przystanął obok pacjentki, przez chwilę lustrując jej twarz. Westchnął, ponownie odwracając się w stronę Rhoe. - Powiadomimy pana w razie czegoś. Niech pan idzie do domu.

- To moja córka...

- A moja pacjentka... Proszę już iść. Jeżeli się obudzi i zastanie pana w takim stanie, nie będzie pocieszona.

Te słowa podziałały na Rhoe otrzeźwiająco. Zebrał się z trudem z krzesła, które cicho zaskrzypiało. Inoue słyszała oddalające się kroki i trzaśnięcie drzwiami. Gdyby nie to, że w pomieszczeniu przebywał ktoś jeszcze, odetchnęłaby z ulgą. Nie chciała od razu po przebudzeniu konfrontować się z ojcem. Przy ich ostatnim spotkaniu czy rozmowie telefonicznej padło wiele nieprzyjemnych słów. Nie żałowała ich.

- Poszedł - odezwał się doktor. - Może pani przestać udawać. - Uśmiechnął się z rozbawieniem, widząc, jak pacjentka uchyla powieki. - Nie jestem lekarzem od wczoraj. Rozumiem, że nie chciała pani rozmawiać z ojcem, co? Proszę nie odpowiadać, pańska sprawa. - Podniósł na wysokość oczu wyniki badań, uważnie je przeglądając. - Jak się pani czuje? Och, no tak...

Doktor podniósł z szafki nocnej mały kubeczek i napełnił go wodą, po czym podał dziewczynie. Ta od razu je wypiła. Tak, tego jej było trzeba.

- No... teraz może pani mówić. Właśnie wybudziła się pani po tygodniowej śpiączce farmakologicznej. Pani stan doprawdy był tragiczny. Ledwo zdołaliśmy panią odratować. W pani organizmie wykryto masę substancji nieznanego pochodzenia, wiele obrażeń i rana postrzałowa, która na szczęście nie uszkodziła żadnych ważniejszych organów. Można powiedzieć, że ma pani niesamowite szczęście...

Pamiętała przypływ siły, którą wykorzystała, aby zasłonić Dabiego przed pociskiem Kaji'ego. Tydzień. Tyle spała. Wszystko wydarzyło się tak niedawno, a jednocześnie jakby dotyczyło jej poprzedniego życia. Popatrzyła na doktora, a potem na swoje ciało, niemal w całości owinięte bandażami. 

- Gdy tylko powiadomię odpowiednie służby o pani przebudzeniu, zapewne policja będzie chciała panią przesłuchać. Sprawa dotycząca Dzieci Ameterasu została rozpowszechniona i każdy wie, kim była ta grupa. Poza pojedynczymi wiadomościami, jakie zostawiała, to był jedyny wielki krok. Nie będą dłużej stanowić zagrożenia. Ich przywódca został odnaleziony martwy, pozostali członkowie zostali aresztowani i zesłani do odpowiednich cel. Wszystko chyba dobrze się skończyło, co? Niestety pani znajomi nie mieli tyle szczęścia. 

Chodziło mu o Endou i Ushiromiyę. Kamiya nie znała ich wystarczająco, by poczuć żal po ich stracie, ale była to bezsensowna śmierć, nic nie wnosząca. Za wyjątkiem Endou, ten idiota sam na siebie to ściągnął, wtykając nos w nieswoje sprawy. Doktor ponownie napełnił szklankę wodą, którą Inoue opróżniła w dwóch głębokich haustach. 

- Zostanie poddana pani dokładnej obserwacji, dostosujemy nowe lekarstwa i cóż, witamy wśród żywych. Może pani zawdzięczać to swojemu wybawcy, samemu bohaterowi numer dwa, Hawksowi.

W końcu mężczyzna opuścił pokój szpitalny, zostawiając dziewczynę samą. Wzięła głęboki oddech, ale to już sprawiło jej nieco dyskomfortu. Uratował ją Hawks... ale pamiętała, że przed utratą świadomości spoczywała w ramionach Dabiego, który w końcu wyznał jej, kim naprawdę jest... Co się z nim stało? Używał swoich płomieni nieustannie, aż te zaczęły pożerać i jego. Czy przetrwał? Żył? Ta niewiedza sprawiła, że do zielonych oczu napłynęły łzy - nie cierpiała, gdy czegoś nie wiedziała. Była najlepszą dilerką informacji! Cholera...

- Touya... - jęknęła.

*  *  *

Kolejne dni Inoue spędziła w szpitalu zgodnie z zapowiedzią lekarzy. Na jej życzenie nie wpuszczono Rhoe Kamiyi do pacjentki ani razu. Mężczyzna był wściekły, że nie pozwalano mu zobaczyć córki, choć spodziewał się, że córka mogła nie chcieć go więcej widzieć, a ten wypadek niczego nie zmieniał. Przez to Inoue cały czas siedziała sam, bo nikt jej nie odwiedzał. Aż pewnego dnia, drzwi otworzyły się. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy były potężne skrzydła o czerwonym upierzeniu, dopiero potem popatrzyła w znajome złote oczy.

- Yo!

- Keigo...

- Dawno się nie widzieliśmy... - Dziewczyna pokiwała w odpowiedzi głową, a potem poczuła, jak jego ramiona oplatają jej wynędzniałe ciało. Ciepło od niego bijące było bardzo uspakajające, ale nie było tym, które pragnęła czuć. - Tak się cieszę... martwiłem się, odchodziłem od zmysłów! Rena tak samo! 

- Co się stało...

- Nie rozmawiajmy o tym, w porządku? - przerwał jej z uśmiechem. - Niech to zostanie jedynie złym wspomnieniem, koszmarem, który się skończył. Jak się czujesz?

- Chyba w porządku, za dwa będę mogła opuścić szpital.

Hawks pokiwał głową, a potem zajął miejsce na krześle przy łóżku. Chwycił przyjaciółkę za dłoń, chcąc cieszyć się ciepłem jej ciała, dotykiem. Żyła, mimo tortur, ran i postrzału, przeżyła. Nie była kolejną ofiarą przemocy tego świata...

- Minęło sporo czasu, odkąd tak beztrosko rozmawialiśmy - odezwał się ponownie, choć panująca do tej pory cisza, nie przeszkadzała im. - Twoje mieszkanie przepadło, staruszka nie wynajęła je komuś tydzień po tym, jak się nie zjawiłaś... Ale spokojnie, zadbałem o twoje sprawy z Reną. - Sięgnął do kieszeni jeansowej kurtki i wyciągnął z niej kluczyki ze śmiesznym breloczkiem kurczaka i zwiniętą kartkę. - Kluczyki i adres. Niezła okolica, sąsiedztwo całkiem przyzwoite. 

- Dziękuję... za to, co dla mnie zrobiliście.

- Od tego są przyjaciele. - Puścił jej oczko. Wstał z krzesła z zamiarem opuszczenia jej już. - Będę się zbierał. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia. Widzimy się na parapetówce w nowym mieszkaniu, co? A, i jeszcze jedno... - Pomacał dłońmi swoje spodnie i kurtkę, szukając czegoś. W końcu podał jej ciemną kopertę. - To też dla ciebie.

- Co to jest?

Hawks wzruszył ramionami, kierując się w stronę drzwi.

- Wiesz... nie popieram tego, ale to twoje życie i nie zamierzam ci niczego narzucać. Po prostu... teraz mieliśmy wspólne interesy, ale następnym razem, gdy się spotkamy będziemy znowu śmiertelnymi wrogami.

- To prawda. Ale dla mnie wciąż będziesz przyjacielem. Nie mogę jednak się odwrócić.

- Ta... nadal uparta. Do zobaczenia, doll.

Inoue parsknęła śmiechem, czując, jak jasnowłosy uśmiecha się pod nosem, nie podając jej jednoznacznej odpowiedzi. Gdy zniknął za drzwiami, spojrzała na ciemną kopertę bez nadawcy i adresata. Zmarszczyła czoło, zastanawiając się, co mogło być w środku. Kiedy rozerwała kopertę, jej serce zabiło mocniej. Ujęła w palce niewielkie zdjęcie wykonane nowym aparatem w dzień jej urodzin. Przedstawiało ono ją z Dabim, który całował ją w policzek. 

Tak, rzeczywiście było to zdjęcie idealne. Nie wymuszone ani pozowane. Zwykłe ujęcie cudownej i szczęśliwej chwili. Odwróciła zdjęcie, by odczytać krótki tekst napisany niedbałym pismem. Od razu rozpoznała styl Dabiego.

,,Kocham cię, mała myszko''.

- Skoro dałeś to Hawksowi... to wszystko z tobą w porządku, prawda?

*  *  *

Dzień wypisu ze szpitala był dniem, którego Kamiya wyczekiwała z ustęsknieniem. Może serwowane tu jedzenie nie było najgorsze, a wystrój pokoju w niczym nie przypominał tamtej sali tortur ani jej celi, to jednak wolała w końcu znaleźć się we własnym kącie. Podziękowała lekarzom i pielęgniarkom za opiekę nad nią, a potem wyszła po raz pierwszy od dawna na świeże powietrze. Chociaż była to już połowa lutego, nie mogła wymarzyć sobie lepszej pogody na spacer do nowego domu. Przyjemny wiatr łaskotał ją w twarz, mierzwiąc przy tym włosy, które niestety nie zdążyły odzyskać swojego blasku. Po zdjęciu bandaży zostało jej mnóstwo blizn. Co prawda doktor zapisał jej wiele maści na rozjaśnienie śladów pamiętnych tortur, to jednak wiedziała, że nie znikną całkowicie. Przynajmniej nie te najboleśniejsze i najgorsze - te na jej sercu i duszy.

Keigo miał rację. Jej nowe mieszkanie było umiejscowione w naprawdę malowniczej okolicy. Niedaleko był park, w którym rosły drzewa wiśni. W czasie zakwitu będzie mogła podziwiać prawdziwe piękno różowych kwiatów. 

Stanęła przed właściwym numerem mieszkania. Kiedy tylko włożyła kluczyk w zamek, zdała sobie sprawę, że drzwi są otwarte. Zmarszczyła czoło i zawahała się przed wejściem. To nie była paranoja, tylko ostrożność. Ostatnie wydarzenia nauczyły ją, by nie być tak ufną i nie pchać się w wyczuwalne niebezpieczeństwo. Inoue uchyliła drzwi i weszła do środka, nasłuchując odgłosów innych osób. 

- Cisza...

Zdjęła buty oraz kurtkę, wchodząc w głąb mieszkania. Podobał jej się wystrój, za który pewnie odpowiadała Rena. Powinna do niej później zadzwonić i podziękować za wszystko. Miały sporo do obgadania, jak to dziewczyny. Zatrzymała się i wcisnęła w ścianę, słysząc nagły huk i przekleństwo dochodzące z kuchni.  Przypadkiem strąciła łokciem mały obrazek z kwiatkiem na podłogę, tłukąc je przy tym. Miała nadzieję, że nikt tego nie usłyszał.

- Hawks, idioto, nie zakradaj się... - Zamarła, gdy pojawił się przed nią właściciel aksamitnego głosu. - Inoue...

Nie chciała płakać, ale nie potrafiła powstrzymać łez na widok Dabiego w jej mieszkaniu. Rzuciła plecak z rzeczami na ziemię i pobiegła w jego stronę, od razu nurkując w jego ramionach.

- Mała myszko...

- Tęskniłam! Tak tęskniłam! 

- Czekałem na ciebie... - szepnął, wplątując palce w jej brązowe włosy. - Tak długo czekałem. Gdy tylko dowiedziałem się, że udało ci się, że przetrwałaś, odliczałem dni do naszego spotkania. Powinienem cię najpierw opierniczyć za ryzykowanie życia, ale...

- Nie odchodź nigdy więcej! - przerwała mu, zaciskając palce na jego koszulce. - Zostań ze mną na zawsze, Dabi!

- Tch... głupiutka myszka - parsknął, uśmiechając się jak głupi. - Nigdy więcej cię nie zostawię...

Hawks jasno mu powiedział, że Kamiya przeżyła. Na bieżąco zdawał mu raport odnośnie jej stanu zdrowia. Tylko czekał, aż ta wyjdzie ze szpitala i wróci do ich wspólnego mieszkania. Dbał o nie, jakby w każdym momencie prawowita właścicielka miała wrócić. Dziś dostał wiadomość od ptasiego móżdżka, że Inoue zostaje wypisana. Przez to spróbował coś ugotować, ale nie wychodziło mu to tak idealnie, jak planował.

Na jej widok zapomniał języka w buzi. Zapomniał o wszystkim innym, co jej nie dotyczyło. Trzymał ją w ramionach, chudszą niż ostatnio, bledszą i słabszą, ale wciąż widział w jej zielonych oczach błysk, który tak uwielbiał. Tortury, otarcie o śmierć i szpital nie były zdolne jej tego pozbawić. Jego Inoue, jego mała myszka... wróciła do niego. Obiecał sobie, że nigdy więcej jej nie zostawi. 

Nigdy.

- Kocham cię - szepnęła, przybliżając się do niego, po czym złączyła ich usta w utęsknionym pocałunku. - Tak bardzo...

- Wiem... I wolę, gdy to mówisz. Nigdy więcej nie pokazuj mi, do czego jesteś zdolna dla tej naszej miłości, dobra? - Pokiwała głową, znowu go całując.

*  *  *

Dabi założył swój ciemny płaszcz i jeszcze raz otaksował mieszkaniem wzrokiem, który zatrzymał się na młodej kobiecie siedzącej na kanapie z gorącą czekoladą w ulubionym kubku. Parsknął śmiechem na widok jej spokoju. Zanim zdecydował się wyjść z domu, musiał do niej podejść i objąć ją. To była ich rutyna.

- Czyli to dzisiaj, co? - spytała, odchylając głowę na kanapie, opierając ją o jego klatkę piersiową. - Jesteś gotowy?

- Mhm... Gigantomiachia, Shigaraki... nic nie może pójść źle. Koniec udawania i gry. Dzisiaj Endeavor przegra. - Uśmiechnęła się na dźwięk jego słów. Nie była złoczyńcą, ale wspierała swojego ukochanego. 

Nie lubiła, gdy ryzykował, a ostatnio Shigaraki miał dla niego same trudne zadania. Mimo to zawsze do niej wracał, w gorszym lub lepszym stanie. Oboje uwielbiali te dni, gdy mogli spędzić cały dzień ze sobą w łóżku, leżąc i rozmawiając, czasem przenosząc się na kanapę w salonie oglądając głupawe filmy. 

Dabi pocałował ją w policzek, łapiąc za dłoń, na której spoczywała biało-turkusowa bransoletka. Prezent, jaki Touya zrobił w dzieciństwie dla Inoue, ale nie zdążył go dać. Teraz był na właściwym miejscu i właściwej osoby. Jeszcze raz musnął wargami policzek dziewczyny.

- Wychodzę.

- Będziemy czekać.

Mężczyzna mimowolnie powiódł wzrokiem po ciele zielonookiej, zatrzymując go na drugiej dłoni dziewczyny lekko głaszczącej jeszcze płaski brzuch. Cholera, czekała go prawdziwa rodzina i nadal nie potrafił w to do końca uwierzyć. Od zawsze wierzył, że zasługiwał na lepsze zakończenie historii, która miała rozpaczliwy początek.

- Nie gap się tak. Ja wiem, że rozpiera cię duma, że chociaż raz zrobiłeś coś, co ma ręce i nogi, ale chyba jesteś potrzebny gdzieś indziej.

- Nadal uważam, że wybrałaś najgorszy materiał na ojca - westchnął.

- Oboje nie mieliśmy odpowiednich wzorców.

*  *  *

Minęło kilka godzin, od kiedy Dabi wyszedł z domu, siejąc zamęt i chaos. W telewizji przerwano każdą transmisję, nadając film, który skręcił Dabi i udostępnił go wszędzie z pomocą znajomej hakerki Kamiyi. Teraz wpatrywała się w rozebranego do pasa mężczyznę opowiadającego swoją historię. 

Był Touyą Todorokim.

Najstarszym synem Endeavora.

Bohatera, który był złoczyńcą dla własnej rodziny.

W czasie, kiedy Inoue oglądała ten film, na ulicach miasta działo się naprawdę wiele. Złoczyńcy dominowali nad bohaterami. A przed Endeavorem i Shoto stał Dabi. Wygrał. Zniszczy Endeavora i wszystko, co tak uparcie chciał osiągnąć.

- Mam lepsze imię... jestem Touya.

Jej Touya.

- Tak długo, jak patrzę w przyszłość, mogę być lepszy! Wiem, że brakuje ci słów, więc oto odpowiedź! Przeszłość nigdy nie umiera! Zatańczmy tango, ty i ja- Enji Todoroki! Taniec z twoim synem, tu w piekle!

****************************

I tak historia Inoue i Dabiego dobiega końca! Bardzo dziękuję Wam za wspólną podróż przez te 75 rozdziałów. Za teorie, komentarze, gwiazdki i motywowanie mnie do dalszego pisania. To pierwsza praca, która została niemal natychmiast zakończona. Pierwsze opowiadanie, które napisałam w 1,5 miesiąca. Towarzyszyło mi przy tym mnóstwo emocji, mam nadzieję, że wy również mogliście wczuć się w emocje bohaterów, nie czując, że to tylko kolejny tekst do przeczytania. 

Tak jak mówiłam, nie uznaję złych zakończeń i takie ono nie jest! Możliwe, że w którymś opowiadaniu, nie tylko w Icarusie, usłyszycie jeszcze o naszej ukochanej parze, która mimo przeciwności losów, ostatecznie skończyła razem.

Jeszcze raz Wam dziękuję za całe to wsparcie i zapraszam do czytania pozostałych opowiadań z fandomu Boku no Hero Academia, a także innych!

Annysae

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro