Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ch. 66

Dabi opuścił apartament zaraz po zachodzie słońca. Na pożegnanie złożył czuły pocałunek na czole dziewczyny, która jeszcze długo wpatrywała się w drzwi, za którymi zniknął. Z jakiegoś powodu odczuwała niepokój. Obiecał, że wróci. I wierzyła mu. 

Co zatem powinna ze sobą zrobić przez ten czas? Przywykła już do obecności drugiego człowieka w jej codziennym życiu, jak nie Hawks i Rena, to złoczyńca. Gdy odchodzili, towarzyszyła jej pustka i żal. Cisza przestała być sprzymierzeńcem i wiernym towarzyszem, teraz była bardziej wrogiem i oprawcą. Inoue nie zamierzała utrudniać zadania Spinnerowi, jakie mu przypadło. Postanowiła nie opuszczać domu aż do powrotu czarnowłosego, by na niego czekać, a kiedy wróci, rzucić mu się na szyję i powitać go z uśmiechem. Przywykła do tej rutyny, podobała jej się, koiła jej nerwy i przede wszystkim sprawiała, że jej życie zaczynało być względnie normalne, mimo że postanowiła je dzielić ze złoczyńcą. Czy przeszkadzało jej, że spała z kimś, kto być może kilka godzin wcześniej kogoś zabił albo spalił? W tym wypadku niewiedza jej nie przeszkadzała.

Inoue wyprostowała się przed lustrem, oglądając swoje ciało, kręcąc przy tym głową. Po dzisiejszym zbliżeniu znowu miała masę pogryzień i malinek. Powinna w końcu porozmawiać z tym niewyżytym dzikusem na temat znaczenia terenu, bo chyba istniały w tej kwestii jakieś ludzkie granice. Dziewczyna ubrała się w szare dresy i za dużą koszulkę, która jak się okazało, należała do Dabiego i leżała na krześle obrotowym od kilku dni, bo zapomniała ją schować zaraz po wypraniu. 

Zadzwonił jej telefon. Zmarszczyła czoło na widok znajomego numeru.

- Ushiromiya? 

- O-o! Kamiya! Słuchaj, potrzebuję twojej pomocy przy pewnym projekcie w klubie artystycznym. Jesteś fotografem, więc będziesz się na tym znała.

- To nie może poczekać do jutra? Ściemnia się - zauważyła, spoglądając za okno.

Usłyszała cichy chichot dziewczyny.

- Od kiedy to ci przeszkadza? Ruszaj się, bo też bym chciała wrócić do domu.

Załatwi to szybko, obiecała sobie. Gdzieś w pobliżu kręcił się Spinner, więc nie odczuwała zagrożenia ze strony Dzieci Amaterasu, którzy do tej pory milczeli. Inoue nie zamierzała się przebierać, po prostu narzuciła na siebie kurtkę i założyła buty. Zrobi, co ma zrobić i do jutra będzie leżeć na kanapie z pilotem i miską popcornu, jak normalna kobieta, kiedy jej facet jest poza domem. Jej facet, tak dziwnie to brzmiało nawet w samych myślach. Nie oswoiła się z tym jeszcze tak jak mężczyzna. Sypiali ze sobą od pewnego czasu, zachowywali się jak zakochana para, a jednak nie nazwali tej relacji, która teraz ich łączyła.

Dabi powiedział, że ją kocha. Kilkakrotnie. Za każdym razem potwierdzał swoje słowa czynami, a ona mu wierzyła. Z żalem musiała przyznać przed samą sobą, że była żałosna - ona nigdy nie powiedziała mu, że darzy go takim uczuciem. Pewnego dnia zbierze w sobie siłę i odwagę i nazwie swoje uczucia względem niego, obiecała sobie. A były one silne i prawdziwe. 

Opuściła mieszkania w pospiechu, by móc wrócić zanim się ściemni a drogi przestaną być zaludnione. Gdzieś za nią podążał Spinner, śledząc jej każdy krok, pamiętając o obietnicy złożonej jeszcze tego samego dnia Dabiemu. Przypilnuje tej dziewczyny, że nawet włos nie spadnie z jej głowy. 

Kamiya zbliżała się do uczelni, ale nigdy do niej nie dotarła...

Huk z prawej strony sprawił, że musiała odskoczyć do tyłu, lądując na kolanach, które zdarła aż do krwi, dziurawiąc przy tym materiał dresowych spodni. Zacisnęła powieki, nie płacząc, ale silny ból , który przeszył całe jej ciało, pozbawił ją możliwości wstania i ucieczki. Głosy w jej głowie, będące zdrowym rozsądkiem i logiką nakazywały zebrać się w sobie i dać dyla jak najdalej. Czerwona lampka zapaliła się, kiedy z uliczki wyłoniła się dobrze znajoma postać starszego mężczyzny.

- Kopę lat, Kamiya. - Uśmiechnął się Ibiki, trzymając w ustach do połowy wypaloną fajkę. - Dawno żeśmy się nie widzieli, co? 

Dziewczyna zwalczyła potężny ból i stanęła na prostych nogach. Krew spływała jej po skórze ku łydkom, brudząc szare dresy. Nie spuszczała oczu z mężczyzny, który czuł się nad wyraz rozluźniony tym spotkaniem. W oddali w uliczce dostrzegła jeszcze kilka innych osób, a to znaczyło jedno... czekali na nią. Ale skąd wiedzieliby, że właśnie teraz będzie zmierzać na uczelnię, przecież dzwoniła do niej Ushiromiya... Oszukałaby ją? Nie. Odpowiedź była trzymana w ręce Fugamiego. Zielony telefon z brzydkim breloczkiem. 

- Dorwałem cię. I już nie ma ucieczki - powiedział. - Musiałem nieźle się nagłowić, by znaleźć sposób na wyrwanie cię z klatki Ligi. Pilnowali ciebie jak oka w głowie. Zwłaszcza ten szkaradny z bliznami. Ciekawych przyjaciół sobie znajdujesz, ojciec pewnie jest dumny, że jego córka przyprawia mu rogi, puszczając się za jego plecami z mordercą, co? - Jego głos zyskiwał z każdym słowem na coraz większej sile, był przesycony pogardą i nienawiścią. Podobnie jak jego ciemne oczy. - Ale znalazłem rozwiązanie. 

Mężczyzna pstryknął palcami, a z uliczki wyszła kolejna znajoma twarz. Inoue zdusiła chęć rzucenia okropnego komentarza na widok zakłopotanej twarzy Endou. Żadna cięta riposta nie mogła jej w tej sytuacji uratować. Telefon Ushiromiyi... ale to nie z nią rozmawiała Kamiya. Doskonale pamiętała, na czym polega indywidualność jasnowłosego chłopaka. Regulacja głosu - dzięki temu mógł naśladować choć raz usłyszany głos. Do tej pory uważała to za beznadziejną zdolność, która właśnie teraz okazała się jej zgubą. Ibiki położył dłoń na ramieniu studenta, przybliżając go do siebie. Jego uśmiech był tak szeroki, że objął pół twarzy, niemal dotykając oczu.

- Spójrz, miłość to wredna suka, co? Ten chłopaczek - poklepał Endou w policzek - bardzo chciał uwolnić cię z rąk Ligi, zwłaszcza tego jednego gnoja, co spalił Hyunga i mojego dilera. Otaczasz się prawdziwymi potworami.

- On nie jest potworem - od razu zaprotestowała.

Ten drań, ten dupek... Wiedziała, że prędzej czy później będzie cierniem w jej oku, kłodą pod nogami na drodze do wymarzonego życia. Nie był w stanie pogodzić się z odmową, z tym, że wybrała kogoś innego, a nie jego. Zdobyli telefon Ushiromiyi i wykorzystali dar tego idioty, by złapać ją w dobrze przemyślaną pułapkę. Gdyby tylko lenistwo i egoizm wzięło nad nią górę, nigdy nie wyszłaby z domu. Dawnej Kamiyi to nigdy by się nie przydarzyło, bo nie obchodzili ją inni ludzie i to, czy wrócą do domu czy nie.

- Zabiłeś własną matkę - syknęła, mając przed oczami pogodną twarz Kaede Fugami.

,,Ona jest znacznie silniejsza niż myślisz''.

- Och? Widziałaś to? - Uniósł brwi. - Och, no tak... przystojniaczek - wskazał na Endou - powiedział, jakim darem dysponujesz. Kamuflaż. Czyli zakładam, że cały czas przebywałaś w tym pokoju. Ty masz jakiegoś pierdolonego pecha do matek, co? Każda na twoich oczach zdycha.

Oddech stawał się coraz większym wyzwaniem. To nie strach kierował dziewczyną, a wściekłość. Jak ktoś mógł wypowiadać się z takim spokojem o zamordowaniu własnej matki?! I śmieli twierdzić, że to Liga była najgorsza w tym wszystkim? Inoue aż zatelepało, zaciskając dłonie w pieści. Nie przejęła się tym, że wbija sobie paznokcie w skórę dłoni i tworzy małe ranki, z których zaczęła sączyć się krew.

- Tamta dziewczyna nie jest już nam potrzebna. - Ibiki zwrócił się do swojego przybocznego, który trzymał w ramionach mocno poobijaną i zakrwawioną Ushiromiyę. - Możesz się jej pozbyć.

- E-ej! - sprzeciwił się Endou. - Mówiłeś, że nic nie stanie się Ushiromiyi ani Kamiyi.

Ibiki zaciągnął się dymem fajki i bezczelnie dmuchnął śmierdzącym dymem w twarz młodego mężczyzny. Chociaż nie, określenie przestraszonego gówniarza lepiej pasowało do wyrazu twarzy i postawy, jaką prezentował jasnowłosy. Inoue starała się uspokoić obijające się o żebra serce, z tyłu głowy zaczął pulsować ból spowodowany zwiększoną ilością stresu i zmęczenia. Powinna uciekać, zdawała sobie z tego sprawę, ale ciało kompletnie odmawiało jej posłuszeństwa, jakby należało do kogoś innego. Samo poruszenie palcem kosztowało ją mnóstwo wysiłku. Nie była pewna czy od zobaczenia kpiącej miny Ibikiego Fugamiego chociaż raz mrugnęła. 

- A tak... zmieniłem zdanie - parsknął starszy diler, po czym zmienił swoją rękę w parę wodną, która przeniknęła ciało zdezorientowanego chłopaka. Nagle para ponownie stała się ręką, wbitą w ciało Endou. - Ona złamała ci serce, ja je zmiażdżę - oznajmił.

Krew zaszumiała dziewczynie w uszach, przez co nie była w stanie usłyszeć przeraźliwego okrzyku wydobywającego się z ust studenta. Ibiki jednym ruchem wyrwał rękę z ciała, trzymając w zaciśniętej dłoni jeszcze słabo pulsujące serce. Na oczach Endou zmiażdżył je, a ten osunął się na ziemię. Gdzie, do cholery, byli bohaterowie? A inni mieszkańcy? Czemu nagle ta okolica była całkowicie opustoszała? Zupełnie, jakby... zaplanowali to już dawno temu.

Gdzieś w oddali dało się usłyszeć głośne wybuchy, potem syreny alarmowe, ale Inoue słyszała to jak zza ściany, jakby przebywała pod wodą. W innym świecie. Nawet wzrok przestał być tak wyraźny, wszystko się zamazywało. Zamieszki. Dzieci Amaterasu robiły dywersję w różnych częściach miasta, zajmując tym samym odpowiednie służby i bohaterów, podczas gdy Ibiki i jego ludzie mogli spokojnie zająć się najbardziej niepożądanym elementem ich układanki.

- Zainteresowałaś mnie - rzekł. - I nie tylko mnie. Wiedz, że właśnie twoja wartość wzrosła i jesteś nam potrzebna żywa. Na razie.

Kolejne pstryknięcie palcami starszego człowieka przywołało dwóch rosłych mężczyzn zmierzających w kierunku sparaliżowanej dziewczyny. Nie wydała z siebie ani jednego pisku. Na obecną chwilę miała całkowitą pustkę w głowie. Zapomniała słów, własnego imienia. Co się właśnie działo? Nagle świat, który do tej pory znała i przez lata wykluczał ją, a teraz zaczynał akceptować, był rujnowany. A ona musiała na to patrzeć. Widziała wielkie ręce wyciągnięte ku niej.

- Jeszcze czego! - Ktoś krzyknął.

Inoue nabrała powietrza w płuca, gdy dotarł do niej znajomy głos. Coś wielkiego i zielonego mignęło jej przed oczami, a potem widziała jak martwi mężczyźni padają na ziemię. Ich krew prysnęła na jej twarz, ale nie zareagowała, wciąż będąc w transie. Prawdopodobnie była to czyjaś indywidualność, bo strach nigdy nie zapanował tak nad jej ciałem, że czuła odrętwienie każdego mięśnia. Tuż przed nią stanął Spinner z zakrwawioną kataną.

- Hm... co to za gadzinę nam tu przywiało? - zachichotał Ibiki. - Ochroniarza sobie znalazłaś? I to nie tamtego od niebieskich ogni? A to ciekawe, doprawdy ciekawymi ludźmi się otaczasz.

- Spinner...

- Ta, wiem - odparł jaszczur, nie odrywając wzroku od niepokojąco spokojnego Ibikiego. - Zajmę się nimi, a ty biegnij, ile masz sił w nogach. Nawet, jeśli ich nie masz, biegnij, do cholery i nie zatrzymuj się. Obiecałem temu draniowi, że cię przypilnuję. - Przybrał pozycję gotową zarówno do ataku jak i obrony. - Jeżeli wróci z misji i cię nie zastanie w waszym uroczym kąciku, oberwie mi się jak cholera! Dlatego... BIEGNIJ KAMIYA!

Dziewczyna pod wpływem jego krzyku wyrwała się z dziwnego stanu, w jakim była do tej pory utrzymywana. Decydując się zostawić wszystko w rękach Shuichiego Iguchiego, znanego w Lidze jako Spinner, pobiegła w stronę najbliższego czarnego dymu wyłaniającego się zza wysokich budynków. Tam, gdzie był pożar, musieli być i bohaterowie. 

Biegnąc, obejrzała się przez ramię i to był jej błąd, za który zapłaciła za wysoką cenę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro