Ch. 57
Następne dni były dla Inoue miłą odskocznią od ryzykownych działań i sytuacji zagrażających życiu. Wróciła na uczelnię, gdzie ciągle mówiło o śmierci Horie Izumy. Mimo to dziewczyna starała się na to nie zwracać uwagi, całkowicie oddając się robieniu notatek z wykładów. Za miesiąc miała sesję zimową, a była nieco do tyłu z materiałem. Nikt z Ligi do tej pory się z nią nie kontaktował, Dabi wciąż zachowywał się jak obrażony bachor i nie próbował nawiązać rozmowy.
Kamiya zaraz po zajęciach wracała prosto do domu, gdzie obrabiała zdjęcia wykonywane nudnym ludziom, gotowym zapłacić za profesjonalną sesję zdjęciową. W między czasie szukała na internecie własnego mieszkania, nie chcąc cały czas być problemem dla Reny. Przez nią wizażystka i bohater nie mogli mieć w tym domu prywatności, a ich relacja nie mogła wejść na wyższy poziom.
- Upierdliwe - mruknęła, stukając ołówkiem o notatnik.
Oparła czoło o chłodną okładkę zeszytu, który pożyczyła od innej studentki. Znajomość z Shihoin i Hawksem wyszła na plus, Inoue zaczęła się częściej uśmiechać, a tym samym mniej odstraszać ludzi, przez co niektórzy nie bali się przebywać w jej towarzystwie i czasem ją zagadywali. Gdyby nie ostatnie wydarzenia w Tokio, mogłaby przyzwyczaić się do tak spokojnego, choć nudnego życia. Nic innego jej nie czekało. Może powinna zadzwonić do Ryuheia Kaji i spróbować jeszcze raz wyjść na randkę? Wciąż była młoda, mogła przecież ułożyć sobie życie z kimś innym. Z kimś, kto nie był Touyą. To właśnie ta wizja najbardziej ją przerażała.
Za dwa dni Inoue kończyła dwadzieścia jeden lat, tyle czasu minęło, tak wiele się wydarzyło.
Do samego końca była przekonana, że ten dzień minie tak jak poprzednie - na nic nie robieniu i czekaniu z obiadem, aż Rena wróci z pracy. Jednak czekała ją niespodzianka, kiedy telefon zawibrował obok jej łokcia. Odczytała wiadomość od znajomego numeru. Ktoś prosił o sprawdzenie wierności chłopaka, który interesował się nocnymi, nielegalnymi wyścigami w odległej dzielnicy za zachodzie. Dawno nie wykonywała takich zleceń, ale czy powinna?
Teraz wizja wyjścia na miasto spowite mrokiem i rzucone na pastwę nocnych złoczyńców nie była tak ekscytująca jak przedtem. Jednak dla Inoue życie bez przygód byłoby marnotrawstwem. Może tylko z tego powodu odpisała, że podejmuje się zadania. Gdyby wiadomość napisał ktoś inny, zawahałaby się, pragnąc omówić zadanie osobiście. Nigdy nie kwestionowała tego, co oferował właściciel tego numeru.
- Szesnasta - powiedziała, spoglądając na duży zegar na telewizorem. - Wyścigi zaczynają się po dwunastej...
Przygotowała obiad, który powita zapracowaną Renę, a potem postanowiła przygotować się na wypad w teren. Może przez to, że stała się celem Dzieci Amaterasu nie powinna wychodzić po zmroku, ale ciągłe siedzenie w czterech ścianach doprowadziłoby ją w końcu do szaleństwa. Związała włosy w wysoki kucyk i upewniła się, że żadne pojedyncze kosmyki nie przeszkodzą jej w obserwacji. Och, jak dawno nie trzymała w dłoniach aparatu.
Kiedy wybiła dwudziesta druga, Inoue była pewna, że Rena znowu zarwie nockę. Tak bardzo chciała ukończyć rozpoczęte projekty, by szybko wrócić do rodzinnego miasta, gdzie mogła więcej czasu spędzać z Hawksem. Ech, zakochani... Wyszła z mieszkania, zostawiając karteczkę z informacją o rzekomej randce. Tylko to było dobre wyjaśnienie nieobecności w domu o tak późnej porze. Parę minut przed wyjściem zamówiła taksówkę, która już na nią czekała. Podała kierowcy adres, po czym ruszyli z miejsca. Zamierzała zjawić się na miejscu nieco wcześniej, by przyjrzeć się terenowi pracy i wybrać najlepsze miejsca do śledzenia niewiernego chłopaka. Zerknęła jeszcze raz w SMS-a, by zapamiętać każdy detal wyglądu obiektu. Zdjęcie przedstawiało przystojnego młodzieńca z kolczykiem w nosie, roztrzepanymi brązowymi włosami i ciemnymi oczami. Rozpozna go. Z dziecinną łatwością.
Z oddali słyszała zbliżające się motocykle, a ona wiedziała już, jakiego typu odbywają się tutaj wyścigi. Wcisnęła się w cienką szczelinę, nie dając się na razie zauważyć. W końcu pojawiły się pierwsze cztery pojazdy, a zaraz po nich skromna publiczność.
- Dwadzieścia po dwunastej zaczynamy - oznajmił jakiś mężczyzna, kierując słowa do wszystkich. - Kto nie zdąży, ten się nie załapie.
Inoue wyregulowała obiektyw, a potem zrobiła zdjęcie całemu zamieszaniu. O tak, to właśnie uwielbiała w nocnym życiu. Teraz, gdy ponownie tego zaznała, uświadomiła sobie, jak jej tego brakowało. I nie tylko tego. Zbliżyła się nieznacznie do grupy, która szykowała się do wyścigu. Od razu rzucił jej się w oczy poszukiwany chłopak. Trzymał pod pachą czarny kask i rozmawiał wesoło z innym mężczyzną, znacznie starszym. Rozmawiali o jego karierze po wyścigach. Nie było zdrady?
- A ty to kto? - spytał ktoś zachrypniętym głosem. - Nie kojarzę cię, jesteś nowa?
Dziewczyna obejrzała się na postawnego mężczyznę w ciemnym kombinezonie motocyklisty. Przewyższał ją posturą dwukrotnie i za pewne, nim zdążyłaby uciec, złapałby ją. Starała się ukryć pod szalikiem aparat, nie chcąc rozbudzić jego ciekawości.
- Jestem...
Nie dokończyła, bo obce ramię otoczyło jej szyję i przyciągnęła do siebie. Uderzył ją zapach znajomych męskich perfum. Niestety przez całe zamieszanie w odmętach umysły nie odnalazła osoby, która używała tego zapachu. Dopiero głos, męski, jedwabisty, uświadomił ją, kto stoi tak niebezpiecznie blisko.
- Tu jesteś - mruknął tak wibrującym głosem, że mimowolnie dziewczyna zadrżała. - Spokojnie, jest ze mną.
Postawny mężczyzna prychnął pod nosem i odszedł od dwójki ludzi, kierując się ku swojemu pojazdowi. Inoue strąciła dotykającą rękę, następnie odsunęła się do tyłu, spoglądając z lekkim zaskoczeniem na widok uśmiechającej się zadziornie twarzy znajomego.
- Kaji Ryuhei.
- Kamiya Inoue. Dawno się nie widzieliśmy. - Puścił jej oczko, nie otrzymując z jej strony żadnej odpowiedzi na ten zaczepny gest. - Niecierpliwie wyczekiwałem kolejnej randki, ale się nie doczekałem - dodał z nieukrywaną urazą.
- Bierzesz udział w wyścigu? - Udała, że nie usłyszała jego pytania. - Nie sądziłam, że interesują cię tego typu rzeczy.
- Myślałaś, że jestem wiecznie zapracowanym pracoholikiem, który nie jest w stanie wyrobić się z zadaniem w terminie? - Zaśmiał się głośno, ale widok poważnej twarzy dziewczyny starł jego radość, ustępując potępieniu. - Niefajnie... Od kilku miesięcy odreagowuję tutaj. - Pokazał jej swój granatowy kask, nie przestając się uśmiechać. - Może po wyścigu chciałabyś się przejechać po mieście? Nie będę wariował z prędkością, obiecuję.
- Pod warunkiem, że wygrasz - odpowiedziała figlarnie, pierwszy raz z kimś świadomie flirtując.
Ryuhei parsknął śmiechem, odchodząc od dziewczyny, uprzednio prosząc ją, by go uważnie obserwowała. Do samego końca. Jeżeli nagrodą miała być jej uwaga i poświęcony czas oraz wspólna jazda, kiedy to wtula się w jego plecy, aby nie spaść z motocykla, zrobi wszystko dla zwycięstwa. Od ich krótkiej randki minęło trochę czasu, a on nie potrafił wyprzeć jej obrazu i głosu ze swojej głowy.
Wybiła wyznaczona godzina wyścigu. Zawodnicy dosiedli swoje mechaniczne rumaki, odpalając silniki. Ryk silników odbił się echem między wysokimi budynkami, wśród których się skryli przed stróżami prawa. Inoue zrobiła zdjęcie mężczyźnie w granatowym kasku. Dym, wychodzący z rur wydechowych, zawirował w powietrzu, a następnie sześciu motocyklistów ruszyło. Gdzieś między skromną publicznością i sędzią mignęły Inoue znajome turkusowe, błyszczące oczy. O nie, pomyślała. Później przeprosi Ryuheia za ucieczkę. Było to zbyt dużo świadków, żeby mogło dojść do konfrontacji. Kamiya odwróciła się na pięcie, by pospiesznie odejść. Nie było żadnej zdrady, zadanie wykonane. Była blisko wyjścia z alejki, ale niebieski płomień zagrodził jej drogę.
- O kurwa - jęknęła. Gwałtownie obejrzała się za siebie, napotykając ciemną postać. Wywróciła oczami, rozumiejąc, że bez poważnej rozmowy się nie obejdzie. - Dabi.
- Pazerna na ser mała mysz chyba wpadła w moją pułapkę. - Postąpił krok w jej stronę.
- Nie odzywaj się do mnie tak, jakbym to ja celowo unikałam ciebie - wytknęła mu, marszcząc brwi. - To ty się obraziłeś i zniknąłeś mi sprzed oczu.
- Bo miałem ochotę cię zabić - warknął, stając naprzeciwko niej. Widział jak tors, ukryty pod grubą warstwą ubrań, niespokojnie unosi się i ponownie opada. Wyciągnął ku niej rękę. Co powinien zrobić? Udusić ją. Skręcić kark. Tyle opcji... Zamiast tego, objął ją ramieniem i mocno do siebie przyciągnął. Nie używał perfum jak Ryuhei. Zresztą z jego darem byłoby to ryzykowne. - Wariuję - szepnął, nachylając się nad nią. Dziewczyna wtuliła nos w jego klatkę piersiową. - Myślałem, że zwariuję, kiedy usłyszałem ten pieprzony alarm.
- Huh?
- A potem nagle lądujesz w Tokio. Ty idiotko... - wplótł palce w jej związane włosy - Powiedziałem ci przecież, że jesteś dla mnie ważna, więc czemu, do cholery, nie mogłaś mnie zabrać ze sobą?
Starała się powstrzymać łzy cisnące się do oczu. Jego chwyt znacznie się wzmocnił, niemal pozbawiając ją oddechu i gniotąc żebra.
- Jeżeli będziesz tak lekkomyślna... Ja pierdole, Inoue! - wrzasnął, aż zabolały ją uszy. - Byłem zdezorientowany! Wkurwiony! Jak zwykle musiało być po twojemu! Ty i twoja jebana brawura! Jesteś skończoną idiotką! Nigdy, ty pieprzona kretynko... nigdy więcej mi tego nie rób, bo nie ręczę za siebie.
Inoue przypomniała sobie o oddychaniu. Nabrała powietrza w usta i zaraz je wypuściła, obejmując mężczyznę w pasie, zmniejszając między nimi dystans do minimum. Na chwilę obecną nie byli w stanie być ze sobą jeszcze bliżej.
- Jak dziwnie mówisz ,,martwiłem się'' - prychnęła z ironią. - Ciągle się martwisz, Dabi...
,,To nie tak, że mi to przeszkadza... Po prostu się boję. Zawsze się boję. Czasem wylatuje na misje i nie ma go kilka dni, tygodni... Nie wiem wtedy, czy nie jest ranny, czy żyje... Nie wiem nigdy czy on do mnie wróci. Ta niewiedza mnie boli. Chciałabym mieć pewność, że zawsze wróci''.
- Ale to przecież ty zawsze bardziej ryzykujesz... - westchnęła. - Jako złoczyńca w każdej chwili mogą cię złapać, zesłać do Tartarusa lub zabić. Nigdy nie wiem, czy nie jesteś ranny, czy żyjesz...
- Rozgadałaś się, mała myszko. - Ujął w dłonie jej twarz i złożył krótki pocałunek na jej czole, a później także na ustach. - Nawet się nie waż... wsiadać na tamten motocykl. - I nim zaprotestowała, znów ją uciszył dłuższym, bardziej natarczywym pocałunkiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro