Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ch. 50

I tyle, jeżeli chodziło o przyjemną podróż w towarzystwie kojącej muzyki. Inoue całą drogę siedziała jak na szpilkach, denerwując się. Telefon nie nadawał się do użytku i w razie potrzeby nie mogła skontaktować się z nikim. O ile Rena zakładała, że dziewczyna będzie cały dzień zajęta, więc zapewne postanowi jej nie przeszkadzać, o czym powie także Keigo, tak Dabi... mógłby odebrać to w inny sposób. 

Jeszcze niedawno spożywali wspólnie obiad, ciesząc się wzajemnym towarzystwem, rozmawiając i zacieśniając łączącą ich więź porozumienia. Nie zamierzała jednak czekać, aż kolejny zamach Dzieci Amaterasu na jej życie powiedzie się. Nie chciała na swoim sumieniu mieć jeszcze innych żyć, które tak naprawdę nie miały nic wspólnego z jej trudną przeszłością. Owszem, Horie Izumę świadomie w to wciągnęła, podając się za nią. A teraz młodzieniec, który chciał być bohaterem a zginął jak ostatni głupiec. Dla obcej dziewczyny, nie mogącej mu nawet teraz podziękować. To był ten głupi rodzaj śmierci, od której stroniła Inoue. W takich momentach utwierdzała się w przekonaniu, że była zbyt wielką egoistką, by być bohaterką i narażać własne życie dla zupełnie obcych ludzi. 

Minuty podróży zmieniły się w godziny, aż w końcu dotarła do wyznaczonego sobie celu. Najgorszym było to, że nie mogła podążyć za lokalizacją w telefonie do poszukiwanego ośrodka i była zmuszona dopytywać obcych ludzi. Żeby dotrzeć do domu spokojnej starości, gdzie przebywała starsza kobieta o nazwisku Fugami musiała przejechać kilka stacji metrem, wsiąść później w autobus i jeszcze pewien kawałek przejść piechotą. Pogoda nie sprzyjała dłuższej wyprawie. Wtuliła nos w błękitny szalik, a urękawiczone ręce wsunęła do kieszeni płaszcza. Nadal było jej cholernie zimno, ale na ujemną temperaturę nie mogła przecież wpłynąć.

- To chyba tutaj - mruknęła jakiś czas później, stając przed niewielkim ośrodkiem. 

Napis na kolorowym szyldzie zgadzał się z nazwą, którą uprzednio podała Inoue jej znajoma hakerka. Teraz pozostała kwestia wejścia do środka. Wykorzystanie umiejętności nie wchodziło w grę, ale zawsze pozostały stare triki ,,na wnuczka''. Inoue przygładziła włosy wydostające się spod szarej czapki z pomponem i weszła do środka. Oczywiście wewnątrz ośrodka panowało cudowne ciepło, które przez kontakt z wychłodzonym ciałem dziewczyny doprowadziło do jej drżenia. Stanęła przed przysadzistą recepcjonistką, grzebiącą coś w komputerze.

- Przepraszam? - zagaiła, ale kobieta nie zwróciła na nią najmniejszej uwagi, zbyt zajęta wykonywaną czynnością. Kamiya odchrząknęła. - Przepraszam, przyszłam odwiedzić babcię.

- Nie ma dziś odwiedzin - warknęła nieuprzejmym tonem.

To jednak nie wyprowadziło dziewczyny z równowagi, ponieważ zwykła na co dzień obcować z o wiele mniej przyjemnymi typami z bardziej niewyparzoną gębą. Nie ruszyła się z miejsca, więc recepcjonistka westchnęła cierpiętniczo i spojrzała na Inoue.

- Przyjechałam z daleka, aby odwiedzić babcię. To zajmie tylko chwilę - nalegała, siląc się na błagalny uśmiech. - Tata nie pozwala mi zbytnio na kontakt z rodziną, więc następnym razem może nie udać mi się tu przyjechać.

- Skąd przyjechałaś?

- Z Prefektury Fukui - odparła, kołysząc się na piętach.

- Hm... - zamyśliła się recepcjonistka. - To rzeczywiście daleko. Jak się nazywa babcia? - Odwróciła się w stronę monitora, którego światło odbijało się na jej szerokiej twarzy.

- Kaede Fugami.

Kobieta zamierzała wbić imię w system, ale zawahała się. Popatrzyła zaskoczona na dziewczynę, czekając, aż ta oznajmi, że podała nie to imię, co zamierzała. Zgadza się, w ośrodku przebywała starsza pani o takim nazwisku, ale od lat nikt jej nie odwiedzał. Ostatnim razem był tu jej syn, który nalegał na zwiększenie dawki leków uspokajających dla staruszki i domagał się informowania o jej stanie zdrowia oraz potencjalnych gościach. Nikt jej nigdy nie odwiedził. Poza nim.

- Twój ojciec to...?

- Ibiki Fugami - dalej brnęła w kłamstwo. - Zwykle sam odwiedza babcię, ale nie robi tego zbyt często. Ja jeszcze nie miałam okazji spotkać babci od czasu przywiezienia jej tutaj.

Najwidoczniej kobieta nie doszukała się fałszu w słowach domniemanej panienki Fugami. Jakże inaczej mogłoby być? Inoue była także manipulatorką, kłamczuchą. Ile razy zmieniała imię albo styl, by stalkowana osoba nie wyczuła zagrożenia a jej czujność pozostała uśpiona? Niezliczoną ilość razy.

Do recepcji podszedł inny pielęgniarz, również zaskoczony odwiedzinami pani Kaede, ale poprowadził dziewczynę do właściwego pokoju.

Inoue rozglądała się dookoła, próbując prezentować dziecinną ciekawość nowym miejscem, w którym przebywała jej rodzina. Weszli na trzecie piętro i zatrzymali się dopiero pod pokojem numer 76. Mężczyzna zapukał i wpuścił do środka studentkę.

- Pani Fugami? - zapytał, ostrożnie wsuwając głowę do środka. - Ma pani gościa. To pani wnuczka... jak się nazywasz? - spytał młodą kobietę.

- Taiga Fugami - burknęła do mężczyzny. Ten pokiwał głową i pozwolił na rodzinne spotkanie na osobności.

Staruszka siedziała na wózku inwalidzkim, a jej nogi były przykryte różowym w białą kratkę kocem. Wpatrywała się ze znużeniem w widok za oknem. Nie zaszczyciła gościa spojrzeniem, choć może było to spowodowane nadmierną ilością leków, przez co nie do końca wiedziała, co się wokół niej dzieje. Inoue podeszła bliżej kobiety, rozpoznając w niej panią ze zdjęcia oraz ze sklepu sprzed jedenastu lat. Jej pomarszczone palce kurczowo zaciskały się na ramie wózka.

- Dzień dobry, pani Fugami - przywitała się Kamiya, pochylając nisko głowę. - Od razu na wstępie zaznaczę, że nie jestem pańską wnuczką. Nazywam się Inoue Kamiya. Może mnie pani nie pamiętać...

- Kamiya? - Usłyszała zachrypnięty głos. Tak cichy, jakby dochodził z innego pomieszczenia. - Kamiya... - powtarzała to nazwisko z coraz większym ożywieniem. - Hanah Kamiya...

Żołądek Inoue wywrócił się do góry nogami na wspomnienie matki dziewczyny. Skąd ona...?

- Kamiya... - mamrotała staruszka, będąc jakby w letargu. Nadal nie zwróciła uwagi na studentkę. - Kamiya. Kamiya. Kamiya. 

Najwidoczniej nici z rozmowy... Inoue poczuła wszechogarniające ją rozczarowanie pomieszane z żalem i złością. Kobieta całkowicie sfiksowała od podawanych leków, których nazwy nawet nie potrafiła odczytać z pozdzieranych etykiet pojemników spoczywających na szafce nocnej obok łóżka. Wycieczka okazała się daremna.

- Przepraszam za najście - powiedziała Inoue, kierując się do wyjścia.

- To było tak dawno... a ja wciąż pamiętam, jakby to było wczoraj. - To było pierwsze ułożone przez staruszkę zdanie, mające jakikolwiek sens. - Latami śniłam koszmary o wydarzeniach z minionego dnia. W końcu syn zamknął mnie tutaj.

- Pamięta pani atak na sklep?

- Pamiętam - przyznała, zaciskając mocniej palce, aż pobielały jej kłykcie na dłoniach. - Nigdy nie zapomnę tragedii, kiedy to mała dziewczynka patrzyła na śmierć własnej matki. W mojej rodzinie mawiało się, że lepiej, kiedy to matka straci dziecko, bo ona sobie jakoś poradzi, ale kiedy dziecko straci matkę... nie poradzi sobie. To zbyt wiele.

Inoue skinęła głową, ponownie zbliżając się do pani Fugami i usiadła na drewnianym krześle. Pod naporem jej ciała cicho zaskrzypiało.

- Matka chroni swoje dzieci. I to latami nie dawało mi spokoju. Z pewnością musiało być ci ciężko. - Lekko nie było, ale dziewczyna nie zamierzała wdawać się dyskusje z tą panią. Nie po to tu była. - Dlaczego zawdzięczam wizytę mojej wnuczki? - Uśmiechnęła się, a raczej spróbowała, choć efekt końcowy wyglądał okropnie przy zapadniętych policzkach i skrzywionym nosie.

- Pani syn, Ibiki Fugami, ma powiązania z grupą przestępczą, która odpowiadała za tamten atak. Proszę mi powiedzieć... gdzie znajdę pani syna? Czego ta grupa chce?

- Każdy czegoś chce - szepnęła staruszka, przymykając oczy. - Ale nie każdy to dostaje. W świecie podzielonym na złoczyńców i bohaterów, żyjemy w sztucznie utworzonej sprawiedliwości. Wielu chciało obecny porządek świata zaburzyć, prawda? Wystarczy spojrzeć na wydarzenia sprzed kilku miesięcy w Kamino, ataki na uczniów U.A., utrata Symbolu Pokoju. To wszystko nie obeszło się bez echa. Ci, którzy byli cicho, zaczynają krzyczeć. Mój syn był głupcem. Kolejnym naiwnym człowiekiem, myślącym, że może się równać z potęgą sił jego nie dotyczących. Zaraz po ataku na sklep pomógł bandytom uciec za granicę. Dzięki temu uniknęli sprawiedliwości. Teraz wrócili, prawda? - Kamiya skinęła głową, nie wiedząc, czemu przy tym zadrżała. - I pragną zemsty. - Kobieta nabrała powietrza. - Sprawiedliwość i zemsta... dwie strony tej samej monety. Tak łatwo zapomnieć, która strona jest tą właściwą. Viverion z pewnością pragnął zemsty za śmierć żony. Czego ty pragniesz, dziecko?

- Czego pragnę... ja? Nie jestem bohaterką, zwykłą ofiarą życia, nie pragnę zemsty. Uważam, że na nią już za późno. Jednak Dzieci Amaterasu próbują mnie dorwać. Mam do wyboru: czekać aż mnie złapią i zabiją albo wyjść im naprzeciw i przygotować się. 

Za oknem dało się usłyszeć ostre hamowanie samochodu. Dziewczynie od razu wydało się to dziwne, bo okolica wcale nie była taka ruchliwa i nie przejeżdżało tędy żadne auto.

- Mój syn mnie pilnuje. Nie pozwoli, bym wyjawiła jego tajemnice. - Inoue wyjrzała przez okno. Nie myliła się. Przed ośrodkiem stanęło czarne auto, podobne do tego, które omal jej nie potrąciło. Starsza kobieta chwyciła ją za nadgarstek, zaskakując siłą, jaką w to włożyła. - Musutafu. Niedaleko są góry. Tam ma swój domek letni. Ma tam skład broni i narkotyków.

- Skąd pani...

- Nie zawsze posłusznie brałam leki - przyznała z przerażeniem. - Nie wiem, czym mnie faszerują, ale to mnie zabija. On mnie zabija. Po cichu. Bez świadków. Rozmawiał wiele razy przy mnie przez telefon, myśląc, że nic nie rozumiem. Wszystko słyszałam. - Piętro niżej dało się usłyszeć podniesione głosy. - Uciekaj, Inoue Kamiya. Niech nie dopadną cię zanim ty nie dopadniesz ich.

Inoue przełknęła głośno ślinę. Poczuła ogromny szacunek względem tej kobiety, ale jeszcze bardziej zaczęła jej współczuć. Własny syn skazał ją na powolne umieranie poprzez leki, trując ją. Staruszka była taka dobra, co mogła wywnioskować po kilku zdaniach. Jeśli stąd ucieknie i tak będą wiedzieć, że tu była. Już to wiedzieli. Co się wtedy stanie z Kaede Fugami? Zabiją ją? Sprawdzą, ile powiedziała?

- Nie martw się o mnie, dziecko - rzekła kobieta, odczytując myśli dziewczyny. - Przeżyłam swoje lata najlepiej jak mogłam... żałuję, że musiałam patrzeć na twoje cierpienie, słyszeć jak krzyczysz. To mnie prześladowało. A mój głupi syn... nie pozwolił na sprawiedliwość, pomógł tym, którzy zasługują na karę. Walcz do końca, Inoue Kamiya.

Dziewczyna nie mogła wyjść od tak przez drzwi, a trzecie piętro nie gwarantowało miękkiego lądowania. Nie miała zbytniego wyjścia. Otworzyła na oścież okno, wychylając za nie głowę i oceniając wysokość. Na dole nie było niczego poza ziemią, którą spotkanie okropnie bolesne. To nie mogło się skończyć dobrze.

- Twoja mama byłaby dumna na jak piękną i mądrą młodą kobietę wyrosłaś.

To było ostatnie, co usłyszała. 

Wszystko zadziało się dość szybko. Do pokoju wparowało kilku uzbrojonych mężczyzn, wśród nich znajdował się również Ibiki Fugami, który kręcąc głową, podszedł do swojej matki. Kobieta znów przypominała zamyśloną staruszkę, nie zdającą sobie sprawy, że ktoś ją odwiedził. 

- Witaj, matko. - Chwycił palcami za twarz rezydentki pokoju, ale ta nie zareagowała ani teraz ani wtedy, gdy zacisnął mocniej palce, wbijając je boleśnie w policzki kobiety. - Tch... Przeszukajcie pokój.

Mężczyźni zajrzeli pod łóżko, do łazienki przyłączonej do pokoju, a także przeszukali szafę. Pustka. Ani śladu, że ktoś tu był. Fugami wpatrywał się w dosunięte blisko staruszki krzesło, póki ktoś nie zwrócił uwagi na otwarte okno.

- Czysto.

- Tu też.

- Nikogo tu nie ma.

- Musiała uciec przez okno - ktoś prychnął.

- Tu jest trzecie piętro, nie wyskoczyłaby od tak... - warknął Ibiki. - Do cholery! Czy ktoś w ogóle wie, jakim quirk dysponuje ta gówniara?! Co? Odziedziczyła po ojcu?! 

Nikt nie znał odpowiedzi. Założyli zatem, że jej indywidualność musiała pomóc jej uciec zanim się tu znaleźli. Mogła wyskoczyć przez okno, wdrapać się na dach. Brak wiedzy o jej zdolnościach był bardzo dużym utrudnieniem pozbycia się jej. Niestety z jakiegoś powodu nigdzie nie widniała wzmianka o darze dziewczyny. Ibiki nie mógł wiedzieć, że jakiś czas temu pewna znakomita hakerka wymazała tę informację z danych rządu. A ci, co wiedzieli o darze kamuflażu, zginęli w kasynie All Unity.

Ibiki jeszcze raz popatrzył na matkę, marszcząc czoło. Ta zdawała się nie wiedzieć, że stoi przy niej kilku mężczyzn z bronią, gotowi do odebrania komuś życia. Cały czas ciekawiło go to głupie krzesło, więc podszedł do niego i z całej siły kopnął na drugi koniec pokoju.

- Matko! Miałaś dzisiaj uroczego gościa! Może pochwalisz się, o czym rozmawiałyście?! Wiem, że nie bierzesz leków, więc mnie nie oszukuj...

Wpatrywał się wyczekująco w rodzicielkę, a ta w końcu się poruszyła.

- Nie wygrasz tego starcia, Ibiki - przemówiła spokojnym głosem. - Ona jest silniejsza niż myślisz.

Syn prychnął zirytowany aroganckim zachowaniem matki, podszedł do jednego ze swoich ludzi, opierając rękę na jego ramieniu.

- Wolałem, kiedy byłaś bezmózgim workiem starych kości i trzymałaś gębę na kłódkę. - Wydobył z pochwy ochroniarza pistolet i przyjrzał mu się z ciekawością. Wymierzył w głowę kobiety, która nie bała się skarcić go wzrokiem. To spojrzenie ciemnych oczu mówiło jasno, jak nim gardziła i nie uznaje już za syna. Nacisnął spust i głośny strzał przerwał wszystko. - Tak lepiej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro