Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ch. 45

Zaczynamy maraton! 18.01, czyli dzisiaj urodziny obchodzi główny bohater S.T.A.L.K.E.R.a, co z tego, że Wy praktycznie codziennie macie maraton i po 7-8 rozdziałów nawet. 


**********


- Czy mogę się u ciebie na trochę zatrzymać?

To jedno pytanie wystarczyło, by Rena wyszła na moment z pracy i podała dziewczynie klucze, bez zbędnych pytań. Nie zamierzała naciskać roztrzęsionej Kamiyi, czekając cierpliwie, że kiedy odczuje taką potrzebę, wszystko jej opowie. Studentka była bardzo wdzięczna przyjaciółce i po raz kolejny dziękowała losowi, że zesłał jej tak dobrych ludzi jak Shihoin czy Hawks. 

Inoue udała się pod znany adres i poczuła dziwną ulgę, gdy znalazła się z walizkami w dużym apartamencie przyjaciółki. Naprawdę to zrobiła. Cholera, naprawdę wykrzyczała ojcu w twarz wszystko, co ją dusiło i odbierało siły od lat! Była wolna. Odeszła bezpowrotnie. Właśnie zaczynała swój nowy start. I miała ochotę to uczcić. Najpierw lot z Hawksem, a potem zrobi zakupy w sklepie z alkoholem i opróżni je! O tak! Na szczęście mieszkanie Reny było tak wielkie, że spokojnie we dwie się tu pomieszczą. W nowoczesnym apartamencie był pokój gościnny i to go zajęła Kamiya. Nim się zdążyła rozpakować, usłyszała ruch na balkonie.

Wyjrzała z pokoju, by zobaczyć Hawksa, który dopiero wylądował. Na jej widok rozpromienił się i zastukał delikatnie szybę, by go wpuściła. W dłoni trzymał reklamówkę, z której wyłaniała się para ciepła. Przeszedł przez mieszkanie i postawił je na wysepce w kuchni.

- Słyszałem od Reny, że tu się zadomowiłaś na jakiś czas - powiedział, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Również nie zamierzał o nic pytać, za co była mu bardzo wdzięczna. - Pomyślałem, że możesz być głodna, więc przed lotem może zjemy? - Wskazał na torbę.

Inoue zajrzała z ciekawości i uniosła brwi, widząc tam nuggetsy i kurczaki. Spojrzała na bohatera, nie wierząc, że ktoś, kto ma ptasie moce, lubuje się w takim jedzeniu. Zachichotała pod nosem, co nie umknęło mężczyźnie. Szturchnął ją łokciem w bok, w duchu ciesząc się, że cokolwiek wydarzyło się w życiu dziewczyny, nadal potrafi się uśmiechać. Oboje usiedli przy wysepce i zjedli posiłek przyniesiony przez Keigo. Zaraz po tym Kamiya ubrała się ciepło i była gotowa do lotu. Hawks wziął ją na ręce i wzbił się w niebo, nawet nie ostrzegając.

Prędkość, z jaką wystrzelili, zmusiła Inoue do krótkiego krzyku, który zaraz przerodził się w melodyjny śmiech. Doceniała to, że bohater przylatywał specjalnie z Kiusiu, by zobaczyć dziewczynę, którą lubił i ją. Bohater numer dwa został jej przyjacielem, marzenie każdej nastolatki zakochanej w jego obrazie pokazywanym w telewizji. Ścisnęła dłonie na klatce piersiowej Takamiego, gdy zaczynali łagodnie opadać. Chłodny wiatr szczypał policzki Inoue, ale nie przeszkadzało jej to. Wtuliła się w bohatera, nie odrywając wzroku od otaczającej ich panoramy miasta. Po godzinie siedemnastej zrobiło się już dostatecznie ciemno, by wszelkie neony i uliczne lampy rozbłysły jasnym światłem. W tej sytuacji Inoue Kamiya czuła się panią tych widoków. Wydała z siebie kolejny radosny okrzyk, a Keigo poczuł przyjemne ciepło w sercu, oczami wyobraźni widząc, jak ciemne macki wypuszczając powoli dziewczynę ze swoich objęć. 

Hawks bardzo polubił Kamiyę i cieszył się, że zadeklarował się być jej pierwszym przyjacielem. Nadal często widział u niej ten wzrok - ofiary, przestraszonego dziecka, które nie widziało nadziei na zmianę. Tkwiła w martwym punkcie. Po godzinie lotu, wylądowali na dachu najwyższego budynku w mieście. Fotografka nie dała po sobie poznać, że wysokość ją zaskoczyła, ale przywarła plecami do słupa tuż za nią.

- Nigdy mi się to nie znudzi! - zawołała, chcąc przekrzyczeć wiatr.

- Lot rozwiązuje problemy, prawda? - spytał, na co pokiwała głową. - Zaczęłaś się więcej uśmiechać i okazywać emocje, bardzo mi się to w tobie podoba. Też kiedyś byłem nazywany dzieckiem... bez wyrazu - zaczął smętnym głosem. - W moim domu zawsze panował bałagan i wszędzie walały się butelki po alkoholu. Mój ojciec... - przełknął ślinę - był seryjnym mordercą i rabusiem. Endeavor go schwytał, a ja w pewien sposób stałem się wolny.

- Jak to się stało, że zostałeś bohaterem? 

- Hm... w pewnym momencie życia uratowałem bardzo wielu ludzi. Opinia publiczna była w szoku, że taki młodziak, jakim byłem zrobił to tak szybko. Właściwe organy zaczęły mnie szkolić, by zrobić ze mnie lepszego bohatera i... - zacisnął usta coś sobie uświadamiając. Ale tym nie zamierzał się z nikim dzielić. - I jestem teraz tutaj.

- Może moje słowa nie mają jakiegoś większego znaczenia, bo pewnie wiele razy to słyszałeś, ale... 

Odepchnęła się od słupa, by stanąć na krawędzi dachu. Wiatr szarpał brązowymi włosami dziewczyny we wszystkie strony. Splotła ze sobą dłonie za plecami, wciąż wpatrując się w zaciekawioną twarz mężczyzny. Uśmiechnęła się tak pięknie, tak szczerze. Jej przyciemniona postać idealnie odznaczała się na tle oświetlonej Japonii. Wystarczył jeden krok do tyłu, by spadła. Najwidoczniej wysokość już jej nie przeszkadzała, podobnie jak wizja upadku. Mimo wszystko Hawks był gotowy, by w razie czego rzucić się za nią.

- Ale... dla mnie jesteś prawdziwym bohaterem. Moim bohaterem! - zawołała głośno. - Dziękuję, Hawks!

Mężczyzna odwzajemnił jej uśmiech. Jej słowa wiele dla niego znaczyły. Był bohaterem numer dwa, ale zawsze pragnął być bohaterem dla swoich najbliższych, a nie miał ich zbyt wielu. Czuł ból w sercu na myśl o Renie, nie akceptującej tego. Tylko to powstrzymywało go przed powiedzeniem wprost swoich uczuć. Shihoin była radosna, ale i oziębła. Kolejna skrzywdzona kobieta w jego życiu. Najwidoczniej tylko takimi mógł się otaczać. Zaśmiał się w myślach.

- Hej... Hawks, czy... - urwała w połowie, czując jak silniejszy podmuch wiatru zachwiał jej równowagę. Tylko niezwykły refleks Keigo ocalił ją przed upadkiem. Owinął ręce wokół jej talii, wpatrując się w dół. Inoue ukryła twarz w jego kurtce. - Mało... brakowało... - wydyszała.

- Ta... - mruknął. - Nie zbliżaj się więcej do krawędzi.

Pokiwała głową i pozwoliła, by Keigo odstawił ją do domu. Za kilka godzin dołączy do niej Rena. Żałował, że nie mógł zobaczyć ukochanych pomarańczowych oczu chociaż przez moment, ale co mógł na to poradzić? Odstawiając dziewczynę na balkonie apartamentu, był gotowy odlecieć, póki nie poczuł na ramieniu ostrożny uścisk Inoue.

- Co tam? 

- Rena... cię lubi... boi się ciebie stracić, dlatego ciężko jej pogodzić się z tym, co robisz, ale ona to akceptuje... naprawdę - paplała jak najęta, co było zupełnie do niej niepodobne. W tej chwili sama się nie poznawała. - Dlatego ciesz się, Hawks... bo oboje możecie być razem.

Hawks parsknął śmiechem i pogłaskał Inoue po głowie jak młodszą siostrę.

- Dzięki, doll... - Nachylił się, by złożyć na jej czole krótki pocałunek i odleciał.

Inoue jeszcze długo wpatrywała się w nocne niebo, na którym już nie była w stanie ujrzeć znajomej sylwetki. Nie żałowała. Na dzisiaj miał już inne plany. Nie rozebrała się z kurtki, chwyciła za torbę i opuściła apartament, by zrobić małe zakupy. Chociaż w ten sposób mogła odwdzięczyć się Renie za jej dobroć. Niedaleko był sklep monopolowy. W środku była tylko dwójka nastolatków i jeden starszy pan. Chwyciła za żółty koszyk na zakupy i ruszyła między alejkami. Poza kilkoma paczkami chipsów, żelków, cukierków i masy innych niezdrowych produktów, wzięła kilka butelek alkoholu, szczególnie omijając whisky, do którego nie zamierzała się więcej zbliżać.

Plan zakładał, że upije się razem z Reną i zapomni o wszystkim. Odruchowo spojrzała na swoją dłoń, na której spoczywała bransoletka, będąca teraz najcenniejszą rzeczą, jaką posiadała. Uśmiechnęła się do wspomnień z Touyą. Skierowała się do kasy, a kiedy zapłaciła za zakupy i stanęła przed sklepem, z rozczarowaniem przyznała, że zaczęło padać. Głupim pomysłem było stać bezczynnie pod sklepem, ale bieg w ulewę również nie wydawał się być cudowną opcją. 

Wzięła głęboki wdech i zaczęła iść, nie przejmując się, że krople deszczu moczą jej włosy i ubranie. 

- Oi.

Inoue zatrzymała się, spoglądając w mijaną właśnie alejkę. 

- Dabi. - Rozejrzała się, czy nikogo w pobliżu nie ma. - Co tu robisz?

- Idę do siebie - odpowiedział, chowając ręce do kieszeni. - A ty? Twój dom jest w drugą stronę... - Nie umknęło jego uwadze, że dziewczyna dźwigała torbę z zakupami. - Chyba, że planujesz lepiej spędzić wieczór niż przed telewizorem.

- Co cię to obchodzi? 

Dabi pociągnął ją za ramię, że wpadła na niego. Na szczęście nie upuściła torby z zakupami. Popatrzyła nerwowo na mężczyznę, który się w nią wtulał. 

- Idziesz do kogoś konkretnego?

- Idę do nowego domu - wyznała, przez co mężczyzna odsunął ją od siebie i uważnie się jej przyjrzał. - Wykrzyczałam ojcu, jak nim gardzę i wyprowadziłam się.

- Mądra dziewczynka. - Na ton głosu, z jakim to powiedział, serce Inoue zrobiło koziołka, a ona sama się zarumieniła. - Jeżeli potrzebujesz miejsca do... zatrzymania się... wiesz... może warunki nie są jakieś...- Podrapał się po głowie.

- Nie trzeba - odpowiedziała natychmiast. - Mam tymczasowe miejsce do spania. Jutro zacznę szukać czegoś na własność. Z dala od tego miasta, od ojca, od Ligi, od... ciebie. - Nie była pewna, czemu, ale ostatnie słowo przyszło jej z trudem.

- Ode mnie? - żachnął się, zaciskając mocniej dłoń na jej ramieniu. Usłyszał ciche syknięcie, ale nie poluzował uścisku. - Dlaczego chcesz być z dala ode mnie?

- Jesteśmy z dwóch różnych światów. Nie martw się, z pewnością znajdzie się ktoś, kto cię pocieszy i zajmie. Jak ostatnio - dodała ciszej, ale Dabi ją usłyszał.

- Czekaj... co? Co ty pieprzysz? Jak ostatnio? - dopytywał, nie rozumiejąc, co dziewczyna ma na myśli. Czy w końcu dowie się, co ją tak ugryzło?

- Świetnie się przecież bawiłeś przez te trzynaście godzin, co nie? - prychnęła.

- Wiesz, nie nazwałbym tego zabawą - mówił ostrożnie, lustrując napiętą twarz dziewczyny. - Raczej zasłużoną przerwą.

- Czyli to dla ciebie nie miało znaczenia? - Spojrzała na niego.

- A powinno mieć? Trzynaście godzin czy ludzkie siedem-osiem. Nie przywiązuję do tego specjalnej uwagi. - Inoue odepchnęła go od siebie, ale mimo to podążył za nią, starając się nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Naciągnął kaptur czarnej bluzy na głowę. - O co ci, u diabła, chodzi? Od kilku dni boczysz się bez powodu! Nie możesz jak człowiek powiedzieć, co cię boli?

- Co mnie boli? - powtórzyła, przystając. - Co MNIE boli? Mnie nic nie boli! Nie obchodzi mnie, co robisz i z kim to robisz! Możesz iść do diabła. - Przyspieszyła krok z nadzieją, że to zniechęci go do podążenia za nią. Jakże się myliła. - Odpuścisz?

- Nie, mała myszko, bo irytuje mnie twoje zachowanie. Ciągle robisz jakieś aluzje. Powiedz wprost: co cię tak wkurza?

- Nic mnie nie wkurza! - krzyknęła. 

Niektórzy przechodnie spojrzeli na nich z zaciekawieniem. 

- Od tej akcji z nieodebranym telefonem jesteś nieznośna - warknął. - Wiem, że nawaliłem i nie było mnie obok, by jak zwykle ratować cię z sytuacji, bo...

- Bo pieprzenie innych było ważniejsze! - wytknęła mu, a on zamrugał zaskoczony.

Inoue wykorzystała jego zawahanie i biegiem popędziła przed siebie, zostawiając za sobą skonfundowanego złoczyńcę. Nie biegł za nią, ale kiedy zrozumiał sens jej słów, zachciało mu się śmiać. Ukrył twarz w dłoni, cicho chichocząc, co zaniepokoiło mijającą go starszą panią.

- Oj, mała myszko - wyszeptał do siebie. - Jesteś urocza, kiedy jesteś zazdrosna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro