Ch. 43
- Więc o czym chciałeś porozmawiać?
Natsuo wbił wzrok w swoje buty, choć był od niej znacznie wyższy, wciąż był młodszy o dwa lata. Nigdy nie potrafił zrozumieć, dlaczego Inoue była tak zapatrzona w Touyę. Pamiętał dzień, gdy znalazł ją w ich kryjówce. Widział jej ból i nie był w stanie go w żaden sposób złagodzić. Trzymał ją wtedy w ramionach, samemu tłumiąc łzy. Chciał być jej oparciem, ale odtrąciła go i całą jego rodzinę, zrywając wszelkie relacje.
Ale on pamiętał i pielęgnował wspomnienia o brązowowłosej, jakby była częścią jego rodziny. Zawsze tak ją postrzegał i nie potrafił tego zmienić. Nie mógł wpłynąć na jej uczucia, ale traktował ją jak siostrę. Tylko na taki rodzaj miłości mógł sobie pozwolić. Na nic innego nie powinien liczyć.
- Słyszałaś o pomyśle swojego ojca? - Nie odpowiedziała, tylko odbiła się nogami od ziemi, by móc się pohuśtać. - Nie wpadł na to sam. - Podrapał się po policzku. - Wiesz... bardzo mnie zasmuciło, że po tamtym wydarzeniu, odsunęłaś się od nas, decydując się samotnie cierpieć. Zawsze postrzegałem cię jak część rodziny, jak siostrę, potencjalną szwagierkę - zaśmiał się, ale Inoue nie odwzajemniła jego radości. - Rozumiem, jak się czujesz... Touya był moim bratem, był mi tak bliski... Wiem też, że jeszcze bliższa byłaś mu ty.
Inoue zaparła się piętami, by zatrzymać huśtawkę. Powolne kołysanie sprawiło, że zrobiło jej się słabo. Posłała chłopakowi przenikliwe spojrzenie. Nigdy nie słyszała od Touyi, jak jest dla niego ważna, czy odwzajemniał jej uczucia. Tylko raz mówił o kimś, kogo lubił, pokazując jej zakochany uśmiech. Naiwnie próbowała wierzyć, że chodziło o nią. Chociaż Touya był spokojnym, ale i wesołym dzieciakiem, nie był skłonny mówić o swoich uczuciach. Rozumiała to. Sama teraz taka była.
- I co z tego? - sapnęła, niecierpliwiąc się. Jaki sens był teraz o tym rozmawiać?
- Już dawno chciałem ci coś pokazać... a właściwie to dać, ale ucięłaś kontakt - mamrotał, szukając czegoś w kieszeni ciepłej kurtki. - Jestem pewny, że Touya chciałby, abyś to miała. Na pewno to było przeznaczone dla ciebie. Po prostu nie zdążył... - posmutniał na twarzy - ci go dać...
Dziewczyna zamrugała dwukrotnie, wpatrując się w zwisający z jego ręki przedmiot. Była to bransoletka zrobiona turkusowych i białych koralików. Trochę nieudana, wyglądająca na zrobioną przez dziecko. Mimo to kolor turkusowych kamyczków od razu skojarzył jej się z oczami Touyi, a białe z jego włosami. To było... dla niej? Wyciągnęła dłoń, ale zatrzymała ją w powietrzu, niepewnie zerkając na Natsuo, który zachęcił ja szerokim uśmiechem. Zapiekły go oczy, ale powstrzymał odruch przetarcia ich.
Jej palce musnęły przedmiot, a potem odebrała go od chłopaka. Przyglądała mu się, jakby spodziewała się gdzieś znaleźć dowód na to, że zrobił to jej zmarły ukochany.
- Godzinami nad tym siedział - mruknął Todoroki. - Najwięcej zeszło mu z węzłem przesuwnym, dzięki czemu mogłabyś sama ją zakładać i zdejmować. Wydaje mi się, że skończył ją zaraz po ukończeniu gimnazjum, przed... - przełknął cicho ślinę - przed wypadkiem. Nie wiem, czemu od razu ci tego nie dał, ale proszę. Niech się nie zmarnuje.
Uśmiech spełzł z jego twarzy, gdy usłyszał pociągnięcie nosem. Dwie krople kapnęły na drżące dłonie studentki. Z zaskoczeniem patrzył na dwie strużki łez spływające po zarumienionej twarzy dziewczyny. Niechcący rozdrapał ranę, niemającą się nigdy nie zagoić. Pożałował, że oddał bransoletkę Inoue, bo teraz był zmuszony patrzeć na jej cierpienie. Touya chyba by go zabił za doprowadzenie dziewczyny do łez. Zawsze miał do niej słabość, nie... To Inoue Kamiya zawsze była jego słabością.
- H-hej... - próbował coś powiedzieć, ale nie był w stanie ubrać słów w jakieś sensowne zdanie.
- Dziękuję, Natsuo - odpowiedziała, zaskakując go łagodnością zawartą w głosie. - Tak bardzo ci dziękuję... - Posłała mu ciepły uśmiech, topiący każdy rodzaj lodu. Zarumienił się, co próbował ukryć, uciekając wzrokiem na bawiące się niedaleko dzieciaki. - Zawsze żałowałam, że nic po nim nie mam, oprócz zdjęcia. Bardzo ci dziękuję.
- Nie ma sprawy - Potarł dłonią nos. - Będę się już zbierał. Trzymaj się, uważaj na siebie i... odezwij się do nas jeszcze kiedyś. - Uśmiechnął się szeroko, ukazując szereg białych zębów. Pomachał jej ręką, kierując się w stronę wyjścia.
Przyjemne myśli uleciały wraz z jego odejściem, ponieważ coś niedaleko przykuło uwagę dziewczyny. Wstała ostrożnie z huśtawki, zbliżając się do pogniecionej gazety. Zdjęcie pierwszej strony było tym, co ją konkretnie zainteresowało. Podniosła papier z ziemi i odczytała artykuł o odnalezieniu ciała martwej studentki.
Horie Izuma.
Nie miała wyrzutów sumienia, że to na nią sprowadziła. Nie spodziewała się, że jej działania mogą mieć takie konsekwencje. To była jej wina. Była?
,,To przez ciebie!''.
Zawsze wszystko było jej winą... chłodnym wzrokiem lustrowała znaki, składające się na imię. Czy brak wyrzutów czyniło ją współwinną? Czy przez podanie nazwiska koleżanki z uczelni została mordercą? Czy stała się taka jak Dabi, Shigaraki czy Toga? Powinna się zacząć ukrywać? Dlaczego jej to nie ruszało a jednocześnie sprawiało, że chciała zapaść się pod ziemię? Pokręciła głową.
- Przykra sprawa z tą dziewczyną... - westchnął jakiś mężczyzna na pobliskiej ławce. - Prawdziwa tragedia.
Inoue milczała, wpatrując się w starszego człowieka, rozpoznając go od razu.
- Od razu, gdy ją zobaczyłem, miałem przeczucie, że to nie o nią chodziło. Kiedy Toka powiedział mi, że zaatakowała go jakaś dziewczyna w ciemnych włosach. - Pstryknął palcami. - Od razu czułem, że chodzi o dziewczynę, która skoczyła z dachu. Wiedziałem, że jeszcze się spotkamy.
- Ibiki Fugami - mruknęła, natężając mięśnie. Chciała się rozejrzeć, ale ponownie dobiegł ją ten zachrypnięty głos.
- Nie odwracaj się - ostrzegł ją, uśmiechając się jadowicie. - Nie wykonuj gwałtownych ruchów. Jesteś na celowniku, a otaczam się doprawdy utalentowanymi ludźmi. Dar celownika w oku to bardzo przydatna umiejętność, nieprawdaż?
- Skoro jeszcze mnie nie zabiłeś, to znaczy, że masz interes - odpowiedziała obojętnym tonem.
- Bystra dziewczyna - zachichotał. - Zatem może od razu przedstawię warunki. Wiem, że donosisz Lidze. Zginął mój bliski partner. Całkowicie go spopieliło.
- Wypadki chodzą po ludziach. - Wzruszyła ramionami.
Ibiki zaśmiał się spazmatycznie, co wkrótce przerodziło się w suchy kaszel. Od razu spoważniał, prostując się na ławce i mierząc studentkę złowrogim spojrzeniem, który jego wrogowie zawsze widzieli tuż przed śmiercią. Na dziewczynie nie zrobiło to wrażenia, choć czuła jak serce przyspiesza jej, a krew zaczyna szumieć w uszach.
- Ile Liga już wie? I lepiej mów prawdę, chyba, że znowu chcemy niepotrzebnych ofiar? - Milczała. - Na przykład tamtego chłopaczka sprzed chwili?
- Serio chcesz zaczynać z synem Endeavora? - prychnęła, na co mężczyzna zmarszczył brwi. - Nie wie zbyt wiele, poza tym, że towar jest trefny, a receptura jak i sekretny składnik Overhaula przepadły. Liga ma kilka nabojów zabranych od samego Chisakiego.
- A jednak jakoś dotarliście od kasyna All Unity. Ostatnio był tam pożar, znaleziono spalone zwłoki właściciela. Wiesz coś o tym?
- To cię będzie kosztować.
- Posłuchaj, zdziro - burknął nieprzyjemnym tonem. - Nie mam zamiaru się z tobą targować. Wiem, że to ty namierzyłaś kasyno, w którym akurat zalegałem z niezłym długiem, dotarłaś także do mojego domu. Szukałaś mnie, prawda? O to jestem! - wydarł się, rozpościerając ramiona. - I co teraz powiesz?!
- Może i węszyłam, ale otrzymałam więcej pytań niż odpowiedzi. W twoim domu była fotografia. - Ibiki zacisnął usta. - Pamiętam tę kobietę. Była zakładnikiem Dzieci Amaterasu jedenaście lat temu. Była ich zakładnikiem, więc czemu im pomagasz?
Znowu rozległ się donośny śmiech dilera.
- Wścibska i niegrzeczna... - zaśmiał się pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Sporo płacą. Ale jako dilerka informacji pewnie wiesz, jak cenny jest pieniądz, prawda? Doniosłaś Lidze za dużo informacji, aż szkoda cię od tak likwidować. I tu zaczyna się moja propozycja. Będziesz szpiegować Ligę Złoczyńców, a w pewnym momencie ich zdradzisz.
- Nie umiesz zawierać umów. Deal for deal - powiedziała znudzona. - Jeśli oczekujesz czegoś ode mnie, musisz dać coś o podobnej wartości. Przy naszym pierwszym spotkaniu ustaliliśmy, że moje życie nie ma takiej wielkiej ceny jak myślałeś. Nie tkniecie też tamtego gościa, bo nie jesteście głupi, by narażać się bohaterowi numer jeden słynącego z wybuchowego charakteru. Nie ma nic, co mógłbyś postawić.
- Ach tak?
- Nie mam przyjaciół. Nie mam członków rodziny, na których by mi zależało, więc szantaż odpada.
Ibiki wyciągnął zza marynarki małą książeczkę, którą rzucił pod nogi dziewczyny. Pozwolił jej schylić się, by ją podnieść i zajrzeć do środka. Z kpiącym uśmieszkiem widział, jak zielone oczy studentki migotają na widok wpisanej tam sumy.
- Przemawia do ciebie tylko jedno. Zniszczmy razem Ligę a te pieniądze będą twoje.
- ,,My''? - powtórzył, odrywając wzrok od sporej ilości zer. - Dzieci Amaterasu... zabiły moją matkę.
- Moje kondolencje - parsknął, choć nic w jego zachowaniu nie popierało jego słów. - Ale biznes to biznes, nie?
,,Czyje to?''.
,,Zamknij oczy''.
- Inna sprawa... może zdążyłaś to zauważyć lub nie, ale od jakiegoś czasu w twoim otoczeniu wiele się dzieje, prawda, Inoue Kamiya?
Krew w żyłach dziewczyny zmieniła się w lód. Doskonale wiedziała, do czego zmierza mężczyzna. Atak na jej uczelnię, jej salę wykładową. Tylko nieznaczne uniesienie brwi zdradziło jej strach. Tak, czuła strach. Taki, którego nie doświadczyła od dawna. Czasem ocierała się o lęk, choćby wtedy w kasynie, ale teraz chciała uciec. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa.
- Postawmy sprawę jasno. Od jedenastu lat to ty jesteś celem Dzieci Amaterasu. Od kiedy gniew twego ojca skierował się na tę grupę, pragną zemsty. Twojej krwi. Nic bardziej nie dobija bohatera, chcącego ratować każdego, a nie mogącego zapewnić ochrony własnej rodzinie. Pieniądze, twoje życie w zamian za tajemnice i zniszczenie Ligi. Przecież to dobry kontrakt, co nie?
Wargi Inoue poruszyły się.
- Jaka jest twoja odpowiedź...?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro