Rozdział 4
-Czekaj!-poczułam rękę Newta na moim ramieniu-wtedy tak szybko odbiegłaś. Na pewno nic się nie dzieję?
Pokręciłam głową.
-Ale pamiętaj, nam możesz ufać. Wszyscy jesteśmy razem. Więc jak coś będzie źle to przyjdź do mnie, ogay?- popatrzył mi głęboko w oczy.
Już mu chciałam wszystko powiedzieć, ale na szczęście przyszedł Minho.
-Witam księżniczkę i jej księcia- Azjata był cały spocony i jeszcze trochę dyszał. Pewnie właśnie wrócił z labiryntu.
Newt walnął go w ramię a potem coś mu szepnął.
-Ogay, nie zmuszam nikogo do zawierania związków małożeńskich.
Dziwnie spojrzałam na Minho, a ten mi odpowiedział:
-Kasuję twoje zaręczyny z tym streferem Newtem.
Pokazałam mu język, a potem z uśmiechem odwróciłam się od nich i poszłam zjeść.
Po zjedzeniu sytego posiłku poszłam do pokoju i walnęłam się na łóżko. Wtedy przyszedł Minho.
-Jak tam księżniczko?
-Świetnie- powiedziałam z ironią.
Jak szybko człowiekowi zmieniają się z uczucia. Jeszcze godzinę temu śmiałam się z żartów Minho (co jest nie lada wyczynem) a teraz miałam ochotę zakopać się w łóżku i nigdy stąd nie wychodzić.
-Czuję się strasznie fujowo- zwierzyłam się mu. Sama nie wiem czemu. Nigdy nie byłam pierwszą do opowiadania innym o moich uczuciach.
-Niedługo ci przejdzie.
Spojrzałam się na niego. Lubiłam Minho. Mogłam powiedzieć, że nawet go kochałam, ale nie jak chłopaka, albo matkę. Darzyłam go uczuciem podobnym do miłości do brata lub bardzo bliskiego przyjaciela.
-Dzięki Minho.
-Ja nic nie zrobiłem księżniczko.
-Zrobiłeś więcej niż ci się wydaje- powiedziałam mu i zostawiłam go zmieszanego w pokoju. Sama poszłam szukać Newta.
Znalazłam go niedaleko Pokoju Map gadającego z Benem.
-Newt, mogę na słówko?
Chłopak szybko odszedł od chłopaka. Miał bardzo przestraszoną minę gdy do mnie podszedł. Nie chciałam go za bardzo denerwować. Chodź musiałam przyznać, że mnie stres zrzerał mnie w od środka. Nie mogłam uwierzyć w to co za chwilę zrobię.
-Tak? Coś się stało?-zapytał mnie Newt.
Policzyłam do trzech i wtedy podwinęłam rękaw bluzy. Tak, ja też nie mogę uwierzyć, że to zrobiłam!
Popatrzyłam na Newta. Miał przerażenie wypisane na twarzy. Złapał mnie za tą zdrową rękę i pociągnął mnie do Plastra.
-Czemu wcześniej nie powiedziałaś? Kiedy ci się to stało?
Głęboko odetchnęłam.
-Pierwszego dnia wpadł na mnie Minho, ta sajgonka. Upadłam na te rękę i od tego czasu strasznie boli i puchnie.
-Ale czemu nie przyszłaś do mnie wczoraj?
-Bo...bo- zawahałam się. Nie, nie będę mu mówić za wiele. Nie powiem mu o mojej niechęci do otwierania się przed ludźmi i o wstydzie, że nie jestem dość silna.-bo...wcześniej tak nie bolała- uznałam, że mogę sobie pozwolić na małe kłamstwo.
Newt popatrzył na mnie ze współczuciem.
-Jak nie chcesz mówić, to po prostu powiedz, że nie. Proszę, tylko nie kłam. Nie będę wyciągać z ciebie, czegoś, czego nie chcesz powiedzieć. To twoja sprawa. Ale za Minho nie ręczę. On jest nieprzewidywalny i piekielnie ciekawski.
Uśmiechnęłam się do niego. Kolejny przyjaciel w Strefie.
Newt zaprowadził mnie do Plastra, który opatrzył mi rękę. Robił z nią różne czynności, nie znam się na tym, więc spróbowałam mu zaufać. Miałam nadzieje, że się na tym zna. Newt cały czas siedział obok mnie. Mama Newt się znalazła. Tak, troszczył się o mnie jak o trzymiesięczne dziecko. Gdy Plaster zakładał mi opatrunek, wszedł Minho. No nie! Lubię go, ale nie mam ochoty na przesłuchanie.
-Co się stało naszej księżniczce?
Pokazałam mu język
-Ty gruba klucho na mnie upadłeś! Teraz purwa przez ciebie mam zjechaną kończynę.
Zrobił niewinną minkę.
-Ojejciu! Przepraszam, nie chciałem księżniczki okaleczyć-powiedział miłym głosikiem, a potem zmienił go na złowieszczy- było tak blisko do zdobycia tronu.
Uśmiechnęłam się, krzywiąc, bo Plaster zaczął robić jakieś dziwne eksperymenty na mojej łapie.
Gdy miałam już opatrzoną rękę, razem z Minho, Newtem poszłam do pokoju. Szybko przebrałam się w piżamę i umyłam się w łazience.
Po dwudziestu minutach już wszyscy byli w swoich łóżkach.
-Jak ci się podoba w Strefie?- spytał się mnie Newt.
-Szczerze? To tu jest dupnie! Ale muszę przyznać, że nawet lubię ludzi i takie tam...
Blondyn pokiwał głową.
-Niestety jutro nie pójdziesz do Zarta pilnować jego grządek..
-Czemu?-przerwałam mu.
-Twoja ręka..
-Moja ręka czuje się świetnie! A jutro idę kopać warzywka!
Nagle Minho zaczął ryczeć ze śmiechu.
-Czemu gnojku tak rżysz?
-Idź kopać warzywka, a tak przy okazji weź na mnie wpadnij!
-Po co?
-Będę mieć urlop.
-Nie lubisz być Zwiadowcą?
-Nie, nie to że nie lubię, ale przydałby się mały odpoczynek. Ale beze mnie wszystkich zwiadowców pokłują Buldożercy..
Oh, skromny Minho.
-A ty Newt co tu robisz?-nagle wypaliłam-wiem, żę ty tu się no wiesz.... ale nie masz jakiegoś konkretnego zajęcia?
Obaj chłopcy zamilkli, a Newt oznajmił mi krótko:
-Byłem Zwiadowcą.
Iiiii? Co dalej???
-Czemu byłeś? Już nie?
Pokręcił głową.
-A co ci się stało?
-Mam zranioną nogę. To dlatego kuleję.
-To też Minho cię przygwoździł do ziemi?-uśmiechnęłam się. Niestety za późno zorientowałam się, że Newtowi nie jest do śmiechu. Z grobową miną patrzył w sufit.
-Nie.
-A to co ci się stało?
-Cholera! Jesteś zupełnie jak Minho! Wszystko chcesz wiedzieć!-zaczął się denerwować-zamknij się! Jak będę chciał to ci powiem!
Newt wściekły wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.
Popatrzyłam na Minho.
-A temu co jest?
-Jak będzie chciał to sam ci powie-jeszcze nigdy nie widziałam tak poważnego Minho-poszukam Newta- i też wyszedł.
Zostałam sama w pokoju! PURWA! PURWA! PURWAAAA!!!!
Wybiegłam do lasu i usiadłam pod moim ulubionym drzewem. Czemu to życie jest tak pikolone? O co chodziło Newtowi i Minho? Co to za tajemnica, co mu się stało w nogę?
Wtedy usłyszałam jakiś dźwięk. Odwróciłam głowę. Przy innym drzewie siedział Newt. Ostrożnie podeszłam do niego. Jak mam zacząć? "Oj wiesz stary...sorry? " czy "wybacz mi kumplu"? Nie mam zbyt delikatnej duszy i nie znam się w tych sprawach. Oh, Katherine...potrzebuję cię! Obudź się szybko!
-Newt..-zaczęłam- przepraszam, że na ciebie tak naciskałam.
Odwrócił się do mnie. Nadal był wściekły.
-Nie mieszaj się w nie swoje sprawy, ogay?
Nerwowo pokiwałam głową. To nie był taki Newt jakiego znałam.
Wtedy mina mu złagodniała.
-Ja też cię przepraszam.
Uśmiechnęłam się, a ten odwzajemnił uśmiech.
-Powiem ci, kiedy nadejdzie czas.
-Ogay, a teraz proponuję wrócić do Bazy. Ta sajgonka martwi się o siebie, chodź musze przyznać, że jestem szczerze zdziwiona, że zauważył kogoś poza sobą.
Newt wesoło spojrzał się w moje oczy, a potem ruszył do Minho, innych sztamaków, Bazy i... ciepłego wyrka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro