Rozdział 3
"Samantha"
-Muszę je zabrać-powiedział wysoki mężczyzna do naszej matki. Ja i Kat stałyśmy za nią i przytulałyśmy się. Panicznie się bałyśmy. Nadszedł nasz koniec.
Nasza mama zaczęła płakać, jednak nie sprzeciwiała się.
-Oczywiście. Proszę, tylko szybko.
Mężczyzna pociągnął nas za ręcę. Zdążyłam jedynie krzyknąć „mamo". Jednak słyszałam tylko jej płacz. Właśnie ten facet nas zabiera! Już nigdy nie zobaczę naszej mamy! Kopnęłam go w krocze. Nigdy się nie cackałam. Mężczyzna nas póscił. Jednak nie zdążyłyśmy daleko uciec. Znowu nas złapał znim ostatni raz przytuliłam mame. Nie płakałam. Byłam zła, wściekła. Spojrzałam na Katherine. Ona beczała. Nie dziwiłam się. Właśnie zabierano nas od mamy.
Obudziłam się. Ja i Kat jesteśmy siostrami. Rozejrzałam się po pokoju. Na łóżkach obok leżeli Minho i Newt. Miałam koszmarny sen. Taki realny. Bałam się go. Usiadłam. niechcący podparłam się na ręcę. Musiałam mocno zacisnąć usta żyby nie krzyknąć. Spojrzałam na nią. Spuchła. Wyglądała strasznie. Zaczynała się robić sina. Porwałam moją bluzę i szybko ja zasłoniłam, zakrywając moją rękę. Szybko łyknęłam tabletkę. Niedługo się zagoi. Nikt nie może się o tym dowiedzieć.
Poszłam do łazienki, żeby się ubrać. Założyłam tą samą bluzkę i spodnie co wczoraj. Gdy wróciłam do pokoju Newt i Minho już nie spali.
-Jak tam się spało księżniczko?-zapytał Azjata.
-Cudownie-odpowiedziałam mu z wymuszonym uśmiechem na twarzy.
Wyszłam z pokoju. Skierowałam się do stołówki. Byłam strasznie głodna. Patelniak dał mi moją porcję.
Gdy już jadłam przyszedł Minho, Newt i Alby. Usiedli przy "naszym" stoliku. W sumie to nie wiem czy można go było nazwać naszym. Ja jestem tu zaledwie od jednego dnia.
-Dziś idziesz Winstona. Ciekawe jak tam się sprawdzisz u Rozpruwaczy-zagadał mnie Minho.
-Co?
-Idziesz dziś do pierwszego Opiekuna. Będziesz zabijać biedne zwierzątka-chłopak zatrzepotał rzęsami.
Przewróciłam oczami.
-A jak tam u Katheriny?-zmieniłam temat.
-Kto to do purwy jest Katherina?
-To ta dziewczyna.-zmieszałam się.
-Znasz jej imię?-zapytał mnie Newt.
Przytaknęłam.
-Gdy obudziłam się w windzie pamiętałam tylko jedno. Katherine. To ona.
-Każdy jak się budzi pamięta tylko swoje imię-poinformował nas Minho-jestś pewna,,że ty się tak nie nazywasz, księżniczko?
-Nie, to jej imię. Jestem pewna.
-Ale każdy z nas pamiętał tylko swoje pikolone imię.-Minho się ze mną wykłócał.
-Nie, Minho! To jej imię.
-Ale...
-Słyszałeś co powiedziała. Zawrzyj ten pikolony twarzostan, Minho- przerwał mu Newt.
-Dziękuję-zwróciłam się do Newta
-A jak ty masz na imię?-spytał mnie Azjata.
-Nie mam pojęcia.
-Ale każdy z nas wie. Jesteś pewna, że to nie twoje imię?
-Matko! Minho, zamknij się!!
-No trudno. Nadal muszę cię nazywać księzniczką.
-Zamknij się, gnojku!
-Wszystko dla księżniczki.
Walnęłam go w twarz. On jednak się nadal uśmiechał. Wiem, że go to nie bolało. Po 2 latach w labiryncie ma się odporność. Jednak mnie zabolało. I to bardzo. Krzyknęłam. Moja ręka pulsowała. Złapałam się za nią.
-Coś się stało?-podszedł do mnie Newt.
-Nie, nic mi nie jest-zapewniłam, chodź że wiedziałam, że moja pozycja przeczy.
Nadal trzymałam się za rękę i ją masowałam. Bolała jak cholera. Czułam pod bluzą, że jeszcze bardziej spuchła.
-Na pewno? Nic nie jest z twoją ręką?
-Tak, nic mi nie jest!
-Tylko zobaczę-poprosił Newt.
Trzasnęłam go w łapę wystawiająca do mnie (tą zdrowa ręką) i wybiegłam.
Pobiegłam do lasu. Usiadłam pod tym samym drzewem. Wygodnie się oparłam o pień. Zdjęłam bluzę. Ręka stała się sina. Cała fioletowa. Nie za bardzo znałam się na medycynie, ale bałam się czy to nie wylew albo krwiak (czy jak to tam się nazywa). Zastanawiałam się czy nie pójść do Plastra. Nie. Dam jeszcze temu jeden dzień. Jeśli jutro się nie poprawi, pójdę do chłopaków o pomoc.
Wstałam. Nafaszerowałam się jeszcze tabletkami i ruszyłam do Witsona. Wszystko w porządku.
Chłopak kazał mi zabijać świnie. Ogay, niezbyt mi się to podobało, ale wytrzymałam. Jutro szłam kopać grządki.
Poszłam do Kat. Chciałam sprawdzić co u niej. Nadal nieruchomo leżała na łóżku szpitalnym. Plaster coś tam przy niej majstrował. Gdy mnie zobaczył, powitał i wyszedł z pokoju. Czyżbym wzbudzała taki strach? Uważajcie chłopcy ze Strefy. Gdy bedzeicie przebywać z "tą nową" w jednym pomieszczeniu dłużej niż pięć minut, ta napadnie na was i zabawi się w wampira. Albo jeszcze gorzej! Gdy na nią spojrzycie zamieni was w kamień!! DADADAAAM.
Usiadłam koło mojej siostry. Byłam tego pewna. Złapałam ją za rękę. "Kiedy się obudzisz?". Pocałowałam ją w policzek i poszłam zabrać jeszcze trochę leku przeciwbólowego.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że ff się podoba :) Liczę na komentarze!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro