„Mistrz i Małgorzata" Michaił Bułhakow
Na samym początku zastanawiałam się, od czego powinnam zaczął, lecz wkrótce doszłam do wniosku, iż chyba wyrzekłabym się samej siebie, gdybym nie rozpoczęła od „Mistrza i Małgorzaty" Bułhakowa.
Pewnego nieprzyzwoicie gorącego majowego poranka dwójka poetów — Iwan Nikołajewicz Ponyriow (zwany również Bezdomnym) oraz Michaił Aleksandrowicz Berlioz — zasiadła na jednej z ławeczek. Ich kontemplacje na temat nieistnienia czegoś takiego jak Bóg oraz Diabeł przerwał dziwny jegomość mówiący po rosyjsku płynnie, lecz z niespotykanym dla obu akcentem. Cudzoziemiec przysiadł się do nich i wkrótce zgodnie Iwan Nikołajewicz jak i Michaił Aleksandrowicz uznali go za agenta-szpiega. Jak się później okazuje, dużo lepiej byłoby dla tych dwojga, gdyby ów jegomość faktycznie był tylko agentem.
Powieść Bułhakowa ma bardzo specyficzną budowę, ponieważ jest to historia w historii. Autor przedstawia nam dwa wątki: moskiewski (1929r.) oraz jerozolimski (ok. 33 r. n.e.), co może na samym początku odrobinę zniechęcić czytelnika. Czemu? Za wstęp do opowieści należy się zabrać dwa razy, a, jak to jest, pierwsze rozdziały bywają specyficzne, gdyż przedstawiają nam bohaterów, a akcja zwykle nie porywa jak szalona. Z tego powodu bardzo zalecam odrobinę przemęczyć się (mi osobiście rozdział 2. przedstawiający Poncjusza Piłata czytało się od niechcenia) na sam początek i nie porzucać „Mistrza i Małgorzaty" od razu.
Nie będę ukrywać, iż tę powieść przeczytałam tylko i wyłącznie z powodu groteskowości jednego z cytatów o spirytusie (zamieszczę go na dole razem z moim ulubionym fragmentem) i w trakcie czytania pierwszej części uśmiałam się jak nigdy przedtem przy książce. Część druga szła już mi trochę wolniej — jakoś tak niestety wyszło. Niemniej pod płaszczykiem anegdot oraz perypetii bohaterów kryje się coś więcej niż tylko dobra rozrywka; Bułhakow przedstawia nam obraz społeczeństwa rosyjskiego w czasie dwudziestolecia międzywojennego, terror stosowany przez władze sowieckie oraz wątek nieprzemijalności dzieł prawdziwego artysty. „Rękopisy nie płoną" — mówi Wolland, jeden z bohaterów.
„Mistrz i Małgorzata" — dalej nie mam pewności co do znaczenia zakończenia. Uważam, że należy samemu zapoznać się z tą pozycją, aby wyrobić sobie indywidualną opinię.
Powieść z całego serca polecam. Jest to co prawda lektura dla rozszerzenia, niemniej zachęcam po jej sięgnięcie (chociażby z powodu cudownej groteski). Odradzam tylko wybranie egzemplarza z wydawnictwa Greg, ponieważ przypisy na marginesie spoilerują, co niszczy radość z czytania.
Obiecane cytaty:
„– To wódka? – słabym głosem zapytała Małgorzata.
Kot poczuł się dotknięty i aż podskoczył na krześle.
– Na litość boską, królowo – zachrypiał – czyż ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spirytus!"
Tak, jednym z bohaterów „Mistrza i Małgorzaty" jest gadający kot (uwielbiam go).
„Iwan Nikołajewicz ani trochę nie stracił pewności siebie, choć znalazł się w nieznanym miejscu. Ruszył prosto korytarzem, rozumując następująco: "Oczywiście profesor ukrył się w łazience".
W korytarzu było ciemno. Wpadając na ściany, Iwan zauważył cieniutką smużkę światła pod drzwiami. Zmacał klamkę i niezbyt mocno szarpnął. Haczyk wyskoczył, Iwan rzeczywiście znalazł się w łazience i pomyślał, że jednak ma szczęście.
Miał szczęście, ale nie takie, jakiego by sobie życzył. Tchnęło nań wilgotne ciepło i przy świetle żarzącego się w piecyku węgla dojrzał wielkie, wiszące na ścianie koryta i wannę pokrytą strasznymi czarnymi liszajami poodbijanej emalii. A w tej wannie stała goła obywatelka, dokładnie namydlona, z gąbką w dłoni. Zmrużyła krótkowzroczne oczy, spojrzała na Iwana i, najwidoczniej na skutek piekielnego oświetlenia biorąc go za kogoś innego, powiedziała cicho i wesoło:
– Kiriuszka! Proszę się nie wygłupiać! Czy pan zwariował... Zaraz wróci Fiodor Iwanowicz. Niech pan się stad wynosi i to już! – i zamierzyła się na Iwana gąbką.
Nieporozumienie było niewątpliwe i winien wszystkiemu był oczywiście poeta. Ale przyznać się do tego nie zamierzał, zawołał z wyrzutem: ,,Ach, rozpustnico!..." – i niezwłocznie, nie wiadomo po co, znalazł się w kuchni".
Iwana też kocham i mam ochotę go przytulić na pocieszenie.
fruziapo, 18.03.2022 r.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro