Rozdział 8.
~*~
Smutek i początkowe zaskoczenie przeminęło, jakby rozwiane przez wiosenny wietrzyk i razem z nim gdzieś przeminęło. Od kilku dni nie uroniła ani jednej łzy z niezbyt trafnego obrotu spraw. Pogodziła się z tym. On był dla niej od zawsze niedostępny pod tym względem. Dlaczego łudziła się, że tym razem będzie inaczej?
Nadzieja matką głupich – pomyślała pewnego dnia, kiedy niespodziewanie poczuła ścisk w klatce piersiowej.
Równie zdziwiona tym wszystkim była Ania. Nie ukrywała swojego oburzenia zachowaniem Darka, choć w głębi duszy w pełni go rozumiała. Starała się pocieszać Weronikę i jednocześnie nie na wyklinać na blondyna, który zdenerwował ją jak nikt wcześniej. Wiedziała, że coś takiego nie pomoże jej przyjaciółce, początkowo ogarniętą przez rozpacz i żal.
Jednak obiektywnie rzecz ujmując, to nie Weronika cierpiała najbardziej, a Grell. Dobrze, że ani ludzie, ani inni shinigami go nie słyszeli – tamtej soboty na wyklinał się tak jak nikt inny przedtem. Cel był tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Blondyn nie musiałby nawet czegoś czuć do Weroniki. Wystarczyłby jeden romantyczny moment, który byłby w stanie poruszyć jej serce i osłabić więź z duszą.
Czy on pragnął czegoś wielkiego? Nie, on chciał tylko móc zabić tę dziewczynę i zakończyć niemiłosiernie ciągnącą się robotę.
Ilekroć zadawał sobie to pytanie, odpowiedź zawsze była – obiektywnie rzecz biorąc – trochę niepoprawna w kontekście moralnym większości ludzi. Ale czy on był człowiekiem? Tak, jak każdy przedstawiciel jego rasy. A czy był, kiedy zadawał sobie to pytanie? Nie, tak więc jako istota teoretycznie neutralna w stosunku do ludzi, nieba i piekła nie zastanawiał się, jak mogłoby to zostać odebrane. I tak nikt go nie słyszał, nikt nie był w stanie skomentować jego myśli. Skoro nawet on nie miał do tego żadnych zastrzeżeń, to czemu inni mieliby mieć?
Postanowił przejść się po świeżym powietrzu – Weronika była pod obserwacją Ani, on i tak nic by nie mógł uczynić, toteż postanowił sobie zrobić chwilowe wolne. Nie była to najprzyjemniejsza noc, nie umywała się w stosunku do tej, w którą wyruszył po raz pierwszy, aby zabić młodą dziewczynę. Mały księżyc w kształcie rogala co rusz przysłaniały i odsłaniały chmury poruszane przez dosyć mocny, zimny wiatr. Na zewnątrz nie panowała bardzo niska temperatura, jednakże ciągłe ruchy powietrza skutecznie zwiększały odczucie chłodu. Chociaż tyle, że nie padało. Nie mniej, powietrze zdawało się „przesiąknięte" wilgocią – mikroskopijne kropelki wody spadały na każdy skrawek jego skóry, z czasem wywołując uczucie wbijania zimnych szpileczek w policzki oraz dłonie.
Maszerował bardzo powoli. Kroki stawiał od niechcenia, jednak ze stałym rytmem. Zaczął na spokojnie zastanawiać się, co powinien zrobić. Nie dość, że jedyny od jakiś sześciuset lat zajmuje się sprawą „przywiązanej" duszy, to jeszcze jego jedyna nadzieja – wpływ Darka na Weronikę – zniknęła bezpowrotnie.
Z jednej strony nie chciał się poddać, z drugiej natomiast nie wiedział, co tak naprawdę ma robić. Mógł za nią kroczyć jak cień, ale co by to dało? Wejście w interakcje? Już to zrobił – nie wiedząc zresztą jak. Jednakże czuł, że to nie jest jego odpowiedź. Może pomoc ze strony kogoś młodszego, bardzo towarzyskiego. Myślał czy nie poprosić Spearsa, aby wysłał mu do pomocy Ronalda – byłby idealny ze względu na fakt, iż potrafi dziewczyny podrywać na pęczki. Ale czy dałby radę z tą infantylną szatynką, która może się popłakać, bo ktoś głośniej powie „nie"?
A gdyby tak sprowadzić ją do świata shinigami i tam rozwiązać problem? Z drugiej strony, co dałoby uświadomienie Weroniki, że jest praktycznie nieśmiertelna, a osoby, którymi byłaby otoczona, chciałby ją po prostu zabić?
Nie ważne, o czym pomyślał i tak gdzieś był jakiś kruczek. Zresztą doszły do jego uszu plotki, że shinigami ledwo wyrabiają się ze swoimi normalnymi obowiązkami, a co dopiero angażowanie wielkiej grupy do pomocy w jednej sprawie.
A może by zgłosić Willowi, iż nie ma pojęcia co dalej robić? Gdyby tak oszczędzić życie Weroniki, zaraz po uświadomieniu o jej nieśmiertelności? Tyle było pytań, ale odpowiedzi nie przychodziły już tak łatwo. Zawsze było jakieś „ale", od którego zależało powodzenie całej sprawy. Odczuwał nie tylko niemoc i bezsilność – również swoją słabość.
W końcu to on był jednym z najlepszych shinigami działającym w terenie. Nie mógł sobie tego ot, tak odpuścić, jak jakiejś błahostki. A może...
– Hej.
Usłyszał dziewczęcy głos po jego prawej stronie. Podniósł wzrok znad ziemi, a po chwili otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. Źrenice Grella rozszerzyły się momentalnie. Obejrzał się za siebie – nikogo tam nie było prócz jej. Tylko on i ona.
– Cześć – odpowiedział dziewczynie, która szeroko uśmiechała się do niego.
Znowu go widziała, jakimś cudem, Weronika była w stanie go zobaczyć. Kompletnie nie wiedział, co się stało – po raz kolejny. Słowo „szok" nawet nie odzwierciedlało jego stanu umysłu. Czyżby nieświadomie stał się widoczny? Może natłok myśli to spowodował. Szczerze wątpił, coś takiego nigdy wcześniej mu się nie zdarzyło, więc dlaczego teraz by miało? Może odczuł wpływ przebywania w bliski towarzystwie tak silnej duszy? W jakiś sposób osłabiła go lub zwiększyła percepcję dziewczyny...
– Nie spodziewałam się, że spotkam cię w okolicy mojego akademika. Śledzisz mnie? – Zażartowała i zaśmiała się cicho pod nosem.
– A co jeżeli powiem, że tak? – Pochylił się trochę nad nią.
– W takim razie, skoro już wyszło na jaw, iż dopuściłeś się tego czynu – mówiła głosem, któremu nadała patetyczny charakter – możemy skorzystać z tego i wspólnie porozmawiać.
Różniła się od tej Weroniki, którą zostawił w pokoju z Anią. Jej wrażenia bycia szczęśliwej wyglądało naprawdę autentycznie. Gdyby nie znał całej sytuacji, jaka miała miejsce kilka dni temu, uwierzyłby, iż dziewczyna faktycznie cieszy się z jego obecności. Zmuszony przez okoliczności, które zaszły, by chociaż stan pozornego szczęścia szatynki trwał dłużej, zgodził się.
Został zmuszony przez okoliczność czy faktycznie chciał?
– A tak naprawdę to, co robiłeś pod moim akademikiem?– zapytała, kiedy szli wspólnie pustym chodnikiem.
– Powiedźmy, że odwiedzałem kolegę. – Musiał wymyślić jak jego „kolega" się nazywa, aby chociaż nie wyjść na wariata czy zboczeńca, który zasłania się słabym kłamstwem, żeby mieć pretekst do spotkania z młodą i piękną studentką. – A tak właściwie, dlaczego pozwalasz się jakiemuś prawie obcemu typowi dać prowadzić po pustym chodniku w nocy? – zapytał lekkim tonem, pod którym ukrywał zainteresowanie jej punktem widzenia.
– Sama nie wiem... Chyba cię w jakimś stopniu polubiłam, a tym samym zaufałam. – Wzruszyła ramionami. – A co?
– Po prostu jestem ciekawy – odparł i włożył ręce do kieszeni swojej czerwonej bluzy.
– Nie jest ci zimno? – zapytała z głosem, w którym rozbrzmiewała troska.
– Nie. Skąd ta myśl? – Popatrzył się na nią pytająco.
– No nie wiem – rzuciła ironicznie. – Bo mamy marzec, wieje lodowaty wiatr, a ty chodzisz w samej bluzie? – zaczęła lekko drżeć z zimna i nie panować nad coraz intensywniejszym szczękaniem zębami.
Grell zatrzymał ją gestem dłoni, popatrzył się na lekko sine usta i czerwone od nieznośnego wiatru policzki. Po chwili bez słowa pobiegł na drugą stronę drogi i zniknął za rogiem.
Weronika patrzyła się bardzo zdziwiona na to, co wyrabia. Skoro sobie poszedł, to ona nie miała ochoty robić mu łaski. Jak nie chciał z nią rozmawiać, to nie musiał. Przecież siłą go nie zmusiła do spaceru, tylko kulturalnie zapytała. Jeżeli nazywa się „homo sapiens", czyli człowiek rozumny, to niech potrafi zachować się jak normalna osoba, użyć mózgu i powiedzieć „nie". Zadawała sobie pytanie, czy to na pewno takie trudne, czy ona ma jakieś dziwne postrzeganie rzeczywistości.
– Gdzie mi uciekasz? – zapytał jakiś głos za jej plecami.
Odwróciła się do niego wściekła.
– Skoro nie chciałeś się przejść – zaczęła mówić podniesionym głosem – to ja cię... – opuściła swój ton.
Zobaczyła bowiem Grella, który trzymał dwa papierowe kubki i tabliczkę mlecznej czekolady. Nic nie powiedział, tylko wręczył jej kubek z tajemniczym ciepłym płynem i pstryknął palcem w czoło.
– Czyli nie chcesz jeszcze pogadać? – Z jego ust mimowolnie wypłynęły się te słowa. Nie miał pojęcia, czemu chcę z nią jeszcze pospędzać czas. Może dlatego, iż przez cały czas odkąd nią się zajmował, tak naprawdę nie miał do kogo zwyczajnie porozmawiać? Stwierdził, że nieświadomie szuka kontaktu z jakąś drugą istotą.
Twarz dziewczyny złagodniała, początkowy grymas zniknął. Spuściła wzrok.
– Dziękuję... – wymruczała pod nosem. – I przepraszam.
– Jesteś nawet urocza – skomentował jej zachowanie i zaśmiał się pod nosem.
Weronika podniosła głowę i zrobiła naburmuszoną minę, jak dziecko, któremu odebrano lizaka. Zimno atakujące jej policzki zdawało się gdzieś zniknąć wraz z pojawieniem się dwóch, subtelnych rumieńców.
~*~
fruziapo, 12.03.2021
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro