Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4.

~*~

To był prosty plan, równie proste zdawało się wykonanie. Niestety, świat nie był prosty co szczególnie poczuł na własnej skórze.

– Jeżeli się nie wywiązałeś z tego zadania to po prostu powiedz, panie Grell – odparł ze stoickim spokojem William T. Spears. – Co było ważniejsze niż zebranie tej duszy?

Czerwonowłosy westchnął ciężko. Właśnie takiej odpowiedzi spodziewał się po swoim przełożonym. Sam sobie by nie uwierzył, a co dopiero brunet.

– Tej duszy nie dało się zebrać! – powtórzył zdenerwowany.

Will westchnął, poprawił okulary. Jego podwładny skrzywił się nieco i rzucił na biurko szefa plik pożółkłych kartek. Spears przejrzał je pospiesznie, a potem popatrzył się na mężczyznę stojącego obok. W tych notatkach został opisany przypadek duszy, która „zakorzeniła się" w sercu jakiegoś człowieka. Charakterystykę tego zjawiska została opisana przez tajemniczego „G. A." i datowana była na rok 1397.

– Ktoś lub coś musi osłabić jej przywiązanie do duszy – mruknął brunet w zastanowieniu. Czerwonowłosy shinigami przytaknął. – Zajmiesz się tym.

– Dlaczego ja? – zapytał realnie zdziwiony. – Lepiej nadawałby się ktoś młodszy, bo da radę idealnie wmieszać się w tłum studentów.

– Nie będę ryzykował kolejnego niepowodzenia. Zagrożenie jest zbyt duże, aby wysyłać do tej sprawy kogoś niedoświadczonego. – Will popatrzył się w oczy Grella – Ufam, że temu podołasz.

Od razu spoważniał. Sprawa była faktycznie poważna. Osoba, której duszą nie można oddzielić od ciała staje się praktycznie nieśmiertelna. Sprawa pierwszego wypadku rozeszła się bez szumu, ale co jeżeli taka sytuacja się powtórzy? Jak wytrzymałaby to sama Weronika – skazana na wieczne życie tak naprawdę w samotności. Wszyscy bowiem, których znała, umarliby, a ona żyłaby dalej. Jednakże uczuciami dziewczyny najmniej przejmował się William, który razem z Sutcliffem próbowali obmyślić sposób na rozwiązanie tego problemu.

~*~

– Jeszcze nic nie zrobiłem, a już mam dość... – westchnął ciężko Grell i przetarł twarz dłonią.

Zmuszony powagą sytuacji musiał zacząć chodzić za dziewczyna niczym cień. Nie można było dopuścić do sytuacji, w której albo stanie jej się krzywda, albo ktoś przegapi moment chociaż chwilowego osłabienia więzi jej ciała z duszą. Mężczyzna zaczął zastanawiać się nad tym jak zabrać się do całej sprawy, bo do prostych to nie należało. Bezczynne śledzenie nie przyniosłoby żadnego skutku. Najlepszą opcją byłoby albo zbliżenie się do niej lub zbliżenie kogoś. Cokolwiek by wybrał i tak czekało go wiele pracy. Z dwojga złego wolał kierowanie jakiegoś mężczyzny na Weronikę niż czekanie na cud.

Trochę nad tym myślał, aż wymyślił – kluczem do zmniejszenia przywiązania ciała do duszy było wzbudzenie w szatynce silnych emocji, które, przysłowiowo, „poruszyłby jej serce". Nie mogły to być uczucia negatywne, bo inaczej z ludzi ulatywałaby dusza w momencie nieszczęśliwej, nieprzyjemnej czy bolesnej śmierci. W tym wypadku pozostały mu znaleźć jakiś wywojowujący ścisk w klatce piersiowej postrzegany jako pozytywny. Cóż było odpowiedzią? Oczywiście miłość – ewentualnie silne zauroczenie.

Jak duch podążał za nią, chodził na te same wykłady. Wśród zebranych na sali poszukiwał jakiś potencjalnych kandydatów zdolnych do zauroczenia Weroniki, jednakże gdziekolwiek popatrzył, tam znajdował w nich jakieś mankamenty. Żaden nie wydawał się odpowiedni do tej roli. Po kilku dniach uważnej obserwacji, trochę zrezygnowany, chciał udać się do Willa po jakąś pomoc ze strony kogoś młodszego, kto mógłby rozkochać w sobie szatynkę.

Kończył się kolejny dzień, a nie poczynił praktycznie żadnego kroku naprzód. Jedyne czego się dowiedział, to fakt, że jego cel należy do dosyć infantylnych osób oraz, iż blondynka, którą spotkał wcześniej, ma na imię Anna.

Planował założenie jakiegoś małego dzienniczka lub pamiętnika, w którym zapisywałby jakieś ważne rzeczy, jednak jego życie w tym czasie było tak przerażająco nudne, iż odpuścił. Wszystko miało być kwestią jednej nocy, a nie dni, a tym bardziej tygodni. Na jego nieszczęście, bardzo wyraźnie widział wizję spędzenia nad tą sprawą ogromną ilość czasu... Czuł się jak pies bawiący się z jeżem – ani z jednej, ani z drugiej strony nie mógł dotknąć, nie mógł się zbytnio zbliżyć, a musiał się jakoś dostać do wnętrza dziewczyny.

Zrobiło się dosyć późno, słońce zaczęło znikać za linią horyzontu oblewając tym samym ziemię falą złotego światła. Ze swojego skromnego doświadczenia stwierdził, że o tej godzinie raczej nic wyjątkowego się nie wydarzy. Zwykle dziewczyna spędzała ten czas na swojej wieczornej rutynie. Mając ten fakt na uwadze, szybko udał się do czynnego całą dobę sklepu, który znajdował się w okolicy. Nabrał wielkiej ochoty na czekoladę. W końcu shinigami też byli ludźmi i nawet po śmierci mogli mieć takie same pragnienia, nawet tak prozaiczne, jak tabliczka czekolady.

Coś tam małego i stosunkowo taniego, a potrafiło przynieść tyle szczęścia. Zastanawiał się, czy uda mu się znaleźć kogoś takiego, ale nie dla dziewczyny. Mało obchodziło go w kim się zauroczy – równie dobrze mógłby to być stereotypowy „zły chłopiec". On za to pragnął poznać kogoś, kto da mu choć namiastkę szczęścia – swojej metaforycznej czekolady, z którą, mimo że mało, ale dozna szczerej radości wypływającej wprost z serca...

Z powodu iż bardzo wyróżniał się w tłumie, musiał zmienić sposób swojego ubierania. Co prawda nie często ukazywał się ludziom, jednak czasami był do tego zmuszony. Włosy nosił związane w wysokiego kucyka, do tego coś, czego popularności wśród ludzi początkowo nie rozumiał – bluzę z kapturem. Zastanawiał się, dlaczego ten rodzaj ubrania jest tak bardzo rozpowszechniony – zrozumiał, kiedy w ramach kamuflażu sprawił sobie jedną, oczywiście czerwoną. Jako spodnie wybrał czarne, proste jeansy, a buty – czerwone trampki. Musiał również porzucić swoja kosę śmierci. Piła łańcuchowa mogłaby się okazać trochę nieporęczna do niesienia przez miasto na wypadek, gdyby musiał się ujawnić. W zamian tego dostał małe nożyczki podobnych do tych, których używał na czas zawieszenia po sprawie z Kubą Rozpruwaczem. Wciąż był dosyć charakterystyczny, wyróżniał się w tłumie, ale nie robił tego w tak „agresywny" sposób.

Wrócił ze sklepu z dwoma tabliczkami czekolady. Szedł korytarzem akademika, który powinien być dosyć spokojny o tej porze. Bardzo zdziwił go fakt, że słyszał jakieś czyjeś głosy – kłótnia.

– Nie! – wykrzyczał jakiś mężczyzna.

– Ale przecież... – wypowiedź dziewczyny przerwało trzaśnięcie drzwiami.

Dopiero teraz uświadomił sobie, że to była Weronika. W te pędy schował czekolady do kieszeni swojej bluzy i pobiegł do niej. Właśnie stało się coś poważnego – nie wiedział jak mogło to wpłynąć na jej duszę.

Dziewczyna siedziała w pokoju – znowu sama. Ani nie było. Szatynka szlochała cicho, co chwila zaciągała nosem. Na swoich kolanach położyła okulary. Grell podszedł do niej, usiadł obok na łóżku, zwrócił się twarzą ku niej.

Nie płacz – wyszeptał.

~*~

fruziapo, 26.02.2021

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro