Rozdział 11.
Der Faden verbindt die Leute...
~*~
Uniosła się na palcach, przymknęła oczy i subtelnie musnęła jego wargi. Nic jej nie odpowiedział ‒ stał jak słup soli i, z wielkimi oczami, przyglądał się stojącej niezwykle blisko Weronice. Przez jego ciało przelała się fala gorąca, a policzki zaczęły niemiłosiernie piec.
Spuściła głowę i zaczęła przyglądać się podłodze. Na jej jasnej twarzy wyszły dwa, wielkie rumieńce, które próbowała schować za brązowymi włosami.
Oddychał ciężko, a przez jego ciało przeszedł dziwny dreszcz. Serce łomotało mu w piersi jak nigdy przedtem.
‒ Przepraszam... ‒ wymruczała speszona i mocniej ścisnęła jego dłoń, którą wciąż trzymała. ‒ Nie chciałam cię do niczego zmu-
Urwała, gdy Grell chwycił jej podbródek i uniósł go do góry. Spojrzał na jej dziecinną, czerwoną twarzyczkę, a następnie swoją uwagę skupił na jej wargach ‒ takich malinowych, ciepłych, miękkich, zdającymi się słodkimi niczym zakazany owoc z Edenu...
Chciała coś powiedzieć, ale przed tym wpił się w jej usta, jak gdyby pragnąc jeszcze raz zaznać tego rajskiego smaku. Serce dziewczyny prawie wyskoczyło z jej piersi ‒ momentalnie odwzajemniła pocałunek pełen delikatności jak i namiętności.
Chwycił ją w talii, przysunął do siebie starając się, aby była jak najbliżej jego ‒ i tylko jego. Ona wyciągnęła swoje ręce i oplotła je za karkiem czerwonowłosego. Z każdą sekundą ich apetyt zdawał zwiększać się z każdą kolejną sekundą.
Po dłuższej chwili odsunęli się od siebie. Łapczywie zaciągając się powietrzem, ich oddechy były niespokojne oraz niezwykle płytkie, ale przy tym – zsynchronizowane. Nie mieli ochoty nawet myśleć nad czymś tak prozaicznym jak zaczerpnięcie tchu ‒ było im to zbędne. Jedyna myślą sprzątającą ich umysły było pragnienie, które cały czas podpowiadało więcej.
Spojrzeli w swoje oczy ‒ kąciki ust dziewczyny uniosły się ku górze, gdy tylko spostrzegła te piękne, limonkowo-zielone tęczówki. Chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Grell ponownie ją ucałował z niepohamowanym pragnieniem nieodrywania się od tych malinowych warg, będących dla niego słodkimi niczym nektar.
Chwycił ją pod nogami i w ten sposób ‒ nie przerywając pocałunku ‒ zaniósł dziewczynę na miękkie łóżko. Ponownie, na krótką chwile zdającą się wiecznością, odsunęli się od siebie i spojrzeli w oczy. Grell zawisnął nad nią i starał się nacieszyć jej widokiem, pożerał każdy skrawek ciała dziewczyny. Ona przyglądała mu się z czułością w oczach. Wyciągnęła dłoń i dotknęła jego zaróżowionego policzka. Drugą ręką sięgnęła po jego okulary i, uważając, aby nie zerwać przymocowanego do nich łańcuszka, ściągnęła je czyniąc go tym samym praktycznie ślepym.
Nie przeszkadzało mu to. Zbliżył się do niej i nasadą nosa przesunął po jej odsłoniętej szyi, wprawiając tym samym Weronikę w lekkie drżenie z podniecenia. Czuł jej słodki zapach tak przyjemnie nęcący nozdrza.
Następnie delikatnie ucałował jej płatek ucha, a dziewczyna cicho jęknęła z zadowolenia. Zacisnęła dłoń na pierzynie i dawała się w całości Grellowi, który na chwilę się zatrzymał. Na policzku wyczuwał jej ciepły oddech, słyszał, jaki był szybki i urywany.
Niespodziewanie Weronika naparła dłońmi na jego tors, tym samym odsuwając go od siebie. Szybko usiadła na łóżku i jednym, szybkim ruchem ściągnęła swoja czarną bluzę. Tylko czarny podkoszulek na bardzo cienkich ramiączkach osłaniał jej klatkę piersiową. Przez brak okularów prawie nic nie widział, jednak, o dziwo, zdawał się dostrzegać te liche ramiona, wystające obojczyki oraz jasną, alabastrową skórę.
Weronika jeszcze bardziej się do niego zbliżyła i usiadła mu na kolanach. Spojrzała z góry na jego piękne oczy, pod którymi malowały się, czerwone niczym płatki róży, rumieńce. Chwyciła jego twarz w dłonie i powoli złączyła ich usta, w kolejnym już, długim i namiętnym pocałunku. Dłońmi szusował po jej wąskiej talii i badał w ten sposób każdy centymetr jej ciała.
Nigdy wcześniej nie czuła się tak lekko, taka wolna, ale zarazem spełniona we wszystkim, co robiła. Każdy najsubtelniejszy dotyk zachęcał do kolejnego. Wraz z każdym złączeniem ust ‒ chciało się kolejny. Wydawało się, że nikt i nic nie jest w stanie tego jej odebrać. W końcu dostała to czego pragnęła i oddawała się temu w całości.
Znad uchylonych powiek dostrzegł małe łezki radości, które zatrzymały się na rzęsach Weroniki. Zaśmiał się z nich cicho, a Weronika nie rozumiejąc powodu do śmiechu, w ramach kary, finezyjnie podgryzła jego dolną wargę.
‒ I komu teraz do śmiechu? ‒ wyszeptała przy jego uchu, a jej oddech, przyjemnie łaskoczący płatek ucha, spowodował u niego dreszcz.
‒ Mi ‒ odpowiedział tak samo cicho.
Nim dziewczyna zrozumiała, co miał na myśli, już leżała na miękkim materacu, a nad nią zawisnął Grell. Mimowolnie przysunął kolano między jej nogi, uniemożliwiając tym samym Weronice powrót do wcześniejszej pozycji. Szatynka tylko przewróciła oczami, jakby była zła za ponowne górowanie nad nią, jednak kąciki ust jej pozostały wymownie uniesione ku górze.
Zniżył się i dotknął ustami jej ramię, następnie obojczyka, przy którym zatrzymał się na moment. Skórę miała jasna i aksamitna, wręcz prosząca się o delikatne muskanie ustami przynoszące nagły przypływ gorąca. Przesuwał się coraz wyżej, aż zatrzymał się na jej różowym policzku. Odnalazł dłonie dziewczyny, które zaciskała na pościeli, chwycił je i splótł ze swoimi.
Zbliżył się do jej czoła i z czułością ucałował. Potem zrobił to samo z jej nosem, aż w końcu zbliżył się do warg Weroniki. Dzieliły ich milimetry, ale już wyczuwał tę słodycz od niej płynącą. Dziewczyna cicho mruknęła z aprobatą, kiedy ponownie wpił się w jej miękkie i kuszące usta.
Pragnęła go mieć przy sobie, dla siebie i tylko i wyłącznie dla siebie. Jego dotyk, jego smak, jego zapach... To wszystko nęciło jej zmysły tak bardzo, że nie potrafiła opanować kołatającego serca, które zdawało się zaraz wyskoczyć z jej piersi. Zacisnęła jeszcze mocniej ich dłoni i delikatnie uniosła jedno kolano. Jedną ręką pchnęła Grella, a ten jakby czytał w jej myślach, obrócił się na bok.
Rozłączyli swoje usta i, po raz już kolejny, spojrzeli sobie wzajemnie w oczy. Dziewczyna puściła dłonie mężczyzny, po czym wtuliła się w jego klatkę piersiową. Uśmiechnęła się słysząc szybkie, ale zdumiewająco uspokajające, bicie jego serca.
‒ Nigdy nie sądziłam... ‒ wyszeptała po chwili ciszy.
‒ Ja też ‒ odpowiedział jej równie cicho i założył jej kosmyk brązowych włosów za ucho.
Weronika zadarła głowę, aby spojrzeć jeszcze raz w te limonkowo-zielone tęczówki. Na twarzy Grella malował się łagodny uśmiech, którego widok był czystym rajem dla oczu.
Wzięła szybki oddech, aby coś powiedzieć.
‒ Żegnaj ‒ wyprzedził ją Grell.
~*~
Co tu się stało :0? (Ach, ten dwukropek zero chciałam napisać od bardzo dawna).
Sama jestem zaskoczona, ponieważ już w piątek Epilog, czyli spotkanie...
Nie zdradzę Ci z kim, jednak powiem tyle ‒ będzie to najważniejszy rozdział w całej tej opowieści.
fruziapo, 23.03.2021
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro