Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10.

Darf mir dein Herz schmelzen...

~*~

Rozmowa, jakoś naturalnie, przeniosła się na tematy stricte powiązane z literaturą. Tego wieczoru był jakoś dziwnie wylewny na ten temat. W pewnym momencie ogarnęła go silna nostalgia – przed oczami widział młodego pisarza śpiącego na swoim biurku, on za to stał gdzieś z boku i, razem z Williamem, zaczytywał się w  jego dziele. Taka prosta historia będąca jednocześnie ponadczasowa w swej nieskomplikowanej fabule.

Wszystkie myśli Grella spowolniły, otumanił go panujący w pokoju spokój. Była to jedyna chwila, w której nie myślał ani sekundy nad swoją praca. Wszystkie obowiązki gdzieś zniknęły. Pozostał tylko on sam, siedzący naprzeciwko pewnej uśmiechniętej dziewczyny. W tamtej chwili dostrzegł, że jej uśmiech mógłby poprawić komuś dzień i zapalić wątłą iskierkę radości w sercu pełnym żalu.

– Coś się stało? – zapytał, kiedy zauważył, iż szatynka przygląda mu się z dużym zaciekawieniem.
– Twoje oczy... – wymruczała.
– Coś z nimi nie tak? – dopytał, gdy nie dostał satysfakcjonującej odpowiedzi.
– Nie, nie – zaprzeczyła i podeszła do niego. Ściągnęła jego okulary, pozwoliła im zawisnąć na łańcuszku i swobodnie opaść na klatkę piersiowa mężczyzny. – Są takie... – Wyciągnęła prawą dłoń, położyła ją na jego policzku, zmuszając tym samym, aby na nią popatrzył. – Śliczne – wypowiedziała te słowa niczym natchniona.

Ich spojrzenia zbiegły się w jednej linii. Źrenice Weroniki były tak bardzo rozszerzone, z takim zafascynowaniem patrzyły na jego twarz. Lekko uchylił usta, aby coś powiedzieć, lecz nie był w stanie. Zdawało mu się, że jego wada wzroku – poważna krótkowzroczność – przestała istnieć. Po paru sekundach spuścił wzrok i delikatnie przekręcił głowę, aby już nie widzieć tych zauroczonych oczu dziewczyny.

– Przepraszam – powiedziała, widząc jego zakłopotanie i wróciła na swoje miejsce.
– Nic się nie stało – odparł zakładając okulary na nos. Poprawił je, jakby charakterystyczny odruch Spersa w jego wykonaniu, miałby przynieść mu spokój.

Grell z kubkiem w ręku wstał i usiadł w swoim ulubionym miejscu – na podłodze. Pragnął trochę oddalić się od przyczyny swego zakłopotania. Plecami oparł się o ścianę, przymknął oczy i wziął jeden, głęboki wdech. Czuł nieprzyjemny, a może jednak rozkoszny, ucisk w klatce piersiowej.

Weronika pozostała na swoim miejscu i patrzyła się z góry na mężczyznę. Chwili trwali w milczeniu, ale mimo to, atmosfera nie wydawała się gęsta. Grell zdawał się słyszeć swój spokojny puls oraz cichy oddech dziewczyny, która tylko siedziała przy stole i przyglądała mu się z uwagą. Swoim wzrokiem omiotła całą jego sylwetkę – od czubka głowy, aż po same stopy.

Otworzyła usta i wzięła szybki oddech z zamiarem powiedzenia czegoś, ale równie szybko zrezygnowała ze swojego zamiaru. Grell powoli uchylił swoje powieki, a jego limonkow-zielone tęczówki zadawały się błysnąć bardziej intensywnym światłem niż zwykle.
‒ No mów – powiedział, jak gdyby trochę obojętny, lecz dziewczyna wyczuła nutkę zainteresowania, tym co chciała mu przekazać lub się go zapytać.
‒ Szczerze wątpię czy chciałbyś tego słuchać...
‒ Chcę. Chyba, że wolisz nie mówić – w takim razie nie naciskam.

Upił łyka swojej chłodnawej herbaty i powstrzymał grymas, który chciał mu wstąpić na twarz. Jego zdaniem zimna herbata była jednym z gorszych napoi – porównywalnym do ciepłej wódki dla przeciętnego Rosjanina. Wstał i odstawił kubek na stolik, przy którym siedziała dziewczyna.

‒ Wiesz... ‒ zaczął wpatrując się w resztkę naparu w kubku. ‒ Jeśli potrzebujesz się czegoś ode mnie dowiedzieć, to pytaj śmiało. ‒ Spojrzał w jej oczy i uśmiechnął się łagodnie. ‒ Jeśli potrzebujesz się wygadać z czegokolwiek, nie zależnie czy to problemy z włosami, czy jakąś wkurzającą typiarą z roku ‒ możesz mi powiedzieć o czymkolwiek zechcesz.
‒ Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało... ‒ wydukała trochę zawstydzona.
‒ To znaczy?
‒ Że ci nie ufam. Tylko-

Przerwał jej cichy, ale bardzo szczery śmiech Grella. Popatrzyła się na niego pytająco oczami lśniącymi trochę bardziej niż zwykle.
‒ Zapraszasz jakiegoś typa, z którym spotkałaś się raptem dwa razy, do swojego mieszkania pod nieobecność współlokatorki i jeszcze martwisz się, że powiedziałaś coś co zabrzmiało jak brak zaufania.
‒ Przestań... ‒ mruknęła trochę zła, trochę speszona. Zrobiła naburmuszoną minę i spojrzała szklistymi oczami na Grella.
‒ Och, Wercia. ‒ Kucnął przed nią jak dorosły przed dzieckiem i chwycił jej dłoń. ‒ Nie płacz.

Nie płacz...

Poczuła, jak jej serce drgnęło, gardło ścisnęło się, utrudniając tym samym mówienie.

‒ Bo ty nie rozumiesz... ‒ jęknęła starając powstrzymać się od łkania.
Ściągnęła swoje okulary i położyła je na blacie. Rękawem czarnej bluzy wytarła łzy, które spłynęły po jej policzkach. Wzięła głęboki, ale urywany oddech, aby się uspokoić.
‒ Nie ma o co płakać. ‒ Zapewniał ją wciąż trzymając jedną z jej dłoni.
‒ Kiedy ja czuję, że jest! ‒ podniosła głos, który łamany szlochem nie zabrzmiał zbyt pewnie.

Gwałtownie wstała i rzuciła się na łóżko. Twarz schowała w miękkiej poduszce. Grell tylko wyprostował się i spoglądał na tłumiącą w pierzynie swój płacz małą postać.

‒ Ostatnio... ‒ powiedziała już trochę uspokojona. ‒ Ostatnio widziałam się ze swoim kolegą, jeszcze za czasów liceum. W momencie, kiedy zaprosił mnie na spotkanie ‒ tylko we dwójkę ‒ myślałam, że... ‒ urwała. ‒ Ale gdy moje wyobrażenia zostały zniszczone przez rzeczywistość, zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy. Nie kochałam go ‒ po prostu podobało mi się uczucie rzekomego zakochania.

Te słowa zdziwiły Grella, do tego momentu sądzącego, iż dziewczynie naprawdę zależało na Darku.

‒ Ale zanim to się stało, spotkałam cię. Tego wieczoru, którego postanowiłeś mnie odprowadzić byłam... Po prostu szczęśliwa. ‒ Odwróciła twarz w jego kierunku ukazując swoją czerwoną twarzyczkę i uśmiechnęła się do niego łagodnie. On, trochę zaskoczony, odwzajemnił gest i poczuł w sercu malutką iskierkę, która zaczęła rozgrzewać jego wnętrze. ‒ Pewnie teraz zabrzmię jak wariatka...
‒ Och, na pewno nie.
‒ Już zapewniasz, kiedy nawet nie wiesz o co chodzi ‒ prychnęła udając złą. ‒ Ale wracając do sedna... Znałam cię zanim spotkaliśmy się pierwszy raz.
Uniósł jedna brew ku górze i posłał jej zaintrygowane spojrzenie.
‒ Choć zabrzmi to głupio, znam twój głos. To on nie raz mnie uspokajał, gdy płakałam. ‒ Usiadła na łóżku i popatrzyła się na podłogę.

Rozpoznała go po samym szepcie? Po tylko kilku słowach, którymi starał się dodać jej otuchy? W tamtej chwili poczuł się dziwnie doceniony i... Mniej samotny? Tak, jak gdyby nie spędził tych wielu dni praktycznie sam.

‒ Chcę ci przez to powiedzieć ‒ stanęła naprzeciwko niego i chwyciła jego dłoń ‒ że pomimo tak krótkiej znajomości, jesteś dla mnie niezwykle ważny, Grell.
Uniosła się na palcach, przymknęła oczy i subtelnie musnęła jego wargi.

~*~

fruziapo, 19.03.2021

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro