Rozdział 10.
Darf mir dein Herz schmelzen...
~*~
Rozmowa, jakoś naturalnie, przeniosła się na tematy stricte powiązane z literaturą. Tego wieczoru był jakoś dziwnie wylewny na ten temat. W pewnym momencie ogarnęła go silna nostalgia – przed oczami widział młodego pisarza śpiącego na swoim biurku, on za to stał gdzieś z boku i, razem z Williamem, zaczytywał się w jego dziele. Taka prosta historia będąca jednocześnie ponadczasowa w swej nieskomplikowanej fabule.
Wszystkie myśli Grella spowolniły, otumanił go panujący w pokoju spokój. Była to jedyna chwila, w której nie myślał ani sekundy nad swoją praca. Wszystkie obowiązki gdzieś zniknęły. Pozostał tylko on sam, siedzący naprzeciwko pewnej uśmiechniętej dziewczyny. W tamtej chwili dostrzegł, że jej uśmiech mógłby poprawić komuś dzień i zapalić wątłą iskierkę radości w sercu pełnym żalu.
– Coś się stało? – zapytał, kiedy zauważył, iż szatynka przygląda mu się z dużym zaciekawieniem.
– Twoje oczy... – wymruczała.
– Coś z nimi nie tak? – dopytał, gdy nie dostał satysfakcjonującej odpowiedzi.
– Nie, nie – zaprzeczyła i podeszła do niego. Ściągnęła jego okulary, pozwoliła im zawisnąć na łańcuszku i swobodnie opaść na klatkę piersiowa mężczyzny. – Są takie... – Wyciągnęła prawą dłoń, położyła ją na jego policzku, zmuszając tym samym, aby na nią popatrzył. – Śliczne – wypowiedziała te słowa niczym natchniona.
Ich spojrzenia zbiegły się w jednej linii. Źrenice Weroniki były tak bardzo rozszerzone, z takim zafascynowaniem patrzyły na jego twarz. Lekko uchylił usta, aby coś powiedzieć, lecz nie był w stanie. Zdawało mu się, że jego wada wzroku – poważna krótkowzroczność – przestała istnieć. Po paru sekundach spuścił wzrok i delikatnie przekręcił głowę, aby już nie widzieć tych zauroczonych oczu dziewczyny.
– Przepraszam – powiedziała, widząc jego zakłopotanie i wróciła na swoje miejsce.
– Nic się nie stało – odparł zakładając okulary na nos. Poprawił je, jakby charakterystyczny odruch Spersa w jego wykonaniu, miałby przynieść mu spokój.
Grell z kubkiem w ręku wstał i usiadł w swoim ulubionym miejscu – na podłodze. Pragnął trochę oddalić się od przyczyny swego zakłopotania. Plecami oparł się o ścianę, przymknął oczy i wziął jeden, głęboki wdech. Czuł nieprzyjemny, a może jednak rozkoszny, ucisk w klatce piersiowej.
Weronika pozostała na swoim miejscu i patrzyła się z góry na mężczyznę. Chwili trwali w milczeniu, ale mimo to, atmosfera nie wydawała się gęsta. Grell zdawał się słyszeć swój spokojny puls oraz cichy oddech dziewczyny, która tylko siedziała przy stole i przyglądała mu się z uwagą. Swoim wzrokiem omiotła całą jego sylwetkę – od czubka głowy, aż po same stopy.
Otworzyła usta i wzięła szybki oddech z zamiarem powiedzenia czegoś, ale równie szybko zrezygnowała ze swojego zamiaru. Grell powoli uchylił swoje powieki, a jego limonkow-zielone tęczówki zadawały się błysnąć bardziej intensywnym światłem niż zwykle.
‒ No mów – powiedział, jak gdyby trochę obojętny, lecz dziewczyna wyczuła nutkę zainteresowania, tym co chciała mu przekazać lub się go zapytać.
‒ Szczerze wątpię czy chciałbyś tego słuchać...
‒ Chcę. Chyba, że wolisz nie mówić – w takim razie nie naciskam.
Upił łyka swojej chłodnawej herbaty i powstrzymał grymas, który chciał mu wstąpić na twarz. Jego zdaniem zimna herbata była jednym z gorszych napoi – porównywalnym do ciepłej wódki dla przeciętnego Rosjanina. Wstał i odstawił kubek na stolik, przy którym siedziała dziewczyna.
‒ Wiesz... ‒ zaczął wpatrując się w resztkę naparu w kubku. ‒ Jeśli potrzebujesz się czegoś ode mnie dowiedzieć, to pytaj śmiało. ‒ Spojrzał w jej oczy i uśmiechnął się łagodnie. ‒ Jeśli potrzebujesz się wygadać z czegokolwiek, nie zależnie czy to problemy z włosami, czy jakąś wkurzającą typiarą z roku ‒ możesz mi powiedzieć o czymkolwiek zechcesz.
‒ Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało... ‒ wydukała trochę zawstydzona.
‒ To znaczy?
‒ Że ci nie ufam. Tylko-
Przerwał jej cichy, ale bardzo szczery śmiech Grella. Popatrzyła się na niego pytająco oczami lśniącymi trochę bardziej niż zwykle.
‒ Zapraszasz jakiegoś typa, z którym spotkałaś się raptem dwa razy, do swojego mieszkania pod nieobecność współlokatorki i jeszcze martwisz się, że powiedziałaś coś co zabrzmiało jak brak zaufania.
‒ Przestań... ‒ mruknęła trochę zła, trochę speszona. Zrobiła naburmuszoną minę i spojrzała szklistymi oczami na Grella.
‒ Och, Wercia. ‒ Kucnął przed nią jak dorosły przed dzieckiem i chwycił jej dłoń. ‒ Nie płacz.
Nie płacz...
Poczuła, jak jej serce drgnęło, gardło ścisnęło się, utrudniając tym samym mówienie.
‒ Bo ty nie rozumiesz... ‒ jęknęła starając powstrzymać się od łkania.
Ściągnęła swoje okulary i położyła je na blacie. Rękawem czarnej bluzy wytarła łzy, które spłynęły po jej policzkach. Wzięła głęboki, ale urywany oddech, aby się uspokoić.
‒ Nie ma o co płakać. ‒ Zapewniał ją wciąż trzymając jedną z jej dłoni.
‒ Kiedy ja czuję, że jest! ‒ podniosła głos, który łamany szlochem nie zabrzmiał zbyt pewnie.
Gwałtownie wstała i rzuciła się na łóżko. Twarz schowała w miękkiej poduszce. Grell tylko wyprostował się i spoglądał na tłumiącą w pierzynie swój płacz małą postać.
‒ Ostatnio... ‒ powiedziała już trochę uspokojona. ‒ Ostatnio widziałam się ze swoim kolegą, jeszcze za czasów liceum. W momencie, kiedy zaprosił mnie na spotkanie ‒ tylko we dwójkę ‒ myślałam, że... ‒ urwała. ‒ Ale gdy moje wyobrażenia zostały zniszczone przez rzeczywistość, zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy. Nie kochałam go ‒ po prostu podobało mi się uczucie rzekomego zakochania.
Te słowa zdziwiły Grella, do tego momentu sądzącego, iż dziewczynie naprawdę zależało na Darku.
‒ Ale zanim to się stało, spotkałam cię. Tego wieczoru, którego postanowiłeś mnie odprowadzić byłam... Po prostu szczęśliwa. ‒ Odwróciła twarz w jego kierunku ukazując swoją czerwoną twarzyczkę i uśmiechnęła się do niego łagodnie. On, trochę zaskoczony, odwzajemnił gest i poczuł w sercu malutką iskierkę, która zaczęła rozgrzewać jego wnętrze. ‒ Pewnie teraz zabrzmię jak wariatka...
‒ Och, na pewno nie.
‒ Już zapewniasz, kiedy nawet nie wiesz o co chodzi ‒ prychnęła udając złą. ‒ Ale wracając do sedna... Znałam cię zanim spotkaliśmy się pierwszy raz.
Uniósł jedna brew ku górze i posłał jej zaintrygowane spojrzenie.
‒ Choć zabrzmi to głupio, znam twój głos. To on nie raz mnie uspokajał, gdy płakałam. ‒ Usiadła na łóżku i popatrzyła się na podłogę.
Rozpoznała go po samym szepcie? Po tylko kilku słowach, którymi starał się dodać jej otuchy? W tamtej chwili poczuł się dziwnie doceniony i... Mniej samotny? Tak, jak gdyby nie spędził tych wielu dni praktycznie sam.
‒ Chcę ci przez to powiedzieć ‒ stanęła naprzeciwko niego i chwyciła jego dłoń ‒ że pomimo tak krótkiej znajomości, jesteś dla mnie niezwykle ważny, Grell.
Uniosła się na palcach, przymknęła oczy i subtelnie musnęła jego wargi.
~*~
fruziapo, 19.03.2021
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro