Epilog
Wypełzłem na korytarz w momencie, w którym chyba już wszystko się rozwiązało. Nataniel stał oparty o szafkę, dyszał ciężko. Nigdy nie widziałem go w stanie takiej złości. Kastiel siedział okrakiem na Dajanie i przyciskał go do podłogi.
- Nawet nie wiesz, jak ciężko było ich rozdzielić. – Warknął w moją stronę.
- No wiesz... to dało się przewidzieć. – mój wzrok poleciał pod drugą ścianę korytarza. Na podłodze siedziała Amber... ale to nie była ta sama dziewczyna, którą znałem. Nie miała grymasu wściekłości na twarzy, tylko przerażenie. Fukuin stała wtulona w Jade'a i obserwowała całe zajście. No tak, nie dziwiłem jej się szczerze. Poza tym jeszcze tylko dyrektorki nam tu do szczęścia brakuje, pomyślałem z cierpiętniczą miną.
- Co mam z nim zrobić? – westchnął czerwonowłosy, co mnie od razu przywróciło do stanu rzeczywistości.
- Zaprowadźmy go...
- Co tu się dzieje?! Jest już po zajęciach! – Usłyszałem za sobą krzyk. Tak, nie mylicie się. Dyrektorki. Blondynek zareagował najszybciej.
- Proszę pani... – zająknął się. Chyba nie wiedział, jak ma wytłumaczyć tę całą aferę.
- To po prostu ćwiczenia. – wtrąciłem się wraz z najładniejszym uśmiechem, jaki miałem.
- Ćwiczenia? – otworzyła szeroko oczy.
- Tak. Kastiel i Dajan właśnie nam pokazywali jak bronić się przed napastnikami. Wie pani, jak teraz jest niebezpiecznie na ulicach.
- Och... to przenieście się na salę gimnastyczną. – jej podejście zmieniło się od razu. Co to za kobieta?
- Dobrze, na pewno tak zrobimy. – odprowadziłem ją wzrokiem aż do końca korytarza.
- Czemu mnie nie wydaliście? – spytał po pewnym czasie czarnoskóry. Spojrzeliśmy z Kasem po sobie. Pokiwałem głową na znak, że się zgadzam. Tak, wiedziałem co temu kretynowi, chodziło po głowie. Ale dziewczęta należy szanować i obchodzić się z nimi delikatnie, więc czemu miałbym się nie godzić? Należy mu się nauczka.
- Po pierwsze nie mamy dowodów.
- Po drugie wolimy tę sprawę załatwić sami. – odezwał się Kastiel. – Sala gimnastyczna? Proszę bardzo. – podniósł się, nadal trzymając mocno chłopaka, zaczął go ciągnąć w stronę dziedzińca. Wszyscy popatrzyli się na mnie ze zdziwieniem.
- No. Idziemy. Tego show nie można przegapić. – zaśmiałem się i poszedłem za moim chłopakiem.
Na miejscu zastałem Dajana wiszącego na koszu, dwa metry nad ziemią.
- Kastiel jak ty, żeś go tam... - zacząłem, ale przerwałem. Chyba jednak wolałem tego nie wiedzieć. Chłopak miotał się ze skakanką, która był przywiązany do ramy.
- Nie rób tak – zawołał czerwono włosy z dołu. – bo spadniesz.
- Ile tak zamierzasz go trzymać? – spytała Fu-chan, patrząc wielkimi ze zdziwienia oczyma na czarnoskórego.
- Eee... zdejmie go jutro pierwsza klasa, która ma wf.
- Kas... to nasza klasa. – odezwałem się, a on się zaśmiał.
- To masz problem Dajan. Gramy w koszykówkę – w tym momencie poczułem uścisk ciepłych rąk na mojej talii.
- Chodźmy do domu...
- Taa, to dobry pomysł. – uśmiechnąłem się i zanim cokolwiek dopowiedziałem, zostałem podrzucony do góry. – Kastiel! – Wszyscy od razu zwrócili na nas uwagę a, jak żeby inaczej. Amber zbladła, Nataniel się zaśmiał, a Fukuin zaczęła piszczeć.
- Co się stało kochanie? – posłał mi jeden z tych swoich bezczelnych uśmiechów. Nie miałem siły się już z nim kłócić, tylko dałem się wynieść w akompaniamencie śmiechu i pisków.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro