Rozdział 2
Wychodząc na korytarz spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Mam jeszcze dwadzieścia minut. Przynajmniej się nie spóźnię (a kto wie?). Zapatrzona w ekran nie zauważyłam osoby stojącej przede mną. Uderzyłam w nią, a patrząc na to, że moja głowa znajdowała się na wysokości torsu tej osoby to to musiał być chłopak.
Moje pośladki uderzyły o twarde kafelki (dop. aut. jakby kafelki mogły być miękkie :P).
- Ał! - jęknęłam i podniosłam głowę, żeby przyjrzeć się memu oprawcy.Tak jak podejrzewałam był to przedstawiciel płci brzydkiej (dop. aut. wybaczcie chłopaki). Ubrany był w czarne znoszone jeansy i czerwoną bluzkę z logiem Wingen Skull, mojej ulubionej kapeli. Na to wszystko założył czarną skórzaną kurtkę. Nie było mu w niej przypadkiem za gorąco?
- Na co się gapisz? - warknął, a ja zorientowałam się, że nadal pół leżę na podłodze. Szybko wstała otrzepując spodnie.
- Sory, nie zauważyłam cię. - powiedziałam już chciałam go wyminąć (wyglądał na typowego bad boya, a ja nie szukałam kłopotów), ale zagrodził mi drogę.
Skrzyżowałam ramiona na piersi i spojrzałam na niego oburzona. Co on sobie myśli?! Że jest pępkiem świata, czy co?!
- Coś jeszcze? - spytałam zniecierpliwiona.
- Nigdy cię tu nie widziałem, co oznacza, że jesteś nowa... - zaczął.
- Shit Sherlock normalnie. - wywróciłam oczami. (dop. aut. uwielbiam ten tekst :'))
- Kastiel. - przedstawił się.
- A ja Skylor. Mogę już iść? - i nie czekając na odpowiedź wyminęłam go. Na szczęście tym razem nie stanął mi na drodze.
Miałam jeszcze trochę czasu, więc postanowiłam się przejść po korytarzu. Przecież się nie zgubię. Prawda?
Ale oczywiście z moim szczęściem (którego mam jak ryba włosów) znowu na kogoś wpadłam. Znowu zderzyłam się z czyimś torsem. Serio?! Czy na tej cholernej planecie wszyscy są ode mnie wyżsi?!
- Nic ci nie jest? - usłyszałam znany mi głos. To nie było możliwe, prawda? Przecież jego właściciel mieszkał w Londynie, a ja nie słyszałam tego głosu od dwóch miesięcy. Samego chłopaka nie widziałam od pół roku. To sen czy rzeczywistość? Podniosłam wzrok, żeby się upewnić. Nade mną stał chłopak o niebieskich włosach i fioletowych oczach. Ubrany był w granatową bluzkę i pomarańczowe spodnie, a wszystko dopełniała zielona bluza i słuchawki tego samego koloru przewieszone przez szyję. Jak zwykle kolorowo. To był on! Na pewno! Najwidoczniej on też mnie poznał, bo patrzył w moją stronę z niedowierzaniem.
Po chwili już byłam w jego ramionach.
- Sky! Sky! Moja mała siostrzyczka! - zaczął się wydzierać.
- Alexy, dusisz! - ledwo zdołałam powiedzieć, bo serio zaczynało mi brakować powietrza. - Po za tym wszyscy się na nas gapią. - powiedziałam, chociaż wcale mnie to nie obchodziło. Kiedy byłam w towarzystwie bliźniaków zawsze, ale to zawsze przyciągaliśmy spojrzenia innych. Albo raczej nie my, lecz nasze nienormalne zachowanie (dop. aut. hahah... skąd ja to znam?).
Chłopak wreszcie mnie puścił.
- Co ty tutaj robisz? - spytaliśmy równocześnie i wybuchliśmy głośnym śmiechem.
- Przeprowadziliśmy się tu dwa miesiące temu. - pierwszy odpowiedział Alexy.
- Moja mama od zawsze chciała mieszkać w Paryżu. - wytłumaczyłam. - I wreszcie się udało... - przerwał mi dzwonek. - Kurde! Nie mogę się spóźnić!
- Co teraz masz? - spytał zaciekawiony.
- Historie.
- Ja też. - ucieszył się.
Okazało się, że jestem z nim w klasie. Niestety jego brat Armin był w klasie 2b (smuteł).
I co myślicie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro