7. Żywe oznaki jesieni
Hej!
Łapcie prezent ode mnie na Mikołajki ❤️🎄
Od najmłodszych lat byłam zdania, że ten, kto wymyślił wf, powinien poważnie się nad sobą zastanowić.
Sport nigdy nie znajdował się na liście moich zainteresowań. Nie miałam atletycznej sylwetki, a mój przeciętny wzrost utrudniał grę w siatkówkę czy koszykówkę. Nawet w bieganiu nie byłam dobra. Po przebiegnięciu paru metrów modliłam się, by nie wypluć własnych płuc. Niemal zawsze kończyłam z najgorszym czasem z całej grupy. Gorsza była chyba tylko Maisie, która podzielała mój stosunek do tego przedmiotu.
Zacisnęłam mocniej gumkę trzymającą moje włosy w kucyku. Ledwo skończyła się rozgrzewka, a mój wzrok mimowolnie podążał w kierunku zamontowanego elektrycznego zegara, który wisiał niemal przy samym suficie. Była to jedna z inwestycji, której poświęcono pół strony w lokalnej gazecie, a którą poniekąd doceniałam. Mogłam w każdej chwili sprawdzić, jak wiele czasu pozostało do końca jednej z najgorszych lekcji.
– Dzisiaj zagracie w siatkówkę – zarządziła pani Newman.
Wszystkie spojrzenia skupiły się na niskiej kobiecie po czterdziestce, której szczupłą sylwetkę opinał ulubiony różowy dres. Po sali przeszło kilka okrzyków radości, tłumiących parę pomruków niezadowolenia.
Składy drużyn wybierała Kelly i jej przyjaciółka, Jessica. Moje imię padło praktycznie na końcu. Niechętnie podeszłam w stronę drużyny drugiej z dziewczyn. Z niezadowoleniem przyjęłam fakt, że miałam grać przeciwko Maisie.
Wkrótce każdy zajął miejsce na boisku, a salę wypełnił dźwięk gwizdka. Kelly zaserwowała, a piłka przeleciała nad siatką, wpadając wprost w ręce Harriet, stojącej praktycznie na środku naszej połowy. Kolejne odbicie należało do Demi, a tuż po nim Jenna skoczyła do punktowego ataku. Serwis należał do naszej drużyny. Niestety, kolejna akcja skończyła się stratą punktu. To zapoczątkowało czarną serię. Nasze przeciwniczki prowadziły sześcioma punktami, a ja miałam stanąć na zagrywce. Widziałam te błagalne spojrzenia, posyłane w moją stronę przez kilka współzawodniczek. Jakby chciały niemo przekazać mi: błagam, nie spieprz tego. Uśmiechnęłam się do nich nieszczerze. Tak, żeby uwierzyły w to, że naprawdę wiem, co robię. W rzeczywistości czułam w każdej komórce swojego ciała, że przewaga drużyny Kelly zaraz wzrośnie o jeden punkt.
Tak się jednak nie stało.
Skoczyłam do serwisu. Udało mi się trafić w piłkę tak, że ta przeleciała po taśmie i tuż po tym wpadła w boisko, zaraz obok zszokowanej Kelly. Nie dziwiłam jej się. Sama byłam kompletnie zaskoczona. Do tego stopnia, że zaczynałam kwestionować prawdziwość tej sytuacji. Jeszcze nigdy nie udało mi się zdobyć asa serwisowego, a niemal po każdej mojej zagrywce piłka odbijała się od siatki.
Następnym razem zagrałam gorzej, lecz patrząc na poziom moich umiejętności, nie najgorzej. Moją zagrywkę bez problemu odczytała Ruth, a po perfekcyjnym dograniu Kelly, punktowego ataku dokonała stojąca pod siatką Valerie. Choć przewaga przeciwniczek wciąż wydawała się druzgocąca, moja drużyna nadrobiła parę punktów, ostatecznie wyrównując wynik.
Dziewczyny rzadko grały do mnie piłki. Doskonale zdawały sobie sprawę z tego, że szanse na to, że skończę jakiś atak, były znikome. Mnie to nie przeszkadzało. Dzięki temu usuwałam się w cień i mogłam w spokoju dotrwać do końca lekcji. Przynajmniej nie dotykały mnie żadne kontuzje ani nie groziło mi zgubienie tipsa, co na ostatniej lekcji przytrafiło się Jessice.
Ostatecznie pierwszego (i miałam nadzieję, że ostatniego) seta grałyśmy na przewagi. Chwilę to zajęło, lecz w końcu Demi udało się wyprowadzić naszą drużynę na jednopunktowe prowadzenie. Na zagrywce stanęła Stella, a kiedy piłka przelatywała nad siatką, oślepiło mnie słońce. Dosłownie i w przenośni.
Gdy spojrzałam w kierunku drzwi, dostrzegłam Aidena, który zatrzymał się na moment, by pooglądać naszą grę. Nasze spojrzenia skrzyżowały się, przez co napotkałam uśmiech, który rozproszył mnie do tego stopnia, że oprzytomniałam, dopiero gdy piłka uderzyła w parkiet tuż koło obok mojej stopy.
– Brooke!
Jessica Sullivan spoglądała na mnie z pretensją wymalowaną na twarzy. Jej policzki poczerwieniały, a usta zaciskały się ze złością. Jej śladem poszło kilka innych dziewczyn. Przełknęłam ślinę, przeklinając w myślach moment, który rozproszył moją uwagę. Uniosłam wzrok. Powodu, dla którego zostałam skazana na bycie ofiarą gniewu moich koleżanek, już nie było. Pozostała tylko ściana, z której odpadał tynk i brązowe drzwi, przez które pragnęłam przejść.
– Przepraszam – burknęłam tylko.
Jessica ostentacyjnie westchnęła i ponownie skupiła się na grze. Przygotowała się do przyjęcia piłki, lekko uginając kolana i unosząc pięty. Z ulgą przyjęłam chwilę, w której wszystkie spojrzenia padły na zagrywającą Kelly. Chociaż mojej drużynie udało się w końcu wygrać seta, do ostatniego gwizdka nie byłam w stanie się skupić. Z radością przywitałam dzwonek obwieszczający koniec lekcji i w towarzystwie Maisie udałam się do szatni. Przez cały czas miałam do siebie żal, że tak łatwo dałam się rozproszyć. Przyjaciółka musiała dostrzec grymas na mojej twarzy, ponieważ gdy tylko przebrałyśmy się w mundurki i znalazłyśmy się z dala od sali gimnastycznej, powiedziała:
– Nie przejmuj się tą kretynką. Jess nie umie przegrywać.
Kiwnęłam głową.
– Wiem, ale trochę ją rozumiem. Kompletnie nawaliłam.
Maisie machnęła ręką.
– To nic nieznacząca lekcja wf-u, a nie mistrzostwa świata. Dziewczyny powinny wyluzować. Kelly chyba trzy razy powiedziała mi, że źle zagrywam i powinnam poprawić technikę. Specjalnie zrobiłam wszystko odwrotnie, niż jak mi doradziła.
Przez usta przeszedł mi cień uśmiechu.
Cała Maisie.
– Dobrze, że to już ostatnia lekcja – dodała dziewczyna z wymalowaną na twarzy ulgą. – Masz fotografię, prawda?
Kiwnęłam głową.
– Szybko zleci – stwierdziła, nim zatrzymała się pod salą, w której prawdopodobnie miała zajęcia. – Spotkajmy się jak zwykle przy wyjściu.
– Jasne – przytaknęłam, nim ruszyłam w swoją stronę, kątem oka dostrzegając, jak Maisie rozpoczyna rozmowę z kilkoma osobami.
Sama wlokłam się korytarzem, unikając spojrzeń kolejnych uczniów. Szybko udało mi się dotrzeć pod odpowiednią salę. Usiadłam na podłodze, nerwowo zaciskając palce na materiale spódnicy. Oparłam głowę o ścianę. W jednej chwili ogarnęło mnie zmęczenie połączone z pragnieniem powrotu do domu. Miałam ochotę położyć się spać, oddalając ten dzień w zapomnienie.
Wiedziałam, że Maisie ma rację i nie powinnam się aż tak przejmować. Jednak, gdy tylko zamykałam oczy, widziałam te rozgniewane spojrzenia dziewczyn z drużyny. Ich ciężar wydawał się nie do zniesienia. Plułam sobie w brodę, że nie odbiłam tej głupiej piłki. Jeszcze jakbym chociaż ruszyła się w jej kierunku...
– Co to za podły nastrój, Lacey?
Uniosłam głowę, spoglądając na Aidena Granta. Chłopak w jednej chwili zrzucił swój plecak na podłogę i niewiele myśląc, zajął miejsce tuż obok mnie.
– Nieważne – zbyłam go, odwracając głowę w drugą stronę.
Robiłam wszystko, byleby nie widzieć tego uśmiechu i pełnego radości spojrzenia.
– Mama doradziła mi kiedyś, żebym za każdym razem, gdy mam zły humor, pomyślał o jednej pozytywnej rzeczy, która się tego dnia wydarzyła. Może spróbujesz?
Przygryzłam wargę, opierając głowę na kolanach.
– Jeszcze nikogo dzisiaj nie zabiłam.
Z ust Aidena wydobył się śmiech. Musiałam przyznać, że był naprawdę przyjemny dla ucha.
– Czy jeszcze i dzisiaj to słowa klucze?
Na jego pytanie delikatnie uśmiechnęłam się pod nosem.
– Nie znasz dnia ani godziny.
Naszą rozmowę przerwał dźwięk dzwonka. Przymknęłam oczy i cicho westchnęłam. Ostatnia lekcja. Musiałam dać radę.
Pan Carter bardzo szybko otworzył drzwi klasy, przez które wpadli uczniowie. Aiden bez pytania zajął miejsce tuż obok mnie. Nie ciągnął jednak naszej poprzedniej rozmowy, a swoją uwagę przeniósł na nauczyciela, który zabrał się za sprawdzanie obecności.
To, co wprawiło mnie w dezorientację, to fakt, że pan Carter wyłączył komputer. Prawie nigdy nie robił tego podczas zajęć. Często zadawał nam jakieś ćwiczenia, a sam grał w pasjansa online, myśląc, że nikt o tym nie wie. Nawet jeśli lekcja polegała głównie na jego wykładzie, zazwyczaj wspomagał się różnymi notatkami czy stronami internetowymi.
Wypchnęłam policzek językiem, domyślając się, co jest grane.
– Dzisiaj lekcja w plenerze – zarządził, spoglądając na wszystkich po kolei.
Przymknęłam powieki i przetarłam dłonią twarz. Chociaż tego się spodziewałam, do końca tliła się we mnie ta mała iskra nadziei, że może jednak nie to chodziło mężczyźnie po głowie. Albo, że w ciągu następnych dwóch minut rozpęta się jakaś okropna burza, która skończy się wraz z dźwiękiem dzwonka oznajmiającego koniec lekcji.
– Co dokładnie będziemy robić? – spytał Joe.
– Głównie zdjęcia przyrody. Zależy mi na tym, byście uchwycili pierwsze oznaki jesieni – stwierdził, gładząc swoją brodę. – Najlepsze zdjęcia otrzymają ode mnie najwyższe oceny.
Jego zachęta sprawiła, że po sali rozeszły się pojedyncze szepty.
– Udamy się do parku. Dam wam tam chwilę czasu wolnego. Na następnych zajęciach przedstawicie mi po pięć wykonanych dzisiaj zdjęć. Będziecie mogli wybrać je w domu. Prosiłbym jednak, abyście wstrzymali się od jakiejkolwiek edycji.
Ktoś musiał podnieść rękę, ponieważ mężczyzna uniósł dłoń, wskazując w kierunku jednego z uczniów.
– Czy będzie można użyć tych zdjęć do projektu?
– Nie. A przynajmniej nie tych, które już zaprezentujecie – odpowiedział.
Po sali przeszło parę pomruków niezadowolenia.
– No już. Jesteście tutaj z pasji do fotografii. Powinniście się cieszyć, że daję wam tak wiele okazji do wykazania się.
Z jego wypowiedzi kipiało ironią. Nikt jednak nie zamierzał polemizować. Zamiast tego każdy zabrał się za wzięcie ze sobą potrzebnych rzeczy i zawieszeniu na szyi aparatu. Wszystkim zależało na czasie. Im było go więcej, tym większe były szanse, by dobrze wykonać zadanie.
Po kilkunastu minutach dotarliśmy do parku. Było to jedno z piękniejszych miejsc w Solvang, do którego przychodziłam ze słuchawkami w uszach i trzymaną w dłoni smyczą. Bloom była moją ulubioną towarzyszką spacerów. Choć czasem miewała humorki i uwielbiała zatrzymywać się na środku alejki w losowych momentach, lubiłam z nią wychodzić. Robiłam to zdecydowanie częściej niż William, który preferował bieganie i zazwyczaj narzekał na to, że Bloom go opóźnia.
Lekcje w plenerze były nieodłączną częścią zajęć z panem Carterem. Tego dnia nie miałam jednak ochoty na tego typu format. Wolałam przesiedzieć tę godzinę w ławce i leniwie podążać wzrokiem za prezentacją o sposobie edycji zdjęć czy ustawieniach aparatu.
Mimo to starałam się dostrzec pozytyw w perspektywie spędzenia czasu na świeżym powietrzu. Była to miła odmiana po ostatniej godzinie wyciskania potów w dusznej sali gimnastycznej. Odgarnęłam kosmyk włosów, który opadł mi na twarz wskutek silniejszego podmuchu wiatru, po czym rozejrzałam się wokół. Rozciągający się krajobraz nie był szczególnie jesienny. Chociaż z niektórych drzew zaczęły spadać suche liście, na ogół ich korony nie przybrały jeszcze typowych dla tej pory roku barw. W niektórych miejscach wciąż dominowała zieleń.
– Tutaj się zatrzymamy.
Na dźwięk głosu nauczyciela cała grupa stanęła w miejscu. Większość zaczęła lustrować wzrokiem otoczenie. Na ich twarzach malowało się zmieszanie.
– Nie widać tu większych oznak jesieni, proszę pana – stwierdziła Blair, marszcząc brwi.
– Fotografia uczy również kreatywności – odparł Carter z uśmiechem. – Macie niecałe pół godziny, by zrobić kilka zdjęć. Jeśli macie jakieś pytania, to podchodźcie śmiało. Powodzenia.
Wszyscy spojrzeliśmy po sobie, by ostatecznie każdy udał się w inną stronę. Przesunęłam palcami po przewieszonym przez szyję pasku, z którego zwisał aparat. Głośno westchnęłam. Gdziekolwiek bym nie spojrzała, nie potrafiłam wykrzesać z siebie nawet krzty kreatywności. Z każdą chwilą miałam coraz bardziej dość tego dnia, a Carter i jego idiotyczne pomysły nie polepszały sytuacji.
– Wyglądasz, jakbyś serio chciała kogoś zabić.
Aiden szybko pojawił się tuż obok mnie.
– Dlaczego za mną chodzisz?
Nie chciałam zabrzmieć oschle, jednak w mój ton wdarła się nuta rozdrażnienia.
– Bo chcę zrobić ładne zdjęcia – odpowiedział. – A ty jesteś mi do tego potrzebna.
Zmarszczyłam brwi, spoglądając w jego stronę.
– Co?
– Wiem, że masz dzisiaj bojowy nastrój, ale wpadłem na dobry pomysł. Wykorzystamy potencjał twoich włosów i zrobimy idealną sesję zdjęciową.
Spojrzałam na niego zmieszana.
– Co masz na myśli?
– Zrobimy bukiet z liści, które już spadły i będziesz je trzymać, a ja zrobię ci zdjęcie. Możemy też zrobić parę takich, żeby nie było widać twojej twarzy – zaczął tłumaczyć. – Czy ja nie jestem genialny?
Na jego twarz wypłynął szeroki uśmiech. Może to właśnie on przekonał mnie, że ten pomysł wcale nie brzmiał tak źle. Mogłam tylko zyskać — Aiden pomógłby mi w wykonaniu zadania na fotografię, a ja zyskałam okazję, by dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
– Jesteś – przyznałam. – Robimy to.
Uśmiech Aidena jeszcze bardziej się poszerzył.
Odeszliśmy kawałek dalej. W pewnej chwili chłopak stanął w miejscu, spoglądając na jedno z największych drzew. To, co zwróciło moją uwagę, to szelest liści. Podeszliśmy nieco bliżej, a naszym oczom ukazała się wiewiórka. Oboje chwyciliśmy za aparaty. Staraliśmy się zachować ciszę, by nie odstraszyć zwierzęcia. Chciałam uchwycić ją z jak najbliższej odległości. Ułatwił mi to fakt, że zatrzymała się w na jednej z widocznych gałęzi. Zrobiłam zdjęcia z kilku ujęć, by mieć później z czego wybierać.
Kolejnym punktem okazał się drewniany most, z którego idealnie widać było płynący potok. Woda świetnie współgrała z górującym słońcem i drzewami, których niektóre liście powoli stawały się suche.
Nie chcieliśmy za bardzo oddalać się od pozostałych i pilnowaliśmy, by kilka osób wciąż pozostało w zasięgu naszego wzroku.
Po wykonaniu jeszcze kilku zdjęć, które przedstawiały głównie parę drzew i krzewów, zatrzymaliśmy się przy leżącym na trawie pniu. Aiden spojrzał na mnie, jakby nad czymś się zastanawiał. Ostatecznie ukucnął i zaczął zbierać parę ładnych liści. Stworzył z nich bukiet.
– Chyba nie myślałaś, że ominie cię sesja – powiedział, wręczając mi swoją zdobycz.
– Możemy odpuścić. Mamy i tak sporo zdjęć.
– Nasze reportaże będą zbyt podobne.
– Nie szkodzi. – Machnęłam ręką. – Poza tym nie lubię zdjęć.
Aiden zmarszczył brwi.
– To co robisz na fotografii?
– Źle mnie zrozumiałeś. Lubię robić zdjęcia, ale nie lubię do nich pozować. Zawsze wyglądam na niezadowoloną.
Aiden przyjrzał się mi z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Interesujące.
Skrzywiłam się nieznacznie.
– Co w tym interesującego?
– To, że na pierwszy rzut oka wcale nie sprawiasz takiego wrażenia – odparł, dobierając do bukietu jeszcze kilka liści. Jeszcze chwila, a przestaną mi się mieścić w dłoniach. – Wydajesz się taka... żywa.
Ledwo powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem.
– Od rana mam jedynie ochotę wrócić do łóżka i nigdy więcej z niego nie wychodzić, oczy praktycznie mi się zamykają. Co to ma wspólnego z byciem żywą?
– Chodzi o twoje włosy – wyznał. Dostrzegłam, jak przesunął wzrokiem po poszczególnych pasmach. – Podoba mi się ich kolor. Kojarzą mi się z jesienią. Nie są całkiem rude, a momentami przechodzą w brąz. Oprócz tego, mimo że są proste, wydają się dość gęste. No i chyba nigdy nie widziałem, żeby ktoś miał taki kolor. To dość wyjątkowe.
Na moment zaniemówiłam. Nerwowo podrapałam się po karku. Gdy wierzch mojej dłoni zetknął się z kilkoma kosmykami, coraz bardziej docierały do mnie słowa Aidena.
Od razu przypomniałam sobie moment, w którym zwróciłam uwagę na jego oczy. Teraz on zrobił dla mnie to samo, wspominając włosy.
Usiadłam na pniu, nerwowo obracając w palcach trzymany bukiet liści. Cały czas starałam się przetrawić słowa Aidena. Nigdy nie słyszałam czegoś podobnego i w pewnym stopniu imponowało mi to.
Chwilę później chłopak dołączył do mnie z masą kolejnych wysuszonych liści. Nasz bukiet zdecydowanie nabrał objętości.
– Nie chcę zmuszać cię do zdjęć, Lacey, ale uważam, że całość wyjdzie naprawdę dobrze – stwierdził, jednocześnie chwytając w dłoń aparat. – To jak? Zostaniesz moją modelką?
Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
– Niech ci będzie – odparłam w końcu. – Ale jeden warunek. To ja wybiorę najlepsze. No i dodatkowo chcę, żebyś odpowiedział na moje pytanie.
– Zgadzam się, ale to już dwa warunki.
– Jeden z nich dostałeś w gratisie.
Aiden zaśmiał się, a ja poczułam się jakoś... lepiej. Tak, jakby moje słabe poczucie humoru zostało w pewien sposób docenione.
Chłopak zbliżył się do mnie i kucnął, by złapać jak najlepsze ujęcie. Co jakiś czas zmieniał ułożenie ciała i tłumaczył mi, co zmienić w swojej postawie. Najwięcej razy przyczepił się moich zgarbionych pleców. No cóż, siedzenie w niewygodnych pozycjach dawało o sobie znać.
Kiedy Aiden pokazał mi zdjęcia, musiałam przyznać, że miał do tego smykałkę. Wiedział, co zrobić, by wydobyć z danego kadru to, co najlepsze. Chwilę przeglądaliśmy fotografie, nim zasugerowałam mu te, które podobały mi się najbardziej. Dość szybko się ze mną zgodził.
Wkrótce czas na wykonanie zadania minął. Nawet nie zorientowałam się, kiedy zleciało te pół godziny. Tak bardzo wkręciłam się w robienie zdjęć i rozmowę z Aidenem, że kompletnie zapomniałam o tym, że mieliśmy jakiś limit czasu.
Gdy wróciliśmy do szkoły i zabraliśmy swoje rzeczy z sali, napisałam krótką wiadomość do Maisie. Chciałam streścić jej lekcję fotografii z nadzieją, że moja opowieść wpłynie na postęp naszej misji.
Nim jednak opuściłam szkolny korytarz, poczułam, jak ktoś delikatnie chwyta mnie za ramię. Odwróciłam się, dostrzegając twarz Aidena. Posłałam mu zaskoczone spojrzenie.
– Zapomniałaś o pytaniu – wydusił z siebie. – Chyba nie myślałaś, że nie odbiorę gratisowego warunku.
Przez moją twarz przeszedł cień uśmiechu.
– Dlaczego byłeś dzisiaj w sali gimnastycznej? Widziałam cię.
Między nami zapadła krótka cisza. Uczniowie mijali nas, a część z nich spoglądała na naszą dwójkę z zaciekawieniem. Dla niektórych fakt, że niewyróżniająca się niczym dziewczyna rozmawia z nowym chłopakiem, stanowił idealny pretekst do plotkowania. Czując na sobie kolejne spojrzenia, zaczęłam nerwowo bawić się palcami.
– Musiałem odłożyć coś do szatni i zobaczyłem, jak gracie, więc postanowiłem popatrzeć. Później trener mnie zawołał, więc odszedłem. Dlaczego o to pytasz?
Wzruszyłam ramionami.
– Myślałam, że losowe pytania są w twoim stylu.
Znowu się uśmiechnął, a mnie zaatakowało przyjemne uczucie satysfakcji.
– By to stwierdzić, musiałabyś mnie lepiej poznać – powiedział. – Do zobaczenia jutro, Lacey.
Gdy to powiedział, wyminął mnie i ruszył do wyjścia. Przez chwilę stałam jak wryta. Nawet nie zarejestrowałam momentu, w którym na moją twarz wypłynął delikatny uśmiech. Czułam się tak, jakby Aiden właśnie rzucił mi wyzwanie. Wyzwanie, które chciałam przyjąć.
Z zamyślenia wyrwała mnie wibracja telefonu.
Maisie Pearson: Aiden przeszedł koło mnie
Maisie Pearson: Spojrzał na mnie!!!
Zamrugałam parokrotnie. Moja twarz przybrała ten sam zmęczony wyraz. Uniosłam wzrok na drzwi, którymi chwilę temu wyszedł wspomniany przez moją przyjaciółkę chłopak. Ruszyłam jego śladem, a następnie podzieliłam się z Maisie swoimi spostrzeżeniami.
Aiden Grant określił mnie żywą, skomplementował moje włosy i zdecydowanie ma smykałkę do fotografii.
A oprócz tego sprawił, że mój dzień był trochę lepszy.
Ale tylko trochę.
==
Jak wrażenia? Może rozdział mało świąteczny, ale mam nadzieję, że wam się spodobał <3
Dziękuję wam za aktywność, wyświetlenia, gwiazdki i komentarze!
Życzę wam miłego weekendu i do następnego!
Tiktok: @ametsa.watt
Twitter: _ametsa_
#SKNPwattpad
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro