Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Konfrontacja z wyobrażeniem

Wreszcie nastał długo wyczekiwany weekend.

Aiden nie odezwał się do mnie więcej w sprawie naszej umowy, co potwierdzało moją teorię, że chłopak tylko sobie żartował. Nie mogłam jednak przestać myśleć o jego warunku i powodzie, dla którego zwracał się do mnie moim drugim imieniem. Z każdą chwilą niepewności to wszystko coraz bardziej traciło dla mnie sens.

Przez cały piątkowy wieczór odpisywałam na maile, powracając również do tych starszych. Jakiś czas temu, gdy poczta zyskała spore zainteresowanie, usprawniłam pracę, przygotowując osobny plik z tabelą. Uwzględniłam w niej wszystkie osoby, ich wiek, pokrótce opisane hobby, cechy charakteru i dodatkowe informacje, które również mogą być znaczące. Dzięki temu wszystko było zebrane w jednym miejscu i dopasowywanie ze sobą kolejnych osób szło znacznie szybciej.

Poszłam spać jak zwykle późno. Nikogo nie zdziwiło to, że ominęłam niemal cały sobotni poranek, śpiąc do południa. Nawet po przebudzeniu się nie miałam większej ochoty na zejście do kuchni. Uporczywe burczenie w brzuchu nie pozostawiło mi jednak większego wyboru.

Włożyłam na stopy kapcie i w pierwszej kolejności ruszyłam do łazienki. Gdy spojrzałam w swoje odbicie w lustrze, dostrzegłam wymalowany na mojej twarzy grymas. Pod oczami uformowały się wory, a moje usta wyglądały na spierzchnięte. Nie mogłam również przejść obojętnie obok poplątanych włosów, których rozczesywanie zajęło mi dłuższą chwilę. Pocieszało mnie to, że i tak nie musiałam męczyć się z nimi tak długo, jak Maisie, która codziennie toczyła walkę ze swoimi naturalnymi lokami.

Po przemyciu twarzy i umyciu zębów zeszłam do kuchni. Powitały mnie głosy Williama i mamy. Oboje musieli wstać o wiele wcześniej niż ja. Will miał na sobie czarną koszulkę i szare dresy, a włosy ułożył w ten sam sposób, co zawsze. Rozmawiał z moją mamą, która ubrała ciemne legginsy i zwykłą, białą koszulkę. Jej włosy były mokre, musiała je więc niedawno umyć.

Przywitałam się, po czym postawiłam wodę na kawę. Miałam nadzieję, że kubek parującego cappuccino choć trochę mnie rozbudzi.

– Dzisiaj widzicie się z tatą – oznajmiła mama. – Mówił, że chce się z wami w końcu spotkać, póki jeszcze nie macie tak wiele nauki.

Uśmiechnęłam się pod nosem.

Jedną z konsekwencji rozwodu rodziców był fakt, że nie spędzaliśmy tak wiele czasu z tatą, co kiedyś. Przez to, że wyprowadził się do miasta oddalonego dwie godziny od Solvang, przyjeżdżał raz na jakiś czas. W wakacje starał się robić to często, a nawet parę razy mama pozwoliła mu u nas nocować, lecz w roku szkolnym nasz kontakt malał na sile. Każdego pochłaniały własne obowiązki.

Cieszyło mnie to, że moimi rodzicami nie kierowała wzajemna nienawiść. Decyzję o rozwodzie podjęli wspólnie, gdy oboje stwierdzili, że w ich relacji wypaliło się uczucie. Raz usłyszałam, jak mama mówiła babci, że tatę zainteresowała inna kobieta, lecz żadne z nich nigdy tego oficjalnie nie potwierdziło. Prawdopodobnie nie chcieli mieszać mnie i Willa w swoje sprawy. Zwłaszcza że oboje byliśmy dziećmi, kiedy wszystko zaczęło się sypać.

Gdy usłyszałam o rozwodzie, czułam strach. Bałam się, że już nigdy więcej nie zobaczę swojego taty, a mama stanie się smutna. Rzeczywistość okazała się inna. Z tatą widziałam się dość często, zważając na fakt, że nie mieszkaliśmy nie wiadomo jak blisko siebie, a mama wydawała się jeszcze szczęśliwsza. Razem z Willem podejrzewaliśmy, że od paru miesięcy się z kimś spotyka, lecz nasza teoria nigdy nie znalazła potwierdzenia.

– Cieszę się bardzo – przyznałam.

Kątem oka dostrzegłam uśmiech na twarzy mamy.

– Ja też – wtrącił William.

– W takim razie ja też – powiedziała kobieta, nim spojrzała w moją stronę. – Możesz zrobić sobie kanapki. Kupiłam rano świeże bułki.

Kiwnęłam głową, po czym przeszłam do przygotowywania śniadania. W międzyczasie pod moimi nogami zaczęła plątać się Bloom, która musiała wyczuć zapach szynki. Pogłaskałam ją, po czym dałam jej jeden mały plasterek. Miała swoją karmę, a i tak podbierała nam jedzenie.

– Jakieś plany na dzisiaj? – spytała mama, przerywając ciszę.

– Chcę powtórzyć trochę fizykę na wtorkowy test, a potem może w coś pogram – odpowiedział William.

– Ja raczej nie mam żadnych planów – odparłam.

Mama prychnęła pod nosem.

– Poważnie? W waszym wieku prawie co dwa tygodnie chodziłam na jakieś imprezy. Albo wychowałam dwójkę nudziarzy, albo kompletnych leni.

Wzruszyłam ramionami, biorąc gryza kanapki. Nim usiadłam przy stole, zalałam swoją kawę. Denerwowało mnie to, że musiałam czekać, aż wystygnie, kuszona do wzięcia solidnego łyka przez unoszący się w powietrzu aromat.

– Powinnaś się cieszyć, że nie sprawiamy problemów wychowawczych – stwierdził Will. – Poza tym po pierwszym tygodniu szkoły należy nam się odpoczynek.

– Dokładnie – przytaknęłam z pełnymi ustami.

– Jestem pewna, że w przyszłym roku się rozruszacie. Bal na zakończenie szkoły, wybieranie sukienki. O matko, a co jeśli Brooke znajdzie do tego czasu chłopaka?

Westchnęłam. Zaczynałam żałować, że postanowiłam zejść do kuchni w momencie, gdy wszyscy możliwi domownicy w niej przebywali.

– Mamo... – odezwałam się, chcąc zgasić jej zapał.

– Mogę założyć się o połowę skarbonki, że Brooke pójdzie na bal z Maisie – wtrącił William.

Żebyś się nie zdziwił, kretynie.

– A ty z Dannym – dodałam. – Albo lepiej. Może na zajęciach z robotyki uda ci się stworzyć jakiegoś fajnego robota. Nawet nie musisz się za bardzo starać, żeby tańczył lepiej od ciebie.

Brat zgromił mnie wzrokiem.

– Nienawidzę cię. A żarty z moich zainteresowań są na poziomie Maisie.

– Maisie w to nie wciągaj. Jeśli zachowujesz się jak dupek, będę nabijać się z twoich zainteresowań.

– W którym momencie zachowałem się jak dupek?

– W tym, w którym stwierdziłeś, że prędzej pójdę na bal z Maisie, niż z jakimś chłopakiem.

– Chyba właśnie rozpętałam wojnę.

Głos mamy sprawił, że oderwałam wzrok od Williama, a moje usta wygięły się delikatnym, nieco rozbawionym uśmiechu.

– Unikasz ludzi jak ognia. Poza tym w naszej szkole nawet nie ma ciekawych chłopaków – stwierdził. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że obraził sam siebie, więc pospiesznie dodał: – oprócz mnie, oczywiście.

– Mogę iść z jakimś nieciekawym chłopakiem – stwierdziłam, po czym upiłam porządnego łyka kawy. – Zresztą, po co o tym rozmawiamy? Mogę iść nawet sama, nikt mi nie zabroni. A ostatecznie możemy pójść razem. Znając życie, też nikogo do tego czasu nie znajdziesz.

– Założymy się?

– Nie muszę się zakładać. Jestem tego pewna.

William oparł się wygodniej o oparcie krzesła. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Chciało mi się śmiać z bezsensowności naszej wymiany zdań.

– Dobra, przyznajmy po prostu, że oboje jesteśmy przegrywami.

– Skąd ta nagła zmiana nastawienia?

– Bo ta kłótnia nie ma sensu.

Zaśmiałam się cicho.

– Co nie? Już nawet nie pamiętam, od czego się zaczęło.

William pokręcił głową z rozbawieniem.

Mimo że moje słowa wskazywały na coś innego, w głębi duszy uważałam Willa za naprawdę wartościowego chłopaka. Czasem żałowałam, że dotychczas żadna dziewczyna go nie doceniła. Chociaż najczęściej ludzie patrzyli na niego głównie przez pryzmat doskonałych wyników w nauce, w rzeczywistości William miał wiele do zaoferowania. Był inteligentny, wrażliwy, empatyczny i oddany. Mogłam na niego liczyć w praktycznie każdej sprawie. To on pocieszał mnie, gdy w dzieciństwie spadłam z roweru czy zostałam podrapana przez kota. Był przy mnie, gdy dostałam ocenę niedostateczną ze sprawdzianu, na który uczyłam się przez cały wieczór. A nawet raz stanął za mną wtedy, gdy jakiś chłopak w przedszkolu zepsuł mi figurkę, którą chciałam pochwalić się przed koleżankami.

Naturalne było to, że czasem sobie dogryzaliśmy, czy sprzeczaliśmy się o jakieś kompletne bzdury. Jednak zawsze umieliśmy dojść do porozumienia. Nawet jeśli padały wyzwiska, czy mocniejsze słowa, oboje potrafiliśmy wyciągnąć do siebie rękę na zgodę, a często wystarczyło, że kupowaliśmy sobie nawzajem jakieś słodycze w ramach przeprosin.

Czasem dostrzegałam w nim cechy, które sama posiadałam. Również byłam umysłem ścisłym, dogadywałam się z garstką osób i nie czułam potrzeby przebywania w centrum uwagi. Oprócz krótkiego związku w przedszkolu Will również nie był nigdy prawdziwie zakochany. Poza tym oboje nieszczególnie się wyróżnialiśmy na tle szkolnej społeczności.

Do momentu przyjazdu taty zdążyłam posprzątać i przeczytać rozdział z podręcznika do angielskiego. Sanders zadała nam pierwsze w tym roku wypracowanie na weekend. Zapewne chciała sprawdzić, czy nie zapomnieliśmy, jak używa się długopisu. Choć niechętnie, ostatecznie poświęciłam godzinę na przygotowanie konspektu i zabranie się za wstęp. Temat nie był trudny i bez większych problemów zanotowałam kwestie, które chciałam poruszyć w swoich rozważaniach.

Ostatecznie od zeszytu oderwał mnie dźwięk dzwonka, który rozniósł się po całym domu. Gdy schodziłam po schodach, zaczynałam odczuwać coraz większą ekscytację. Kiedy tylko zeskoczyłam z ostatniego stopnia i uniosłam wzrok, napotkałam twarz mojego taty. Uśmiechał się do mnie szeroko i rozłożył ramiona, w które od razu wpadłam.

Jace Porter od zawsze był dla mnie ważny. Gdy byłam młodsza, to on nauczył mnie pływać, puszczać kaczki na wodzie i jeździć na rowerze. Zawsze wykazywał się cierpliwością. Przy nim nigdy nie musiałam nikogo udawać. Mogłam milczeć, jeśli miałam na to ochotę. Narzekać na cały świat, jeśli coś nie szło po mojej myśli. On nigdy mnie nie oceniał.

Chociaż uważałam, że moja relacja z mamą od zawsze była dobra, kobieta nigdy nie rozumiała mnie tak, jak tata. Mama miała zupełnie inne wyobrażenie nastoletnich lat, ceniła modne dodatki, huczne wydarzenia, w tym imprezy. Jej były mąż od zawsze był jej przeciwieństwem. Doceniał ciszę i spokój. Postrzegał życie jako długi proces, nie chciał żyć chwilą, a znacznie wolał delektować się każdym momentem na tyle, na ile los mu pozwalał.

Odsunęłam się od taty i przyjrzałam mu się bliżej. Jego twarz zdobił parodniowy zarost, a szare oczy, które po nim odziedziczyłam, tryskały radością. Od ostatniego razu, kiedy się widzieliśmy, przyciął ciemne włosy, między które zdążyły wkraść się siwe pasma.

– Hej, gburku. – Poczochrał moje włosy.

Musiałam powstrzymać się od przewrócenia oczami na sam dźwięk tego zdrobnienia.

Tata pierwszy raz nazwał mnie nim, gdy podczas jednego z naszych wyjazdów, złościłam się na sam widok aparatu, którego flesz kierowany był na moją twarz. Miałam zwyczaj unikania zdjęć. Nienawidziłam tych nieszczerych uśmiechów i pozowania obok Willa, który przez cały czas mi dokuczał. Kończyło się na tym, że na wielu zdjęciach z dzieciństwa stałam obok wesołego chłopczyka z naburmuszoną miną i rękami skrzyżowanymi na brzuchu.

– Cześć, Jace – odezwała się mama, która musiała przyglądać nam się z boku.

– Madelyn. – Uśmiechnął się w jej kierunku. – Czyżby nowe spodnie?

– Te same od jakichś dwóch lat – odpowiedziała. W jej tonie wybrzmiała nuta złośliwości. – Rozgość się – dodała, wskazując dłonią salon.

Przeszliśmy do pomieszczenia. Usiadłam obok taty na sofie. Od razu dołączyła do nas Bloom, która zajęła miejsce tuż koło mnie. Pogłaskałam ją za uchem.

Chwilę później do pomieszczenia wszedł William. Jego oczy były zaspane, a on sam przeciągnął się, nim przywitał się z tatą.

– Albo mi się wydaje, albo jesteś jeszcze wyższy niż te trzy tygodnie temu – ocenił, przyglądając się synowi. – Jeszcze chwila, a mnie przerośniesz.

– Taki jest mój cel – odparł Will. – Jak życie w Santa Clarita?

Tata oparł się wygodniej o oparcie kanapy.

– Normalnie – odparł z westchnieniem. – Jak przekonacie mamę, to na jakiś weekend będziecie mogli przyjechać na trochę. Kate też nie ma nic przeciwko. Szkoda, że w tym roku się nie udało.

Kate była partnerką mojego taty. Przedstawił ją nam po dłuższym czasie od rozwodu. Z początku jej widok wzbudził we mnie wiele negatywnych emocji do tego stopnia, że rozpłakałam się, gdy tylko kobieta opuściła nasz dom. Dopiero następne spotkanie pomogło mi się do niej przekonać i choć trochę oswoić z myślą, że mój tata miał prawo, by ruszyć do przodu. Nie mógł całe życie trzymać się przeszłości.

Przygryzłam wargę.

– To nie tak, że im nie pozwalałam – wtrąciła się mama, nie kryjąc oburzenia. – Dobrze wiesz, jak jest. Rozmawialiśmy o tym.

Spojrzałam na Williama, który również skupił wzrok na mojej twarzy. Oboje szukaliśmy w sobie odpowiedzi na pytania, które uformowały się w naszych głowach. Chłopak wzruszył jedynie ramionami.

– Nie zmienia to faktu, że drzwi mojego domu zawsze będą otwarte dla moich dzieci, Mads – powiedział. Od jego postawy jak zwykle bił spokój. – Nie odbieraj tego jako atak. Nie zamierzam stawiać cię w złym świetle.

Kobieta wzięła głęboki oddech i założyła nogę na nogę. Kiwnęła głową, odpuszczając dalszą dyskusję.

– Jak w szkole?

Tata spoglądał to na mnie, to na Williama. Ostatecznie to chłopak jako pierwszy zabrał głos.

– Ledwo się zaczęła, a już mam dość.

Ojciec zaśmiał się na jego słowa.

– Będziecie jeszcze za tym tęsknić – stwierdził.

Westchnęłam, przerzucając wzrok na Bloom. Leżała spokojnie, pozwalając mi się głaskać. Muskałam palcami jej miękką sierść, chcąc, by temat szkoły jak najszybciej odszedł w zapomnienie.

– Chyba nigdy nie zatęsknię za popołudniami zawalonymi nauką, stresem przed sprawdzianami i presją przed egzaminem – powiedział Will.

– Okej, za tym może rzeczywiście nie tęsknię – wyznał tata. – Ale czasem wróciłbym do tych wszystkich wspomnień. Szkolne wycieczki, nowe znajomości, bal na koniec szkoły. Pamiętasz, Mads? – zwrócił się do mojej mamy.

– Czasem zastanawiam się, jak wyglądałoby moje życie, gdybym poszła na niego z tym twoim przyjacielem, zamiast z tobą – powiedziała nieco rozbawiona.

Związek moich rodziców rozpoczął się właśnie od balu. Tata wraz ze swoim szkolnym przyjacielem wpadli na ten sam pomysł, by zaprosić na niego mamę. Ostatecznie to mój ojciec wykazał się większą kreatywnością i urokiem osobistym, by jego przyszła była żona wybrała go jako swojego partnera.

Czasem żałowałam, że ich wspólna historia, choć tak ciekawa, dobiegła swojego końca.

Może właśnie dlatego nie przepadałam za romansami. Większość z nich była zbyt przerysowana, a ich zakończenia szczęśliwe. Wiecznie kłócąca się para w epilogu kończyła z dwójką dzieci i mogła cieszyć się rodzinnym ciepłem. Stek bzdur.

To nie tak, że nie wierzyłam w szczęśliwe zakończenia. Wiedziałam jednak, że prawdziwe życie nie wygląda tak, jak opisują je książki. Związki nie polegały tylko i wyłącznie na tych dobrych momentach. Często pojawiały się przeszkody, które okazywały się nie do pokonania, a uczucie, mimo obiecującego początku, po jakimś czasie się wypalało. Przynajmniej taką rzeczywistość poznałam, obserwując relację moich rodziców.

Relację, której może wcale tak dobrze nie znałam.

– Nie mielibyśmy tak cudownej dwójki dzieci – powiedział tata. Jego palce zacisnęły się na moim ramieniu, zmuszając mnie, bym na niego spojrzała. Dostrzegłam troskę, tlącą się w szarych tęczówkach. – A jak u ciebie, Brooke? Może trochę lepiej, niż u twojego brata?

Pokręciłam głową.

– Jak zwykle – odparłam. – Nic ciekawego się nie dzieje. Każdy dzień jest do siebie całkiem podobny, różnią się jedynie przedmioty.

– Naprawdę nic? – dopytał. Wzruszyłam ramionami. – Za moich czasów codziennie ktoś się z kimś bił. Raz nawet przypadkiem oberwał nauczyciel matematyki. Chodził do pracy ze złamanym nosem. Nie lubiłem go, ale było mi go szkoda.

– Mnie szczerze nieszczególnie – odezwała się mama. – Tego samego dnia zrobił tak trudny test, że gdyby nie to, że miałam gotowca, pewnie bym nie zdała. Karma do niego wróciła.

Kącik moich ust mimowolnie drgnął.

– Zazdroszczę wam tego, że macie o czym opowiadać – stwierdził Will.

– Gdybyś zamiast przygotowań do konkursu z fizyki, został sportowcem, pewnie byłoby ciekawiej – stwierdziła mama. – Ale przynajmniej się nie bijesz i ani razu nie wzywali mnie do szkoły.

– Naprawdę, William? O niczym nie wspominałeś – zdziwił się tata. – Jestem strasznie dumny. Musisz później dać znać, jak poszedł ci ten konkurs.

Kątem oka zauważyłam uśmiech, który wymalował się na twarzy brata.

Ojciec od zawsze był dla niego wzorem do naśladowania. Każde jego słowo brał do swojego serca. Cenił sobie nawet najmniejszą uwagę, pochwałę czy komplement.

– Oczywiście – odpowiedział.

Chwilę jeszcze rozmawialiśmy. Tata opowiedział nam o swoich planach na najbliższe dni.

W pewnym momencie mężczyzna zaproponował nam grę w Twistera. Razem z Williamem szybko się zgodziliśmy. Mama postanowiła zostać sędzią i kręcić kołem. Rozłożyliśmy matę z kolorowymi polami, uprzednio przesuwając fotele i kanapę. Stanęliśmy po jej różnych stronach. Z początku każdemu udało się wylosować łatwe pozycje. Umieściłam prawą nogę na czerwonym kolorze, a lewą dłoń przemieściłam na niebieski, tuż obok ręki Williama. Po paru rundach w najgorszej sytuacji znalazł się mój tata, który obie dłonie trzymał na zielonych polach, prawą stopę na żółtym, a lewą sięgał czerwonego. Byliśmy prawie pewni tego, że długo nie wytrzyma w ten pozycji, lecz losy gry odmienił moment, w którym William zmuszony był unieść jedną rękę. Ostatecznie poślizgnął się i jego plecy zetknęły się z matą.

– To nie fair – rzucił, gdy schodził z naszego pola bitwy.

– Co tu jest nie fair? – prychnęłam.

– Bo ta gra zależy od szczęścia. Cały czas trafiasz na najlepsze pola, a ja co?

Uniosłam głowę. Opierałam niemal cały ciężar ciała na rękach, gdy nogi zaczynały mi drętwieć. Miedziane kosmyki włosów opadły mi na twarz, zasłaniając widok na zapewne niezadowoloną minę mojego brata.

– Mads, ignoruj ich i kręć dalej – głos taty zakończył naszą dyskusję. – Muszę to wygrać.

– Nie tym razem – oparłam od razu.

Walka do samego końca pozostała wyrównana. Oboje tkwiliśmy w naprawdę różnych pozycjach. W pewnym momencie tak zabolały mnie plecy, że modliłam się o zmianę położenia dłoni z koloru zielonego na niebieski, który znajdował się o wiele bliżej reszty mojego ciała. Tata również walczył o zwycięstwo do samego końca, a na jego ustach malował się złośliwy uśmiech. Jakby chciał mi poprzez niego przekazać, że nie mam nawet najmniejszych szans.

Jego pewność siebie okazała się jednak niewystarczająca i to on po kilkunastu minutach grania opadł plecami na matę.

Moje zwycięstwo uczciliśmy, zamawiając moją ulubioną pizzę i oglądając film, który wybrałam. Co prawda, spotkałam się z kilkoma nieprzychylnymi komentarzami ze strony Willa, ale niespecjalnie się nimi przejęłam.

Późnym wieczorem tata musiał się już zbierać. Żałowałam, że nie został z nami dłużej, jednak doceniałam to, że znalazł dla nas czas. Nie każdy byłby w stanie przejechać dwie godziny w jedną stronę, by zobaczyć się chwilę ze swoimi dziećmi. Zwłaszcza że z tego, co się dowiedziałam, ojciec miał ostatnio sporo pracy po urlopie.

– Kiedy jeszcze przyjedziesz? – spytałam go, gdy przyciągnął mnie do siebie. Zapach jego perfum podrażnił moje nozdrza. Od zawsze kojarzył mi się z bezpieczeństwem.

– Niedługo, Brooke – odparł.

Chyba nikt nie lubił pożegnań. Sama zawsze źle je przeżywałam. Gdy zostawałam sama, myślałam o słowach, których nie zdążyłam wypowiedzieć i gestach, których ostatecznie nie wykonałam. Moment, w którym żegnana osoba przekraczała próg domu, był tym samym, w którym zaczynałam czuć niedosyt. Nawet jeśli w stu procentach wykorzystalibyśmy czas spędzony razem, zawsze brakowałoby mi przynajmniej jednej dodatkowej sekundy.

– Do zobaczenia.

Gdy te słowa opuściły usta taty, a mama odprowadziła go pod samą bramę, zamieniając z nim jeszcze kilka zdań, z bólem obserwowałam odchodzącego mężczyznę, którego sylwetka powoli wtapiała się we wszechogarniającą ciemność.

Chociaż lata temu pogodziłam się z rozwodem rodziców, czasem zastanawiałam się, czy może to wszystko mogło wyglądać inaczej. Może gdyby nie parę słów za dużo mogłabym żegnać swojego tatę na chwilę, a nie kolejne kilka tygodni?

Starałam się stłumić negatywne emocje, przechodząc do swojego pokoju. Z utęsknieniem spojrzałam na stojące na komodzie zdjęcie oprawione w ramkę. Przedstawiało mnie, tatę i Williama. Staliśmy na plaży na tle klifów i oceanu. Miałam naburmuszoną minę i mokre ubrania, bo Will chwilę wcześniej popchnął mnie tak mocno, że nieszczęśliwie wpadłam do wody. Mimo że tego nie pokazywałam, w głębi duszy byłam naprawdę szczęśliwa. Nawet jeśli zmuszona byłam spędzić tydzień w towarzystwie mojego irytującego brata.

Nie zdążyłam nawet dać pochłonąć się wspomnieniom, gdy poczułam wibrację telefonu, świadczącą o przychodzącym powiadomieniu. Wyciągnęłam urządzenie z kieszeni dresów i odczytałam wiadomość pochodzącą z Instagrama.

AixGrant: Nasza umowa aktualna, Lacey?

Zamrugałam parokrotnie, jeszcze raz czytając tekst. Przez wizję rodzinnego weekendu kompletnie zapomniałam o Aidenie. Zresztą myślałam, że temat na dobre odszedł już w zapomnienie i nie zostanie kontynuowany. Chłopak więcej go nie podejmował, więc i ja postanowiłam milczeć.

Jednak ten sobotni wieczór uświadomił mnie o tym, jak bardzo się pomyliłam.

Zaczęłam myśleć o tym, co zrobiłaby Maisie, gdyby znalazła się na moim miejscu. Przypomniałam sobie o naszej rozmowie, gdzie doradziła mi, że nie powinnam tak wszystkiego analizować. Byłam świadoma, że spotkanie z Aidenem może okazać się błędem. Jednocześnie uznałam, że będzie to idealna okazja do konfrontacji z wyobrażeniem, które miałyśmy z Maisie na jego temat.

Obie tak naprawdę go nie znałyśmy. Widziałyśmy tylko ułamek tego, co ten chłopak skrywał. Zgoda na jego umowę mogła okazać się szansą do uchylenia rąbka tajemnicy. A przy okazji byłaby jakimś krokiem naprzód, jeśli chodziło o naszą Operację Słońce.

Ugh... naprawdę użyłam tej beznadziejnej nazwy...

BL_Porter: Pasuje ci jutro o 17 w kawiarni obok szkoły?

Na odpowiedź nie musiałam zbyt długo czekać.

AixGrant: Do zobaczenia

AixGrant: Lacey

Z moich ust wydobyło się westchnienie, nim opadłam na łóżko.

W co ja najlepszego się wpakowałam?

==

Hej!

Jak wrażenia po rozdziale? Trochę nudnawy, ale w następnym mamy konfrontację Aidena i Brooke. Może uda mi się nią was trochę zaskoczyć hehe

Dziękuję wam za wszystkie gwiazdki, komentarze i wyświetlenia. Wielkimi krokami zbliżamy się do tysiąca, za co jestem ogromnie wdzięczna <3


Tiktok: @ametsa.watt

Twitter: _ametsa_

#SKNPwattpad

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro