rozdział trzeci
Rozdział trzeci, w którym Dorian zostaje z Sinetem sam na sam.
Kończył się już wrzesień, a Dorian do tej pory nie zobaczył z powrotem swojej koszulki i był przekonany, że już jej nie zobaczy. Cóż, ostatecznie i tak nie była to żadna ulubiona koszulka, szkoda tylko, że jedna z niewielu, jakie posiadał. Nie chciał prosić Sineta o oddanie jej, ponieważ nie uważał, że znajduje się w odpowiedniej pozycji do zrobienia tego. Nie rozmawiali na co dzień, nie licząc spraw organizacyjnych i dotyczących ich jako samorządu. To była relacja dwóch współpracowników, nie kolegów.
Z tego powodu odpuścił i wybrał się na zakupy. Poszła z nim Hana, wspominająca coś o nowych butach, chociaż wiadomo było od początku, że po przymierzeniu połowy asortymentu i tak zamówi coś online. Przyjaźnili się od podstawówki. Wtedy jeszcze miała inne imię i należała do tej samej grupki znajomych co Dorian. Na przestrzeni lat zaczęli spędzać ze sobą więcej czasu niż z innymi osobami, aż w końcu zaczęli spotykać się bez nich. Mieli swoje zainteresowania i tematy, a bez chłopaków było spokojniej. Tamci zawsze krzyczeli i niszczyli rzeczy, myśląc, że to niezwykle zabawne.
Kiedy szli gdzieś razem, wyglądali dość niecodziennie. Wysoka dziewczyna w butach na platformach, neonowo zielonych włosach i łańcuchach na szyi kroczyła obok małego, ale dość szerokiego w barkach chłopaka w bluzie i czapce z daszkiem. I Hana wcale nie była tak znacząco wyższa przez wzrost sam w sobie ani nawet platformy. To Dorian był niski. Nie mierzył nawet metra siedemdziesięciu, a buty ubierał płaskie - zwykle trampki. Jego ulubionym stylem była wygoda. Najlepiej tania.
Przeszli już jeden sklep z butami. Potem drugi. Hana nareszcie stwierdziła, że mogą iść poszukać koszulki dla Doriana. Weszli na ruchome schody prowadzące w górę.
- Ej, Dorek - szepnęła nagle, szturchając go w ramię.
- Co?
- Patrz tam. Ale nie odwracaj się.
- Jak mam patrzeć, skoro nie mogę się odwrócić? - rzucił zirytowany, ale postarał się zerknąć kątem oka, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Choć tak naprawdę nie rozumiał, po co te podchody.
- To nie ten twój przewodniczący? - dodała, odwracając się w drugą stronę. Nie chodziła z nimi do klasy, ale uczyła się w tej samej szkole, zaś Sinet był osobą wyjątkowo rozpoznawalną. Wysoki, szczupły, z przydługawymi i niemal białymi włosami oraz uśmiechem aniołka. Nosił markowe ciuchy i domalowywał sobie piegi. A może naprawdę je miał? Nikt nigdy tego nie sprawdził.
- Przewodniczący, ale czy mój... - westchnął Dorian.
- Nie przywitasz się?
Wyszli już na kolejne piętro. Sinet był na dole, ale wciąż go stąd widzieli.
- Nie wiem... - Zmarszczył nos, niechętny do wychodzenia ze swojej bańki. Dopóki Sinet go nie zauważy, nie musiał się niczym przejmować. Zresztą i tak pewnie by się nie przywitał, bo nie byli przyjaciółmi.
- Widziałam was, jak jedliście jakieś ciastka. Siedział przed tobą i się uśmiechał. No co to było, wytłumaczysz mi?
- On tak do wszystkich. To była szczególna sytuacja. I w ogóle to chyba się nie przyjaźnimy, więc... Po prostu chodźmy.
Zanim Dorian zdążył dokończyć zdanie, usłyszeli gdzieś z oddali wołanie:
- Hej! Dorian!
Odwrócili się synchronicznie w stronę schodów i natychmiast rzuciła im się w oczy mała postać machająca do nich z dołu.
- Nie przyjaźnicie się...? - rzuciła Hana, spoglądając na Doriana powątpiewająco.
- Bo on się ze wszystkimi koleguje. Po prostu jest miły - odpowiedział, już nie taki pewien swoich założeń.
W tym czasie Sinet zdążył wjechać do nich schodami. Podszedł tak wesoło, że prawie podskakiwał i z uśmiechem przedstawił się Hanie. Podali sobie ręce.
- Hana? - upewnił się Sinet. - Jak Hanna?
- Nie, to z japońskiego. Hana jak kwiat - wyjaśniła, zadowolona, że ktoś o to zapytał. W tym świecie miała tylko jedną przewagę. Mogła sama sobie wybrać imię.
- Podoba mi się - skomentował. - Więc co tu robicie? Szukacie czegoś konkretnego?
- Szukałam butów, ale chyba zamówię przez internet... A Dorian chciał kupić koszulkę. Nie wiem, czemu po prostu też jej nie zamówi, ale no wiesz, on woli przymierzyć i sprawdzić, i podotykać. - Zaśmiała się.
- Ooo... Ja potrzebuję spodni. Ostatnio wpadłem do kałuży i mi się jedne przetarły.
- Potargane lepsze - odezwała się Hana. - Ja bym nosiła.
- Nie mój styl - odparł machając przed sobą rękami. - Może pójdziemy razem? - Spojrzał na Doriana, który do tej pory milczał i patrzył gdzieś w bok.
- Możemy iść - zgodził się, choć nie zabrzmiało to przekonująco.
- A wiecie, co? Ja chyba będę spadać - powiedziała Hana. Dorian spojrzał na nią odrobinę przerażony. Uśmiechnęła się, tak jak zawsze się uśmiechała, gdy dodawała mu ostrego sosu do frytek zamiast keczupu, wiedząc, że Dorian nie lubi ostrego. - Mam coś do zrobienia. Autobus mi odjedzie. Trzymajcie się i papa! - rzuciła, zostawiając ich samych.
- Więc gdzie idziemy? - spytał podekscytowany Sinet. W obu dłoniach przed sobą trzymał torebkę z czymś, co już zakupił.
- Nie wiem... Możemy iść najpierw, gdzie ty chcesz - zaproponował Dorian, na co tamten chętnie przystał.
Nie wierzył, że Hana tak po prostu go zostawiła. Był pewien, że pomyślała, że on i Sinet mają się ku sobie i chciała dać im szansę, czy coś równie durnego. Jasne, lubił Sineta. Każdy lubił Sineta, ot co. Ale szanse miał zerowe, więc nawet nie próbował myśleć o nim w inny sposób niż jak o znajomym z klasy. Na nic dobrego by się to nie zdało. I w ogóle nie miał na to ani czasu, ani siły. Wszystkie znaki z niebios mówiły "nie".
Szedł obok niego, ale nieco bardziej z tyłu. Jasne włosy Sineta spływały po cienkiej szyi na kołnierzyk koszuli. Z tyłu były pocieniowane, a z boku założone za uszy i można było zobaczyć srebrne kolczyki przebijające je w licznych miejscach. Było ich chyba z dziesięć na obu uszach. Dorian nigdy nie zauważył, by Sinet nosił kolczyki, lecz może po prostu nie nosił ich w szkole.
Weszli do sklepu, w którym Dorian nigdy nie był. Parę razy jedynie patrzył na wystawy, pełen obaw, że samym patrzeniem mógłby coś zepsuć i będzie zmuszony płacić ogromne sumy, których nie posiada. Przechodząc obok wieszaków i półek patrzył na nie z paniką i modlił się, żeby już stąd wyszli. Ale to by nic nie dało. Wejdą do kolejnego takiego sklepu. Sinet był nie tylko mądry, piękny, uprzejmy i uroczy. Pochodził też z bogatej rodziny.
- Niczego sobie nie poszukasz? - spytał Sinet, nawet nie patrząc na Doriana. Oceniał właśnie siateczkę na tyle koszulki, którą trzymał w dłoniach. Był to dość skąpy kawałek ubrania i uszyty z fantazją. Nic klasycznego ani zwyczajnego.
- Nie... Nic mi się tu nie podoba - odrzekł wymijająco.
- Ale mam coś dla ciebie. Chodźmy przymierzyć.
Dorian początkowo nawet nie chciał patrzeć na to, co wybrał mu Sinet, ale bluza, którą znalazł okazała się wcale niezła. Co więcej, była kompletnie w stylu Doriana. I pasowała.
- Podoba się? - zapytał przejęty blondyn po wparowaniu do przebieralni. Niespodziewający się tego chłopak obrócił się gwałtownie. Po kilku sekundach przywrócił na twarz swoje zwyczajowe opanowanie.
- W sumie to tak. Ile kosztuje?
- Znajdę metkę.
Odchylił dłonią materiał przy szyi Doriana i wyciągnął metkę. Kiedy musnął przy tym jego skórę, ten wyraźnie się wzdrygnął.
- Trzysta czterdzieści.
Mina mu zrzedła. Zaczął ostrożnie ściągać bluzę, nie zwracając nawet uwagi na to, że nie jest sam w przebieralni. Przy wydostawaniu się z ubrania, jego koszulka nieco się uniosła. Natychmiast poprawił ją, zerkając kontrolnie w stronę Sineta, który jednak był zajęty przeglądaniem tego, co on sam zamierzał kupić.
Dorian nie mógł się tego domyślić, ale prawda była taka, że Sinet był niezwykle spostrzegawczy i nawet patrząc w jeden punkt, potrafił ogarnąć wzrokiem wiele innych rzeczy wokół. Nie uszedł jego uwagi ten odsłonięty kawałek skóry i niewielka fałdka tłuszczu wylewająca się z dżinsów. Uśmiechnął się pod nosem, prawie niezauważalnie.
- Odłożę to - stwierdził brunet.
- Nie kupisz? Mówiłeś, że ci się podoba.
- Nie mam tyle pieniędzy - odpowiedział szczerze. Nie było już co udawać. Przynajmniej nie będzie dyskusji.
- Pożyczę ci.
- Nie mam pieniędzy. W ogóle - podkreślił. - Nie będę miał ci z czego oddać. A nawet nie przyszedłem tu po bluzę.
- To kupię ci. - Uśmiechnął się zachęcająco.
- Nie chcę.
- No weź. Podobała ci się... - ciągnął błagalnie.
- Nie chcę ci być niczego winien. Nie musisz się chwalić, ilu to nie masz pieniędzy, że wszystko możesz kupić. Poradzę sobie - zakończył twardym głosem, aż Sinet podskoczył w miejscu i zacisnął usta. Wyglądał, jakby zaraz miał się ropłakać. Dorian zrozumiał, że trochę przesadził, ale nie wiedział, jak mógłby to cofnąć.
- Pójdę do kasy. Poczekaj na mnie. Pójdziemy teraz do twojego sklepu, okej? - zasugerował słabo, jakby obawiał się, że ten drugi po prostu wyjdzie i już nie wróci.
- Okej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro