Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział dziewiętnasty

Rozdział dziewiętnasty, w którym jest bardzo zimno.

W poniedziałek nastąpiło gwałtowne ochłodzenie. Już wcześniej padał śnieg, ale teraz wszystko zamarzło i autobusy miały opóźnienia, a przechodnie ślizgali się na oblodzonych chodnikach. Dorian czuł ten mróz przeszywający go aż do kości. Nawet po wejściu do szkoły nie potrafił się rozgrzać, więc nie zdejmował szalika.

Tydzień tuż przed świętami to były dni pełne pisania ostatnich kartkówek, poprawiania ocen, przygotowań do występów na uroczystość i wybiegania myślami do nadchodzącego wolnego. Każdego pochłaniały przeróżne czynności i każdy miał coś do roboty.

Dorian zajmował się organizacją Wigilii klasowej i ozdabianiem sali. Mijały terminy oddawania dodatkowych prac, których chłopak nie zdążył skończyć, a które planował wykonać. I w ten sposób nie zdołał poprawić tej trói z biologii ani wyciągnąć upragnionej piątki z angielskiego, mimo że wiedział, że mógłby to zrobić z odrobiną motywacji. Za to w głowie miał totalną miazgę - nieskładne myśli pomiędzy ogromną ilością śmieci. To bariera, która powstrzymywała go od tworzenia logicznych związków. Coś takiego stało się z jego umysłem, że większość czynności wykonywał mechanicznie, a każde zaangażowanie mózgu do myślenia wiązało się z minutowym gapieniem się w przestrzeń. Chłopak uznał się za kompletnie bezużytecznego w takim stanie, ale jak tylko przetrwa jeszcze parę dni, to będzie miał szansę odpocząć. Tylko czy to mu pomoże? Czy potem cała zabawa nie zacznie się od nowa? Nie mógł już trzymać się myśli, że trudniejszy okres minie i będzie lepiej, bo nie miał na co czekać. Nie widział w swojej przyszłości niczego konkretnego. Tylko ściana, z którą nieustannie się zderzał. Odgradzała go od szczęścia. A co zabawniejsze, sam ją sobie postawił. Nie pozwalał sobie na nic ponad zaspokojenie swoich podstawowych potrzeb. Na resztę nie zasługiwał. I przypominał sobie to teraz, gdy z Sinetem tylko mijali się na korytarzu i rzucali sobie niepewne „cześć" albo „załatwiłeś to?". Od samego początku znajomość z Sunnym była dla niego nieosiągalna. I nie powinien był robić sobie nadziei, że będzie dla niego wystarczający.

Nie powinien był. Nie powinien. Nie powinien.

Odbicie w lustrze nie różniło się wiele od tego, co zwykle widział. Miał może tylko bledszą skórę. I pryszcze na jego brodzie były bardziej widoczne. I policzki się zapadały.

Zdawało mu się, że wszystko, do czego doszło przez ostatnie miesiące, było tylko snem, z którego właśnie się obudził. A rzeczywistość okazała się brzydka. Tak jak on.

To dziwne, jak z bliskich przyjaciół stali się nagle dla siebie obcymi. A nic nawet między nimi nie zaszło. Nic namacalnego, nic co dało się opisać. Stali się nagle odrębnymi indywiduami, które spoglądając na siebie z daleka miały wspólne myśli.

- Jadłeś coś?

Powoli odwrócił głowę do Hany opierającej się obok niego o ścianę.

- Tak - odpowiedział odruchowo, ale kiedy dziewczyna nie przestawała mu się przyglądać, poprawił się: - Dziś chyba nie.

- Nie miałeś czasu, zapomniałeś, czy się torturujesz? - Posłała mu ostre spojrzenie, ale wiedział, że kryje się pod nim troska. - Cierpiąc niczego nie osiągniesz. I nie jesteś przez to fajny. Kiedy życie robi się trudne, dbamy o siebie, a nie dobijamy się bardziej, okej? - Szturchnęła go lekko butem. - Przyniosłam ci mandarynkę. - Pokazała mu owoc i zaczęła go obierać. Podała mu połowę. - Masz.

Zjadł swoją część i zdał sobie sprawę, jaki był głodny. Hana widząc jego minę, oddała mu też drugą połowę.

- Sinet już się o ciebie nie troszczy? - zapytała, nie patrząc na niego. Musiała wyczuć, że coś jest nie tak.

- To wszystko to nie było na serio - odparł ciężko. - Byliśmy blisko, ale... to było głupie.

- Może potrzebowaliście przerwy? Czasem druga osoba to za dużo, jak ma się własne problemy, ale to nie znaczy, że musicie się rozstawać.

- Nie byliśmy razem - zaznaczył.

- O Boże, przecież ci się podobał. - Wywróciła oczami. - A ty jemu.

- Pomylił się. Nie jestem dobrą osobą do tego wszystkiego. - Wlepił wzrok w swoje buty. Coś ściskało go w piersi. Jakaś część jego żałowała tej decyzji, z kolei inna powtarzała „tak będzie najlepiej".

- Patrzy na ciebie - wspomniała.

- Wiem... Pewnie jest na mnie zły, że niczego mu nie wyjaśniłem.

- Nie. Teraz się na ciebie patrzy. To nie jest wściekłe spojrzenie, Dorek. Wydaje się, że raczej tęskne.

Dorian rozejrzał się najdyskretniej, jak umiał i dojrzał wysokiego chłopaka otoczonego grupką znajomych. Opowiadał im coś, ale oczy nieustannie uciekały. Do niego. Natychmiast odwrócił głowę.

- Nie wiem, co mam mu powiedzieć. Już go zraniłem. Nie powinien się ze mną męczyć.

- A ja muszę? - podłapała ze sztucznym oburzeniem. - O mnie się tak nie martwisz.

Posłał jej mroczne spojrzenie.

- Nie bój się męczyć ludzi. On chce się z tobą męczyć. Nie widzisz jego smutnych oczek?

Spojrzeli jeszcze raz na Sineta, ale jego pochłonęła już wesoła rozmowa z koleżankami. Któraś poklepała go po ramieniu. Inna śmiała się z nim, jakby byli naprawdę blisko. Wtedy Dorian uświadomił sobie, że Sunny nigdy nie był jego.

*

W klasie otrzymał zdumione spojrzenia, kiedy wychowawczyni nie wyczytała go przy ogłaszaniu osób, które otrzymają wyróżnienie na koniec semestru. Zacisnął szczękę i starał się nie pokazywać na swojej twarzy żadnych emocji, jakby nie zwracał uwagi na to, co mówi nauczycielka. Zdawał sobie sprawę już od dawna, że nie wyrabia z nauką, ale dopiero teraz dotarło to do niego naprawdę. I te małe cyferki same w sobie nie miały żadnego znaczenia, ale ciekawskie spojrzenia uczniów i zawiedzione nauczycieli - już tak. Jeśli nie był perfekcyjnym uczniem, to kim był? Poczuł się, jakby wyrwano mu właśnie siłą ogromną część jego osoby. A bez niej był tylko samotnym chłopcem szukającym uznania.

Wiedział, że Sinet mu się przygląda, kiedy wychodził z klasy. Akurat była długa przerwa, więc planował posiedzieć chwilę w swoim miejscu za salą gimnastyczną. Skrycie liczył na to, że Sinet za nim podąży i faktycznie, przyszedł do niego po dwóch minutach. Stał parę metrów dalej i z rękami w kieszeniach czekał. Ale Dorian nie zamierzał mu nic mówić. Ani go zaprosić do zajęcia miejsca obok. Wystarczyła mu świadomość, że wciąż nie jest mu obojętny. Już ona sama wywołała w nim słodko-gorzkie uczucie, bo Sunny był teraz jak kwiat w ogrodzie. Bardzo chciał go zerwać i mieć dla siebie, ale wiedział, że w ten sposób go zniszczy. Kwiaty bez ziemi więdną.

- Mogę usiąść? - zapytał blondyn, przerywając przeciągające się milczenie.

- To nie są moje prywatne schody - odpowiedział, nie unosząc wzroku.

Sinet nie poruszył się, jedynie ściągnął usta.

- Chcesz, żebym usiadł? - zmienił pytanie i uparcie wpatrywał się w Doriana.

Na to już nie miał dobrej odpowiedzi. Nie był w stanie powiedzieć, że nie, ale też bał się powiedzieć tak. W takich sytuacjach nic nie mówił i pozwalał drugiej osobie zadecydować. Tylko, że Sinet nie chciał decydować. Czekał, z luźno opuszczonymi ramionami i przechyloną lekko głową.

- Możesz usiąść.

Nie podziałało. Z oczu Sineta ziała taka powaga, jak jeszcze nigdy przedtem. Zdawało się, że nie ruszy go nic poza bezpośrednimi słowami.

- Okej. Usiądź. Naprawdę.

Doriana bardziej męczyło trwanie w napiętej ciszy, niż zdobycie się na parę słów.

Wyraz twarzy tamtego złagodniał i usiadł obok na schodku. Nic nie mówił, słychać było tylko szelest ubrań. Zawsze to on nawiązywał rozmowę, więc w takiej sytuacji Dorian nie wiedział, co zrobić. Zdecydował jednak, że wcale nic robić nie musi. Przyszedł tu odpocząć od chaosu, więc oprze głowę o ścianę i przymknie oczy. Wsłuchiwał się w miarowy oddech Sunny'ego i dopasował do niego swój, dopiero teraz zdając sobie sprawę, jak płytkie dotąd brał wdechy i jak nierówne. Ramiona mu się rozluźniły, a w głowie przestało się kręcić.

Jego obecność wciąż koiła tak samo, nawet jeśli nie potrafili ze sobą rozmawiać.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro