Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXIII.

-Wiesz, co to znaczy, Kill.

-Bill!- zaprotestowałam i podbiegłam do Billa -Nie będziesz się znowu z kimś bić!

Bill westchnął.

-Wybacz, Mabel, ale w tym momencie nie obchodzi mnie twoje zdanie- powiedział Bill i bez cienia uśmiechu odsunął mnie od siebie -Uciekaj stąd.

Zamurowało mnie.

-Czy ty właśnie powiedziałeś, że będziesz się o mnie bił, mimo, że się na to nie zgadzam?!- wytrzeszczyłam oczy -Nie, to chyba jakiś słaby żart! Po pierwsze, już raz się o mnie biłeś, nie pamiętasz? I jak to się wtedy skończyło?! Oboje ledwo z tego wyszliśmy, a ty jeszcze chcesz to powtórzyć! To się robi na prawdę nudne, wiesz?

Milczał. Wtedy do mnie dotarło.

-I tak to zrobisz, prawda?- spojrzałam mu w oczy -Nie zależnie jak bardzo się zdenerwuję, nic to nie zmieni, tak? I tak będziesz się narażać, znowu, z mojego powodu- pochyliłam głowę, bo czułam łzy napływające do oczu -Tylko tym razem Bill, to nie jest Dipper. To nie jest chuderlawy nastolatek z nosem w książkach, tylko równie silny, jeśli nie silniejszy od ciebie demon.

Przełknęłam ślinę, dławiąc płacz.

-Bill, możesz nie wygrać. Zdajesz sobie sprawę, co może się wtedy stać?- łzy spływały mi po policzkach, ściekając po brodzie. Głos mi się załamywał, ale mówiłam dalej -Nie chcę cię stracić, Bill. Zależy mi na tobie.

Poczułam ramiona oplatające się wokół mojego pasa i już po chwili wtulałam się w miękki materiał, jego zapach mnie uspokajał, ale i tak jeszcze przez chwilę chlipałam cicho. Przeszedł mnie dreszcz, gdy usłyszałam tuż przy uchu głos Billa:

-Nie martw się, gwiazdeczko. Wygram- zatrzęsłam się -On cię dotykał, zhańbił cię... Nie mogę tego tak zostawić. Nie odpuszczę mu.

Westchnęłam i podniosłam głowę.

-Dobrze. Ale uważaj na siebie...

Oparł swoje czoło o moje i krótko mnie pocałował.

-Będę- szepnął

-I wracamy po krótkiej przerwie na reklamę! Panie i panowie, zostańcie z nami żeby zobaczyć ciąg dalszy przygód Doritosa i Marii, czy jak jej tam było na imię. Nie możecie tego przegapić!

Gapiłam się szeroko otwartymi oczami na Killa, który darł się w najlepsze, siedząc na kamieniu i żrąc popcorn z gigantycznego wiaderka.

-To ja tu przechodzę załamanie, a ty się bawisz?!- wydarłam się.

-No, że tam znowu bawię. Nigdy nie lubiłem telenowel. Zawsze były dla mnie zbyt... łzawe.

Z jadem zaakcentował ostatnie słowo. Bill skrzywił się. Rozpiął frak i odrzucił go na bok, zostając w białej koszuli i czarnych, dopasowanych spodniach.

-No, to do roboty, braciszku- Kill pstryknięciem palca sprawił, że cały popcorn wyparował -Szykuje się niezła zabawa.

Bill zwrócił się do mnie.

-Mabel, uciekaj stąd. Biegnij jak najdalej, byle nie do miasta. To wymiar demonów, tam nie jest dla ciebie bezpiecznie.

Kiwnęłam głową i pobiegłam w las. Wbiegając między drzewa usłyszałam jeszcze kpiący głos Billa:

-No Kill, jak za starych, dobrych czasów. Jeden na jednego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro