XXXIII.
-Wiesz, co to znaczy, Kill.
-Bill!- zaprotestowałam i podbiegłam do Billa -Nie będziesz się znowu z kimś bić!
Bill westchnął.
-Wybacz, Mabel, ale w tym momencie nie obchodzi mnie twoje zdanie- powiedział Bill i bez cienia uśmiechu odsunął mnie od siebie -Uciekaj stąd.
Zamurowało mnie.
-Czy ty właśnie powiedziałeś, że będziesz się o mnie bił, mimo, że się na to nie zgadzam?!- wytrzeszczyłam oczy -Nie, to chyba jakiś słaby żart! Po pierwsze, już raz się o mnie biłeś, nie pamiętasz? I jak to się wtedy skończyło?! Oboje ledwo z tego wyszliśmy, a ty jeszcze chcesz to powtórzyć! To się robi na prawdę nudne, wiesz?
Milczał. Wtedy do mnie dotarło.
-I tak to zrobisz, prawda?- spojrzałam mu w oczy -Nie zależnie jak bardzo się zdenerwuję, nic to nie zmieni, tak? I tak będziesz się narażać, znowu, z mojego powodu- pochyliłam głowę, bo czułam łzy napływające do oczu -Tylko tym razem Bill, to nie jest Dipper. To nie jest chuderlawy nastolatek z nosem w książkach, tylko równie silny, jeśli nie silniejszy od ciebie demon.
Przełknęłam ślinę, dławiąc płacz.
-Bill, możesz nie wygrać. Zdajesz sobie sprawę, co może się wtedy stać?- łzy spływały mi po policzkach, ściekając po brodzie. Głos mi się załamywał, ale mówiłam dalej -Nie chcę cię stracić, Bill. Zależy mi na tobie.
Poczułam ramiona oplatające się wokół mojego pasa i już po chwili wtulałam się w miękki materiał, jego zapach mnie uspokajał, ale i tak jeszcze przez chwilę chlipałam cicho. Przeszedł mnie dreszcz, gdy usłyszałam tuż przy uchu głos Billa:
-Nie martw się, gwiazdeczko. Wygram- zatrzęsłam się -On cię dotykał, zhańbił cię... Nie mogę tego tak zostawić. Nie odpuszczę mu.
Westchnęłam i podniosłam głowę.
-Dobrze. Ale uważaj na siebie...
Oparł swoje czoło o moje i krótko mnie pocałował.
-Będę- szepnął
-I wracamy po krótkiej przerwie na reklamę! Panie i panowie, zostańcie z nami żeby zobaczyć ciąg dalszy przygód Doritosa i Marii, czy jak jej tam było na imię. Nie możecie tego przegapić!
Gapiłam się szeroko otwartymi oczami na Killa, który darł się w najlepsze, siedząc na kamieniu i żrąc popcorn z gigantycznego wiaderka.
-To ja tu przechodzę załamanie, a ty się bawisz?!- wydarłam się.
-No, że tam znowu bawię. Nigdy nie lubiłem telenowel. Zawsze były dla mnie zbyt... łzawe.
Z jadem zaakcentował ostatnie słowo. Bill skrzywił się. Rozpiął frak i odrzucił go na bok, zostając w białej koszuli i czarnych, dopasowanych spodniach.
-No, to do roboty, braciszku- Kill pstryknięciem palca sprawił, że cały popcorn wyparował -Szykuje się niezła zabawa.
Bill zwrócił się do mnie.
-Mabel, uciekaj stąd. Biegnij jak najdalej, byle nie do miasta. To wymiar demonów, tam nie jest dla ciebie bezpiecznie.
Kiwnęłam głową i pobiegłam w las. Wbiegając między drzewa usłyszałam jeszcze kpiący głos Billa:
-No Kill, jak za starych, dobrych czasów. Jeden na jednego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro