Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XLVIII.

Podnóże góry zbliżało się coraz bardziej, więc postanowiłam zadać kolejne męczące mnie pytanie.

- Dlaczego właściwie cały czas jesteś w formie człowieka?

Kill obrócił się w moją stronę.

- Cóż, sądziłem że tak będziesz się czuła pewniej - powiedział.

- W porządku... - zaczęłam. - Ale czy to cię nie męczy? Rozumiesz, Bill cały czas jest w tej postaci i zaczęłam się zastanawiać, czy... - powiedziałam niepewnie.

- Rozumiem - przerwał mi, a ja przypatrzyłam mu się zdziwiona. - Nic dziwnego, że cię to zastanawia. Na szczęście zapytałaś właściwego demona.

Przewróciłam oczami. Ten jego totalny brak skromności powoli mnie dobija.

- Dla twojej informacji, nie. Trzymanie danej formy w żadnym stopniu nas nie męczy. To równie łatwe jak wstrzymanie oddechu na pięć sekund.

Wzięłam wdech i stwierdziłam, że jeśli to faktycznie jest tak proste, to Bill nie powinien mieć z tym żadnych problemów. To dobrze, bo zaczynałam się zastanawiać, czy przypadkiem nie męczy się z mojego powodu?

- Mam jeszcze pytanie - dodałam.

- Słucham cię uważnie. Dobra koleżanka Kill z przyjemnością cię wysłucha - usłyszałam.

- Czy na pewno mogę bezpiecznie wejść do miasta? Czy inne demony nie zorientują się, że jestem człowiekiem?

Kill zatrzymał się w miejscu, gdzie trawa zbocza zaczynała się powoli zamieniać w bruk uliczek miasta.

- Spokojnie, myślisz, że przyprowadził bym cię, gdybyś miała zostać od razu zabita? - odparł, lecz jego słowa w cale mnie nie uspokoiły. Nie dostał odpowiedzi, kontynuował więc dalej swoją wypowiedź. - Przez to, że swój wygląd możemy zmieniać łatwo jak wy, ludzie, zmieniacie skarpetki, powstają coraz to nowe mody. Co jakiś czas zaczyna się robić modny jakiś konkretny kształt postaci, w jakiej powinno się pojawić na mieści. Oczywiście, nie wszyscy mają ochotę się do tego stosować, ale zazwyczaj większość demonów ulega takim wymysłom. Dlatego widok dwójki ludzi nie powinien wzbudzić podejrzeń. Co najwyżej zostaniemy uznani za demony bez stylu, ale to chyba nie problem, co nie?

Pokreciłam głową. Kill wszedł już między budynki, a ja ruszyłam za nim. Zanim jednak zagłębił się w uliczkę, obrócił do mnie głowę i rzucił przez ramię:

- A, jeszcze jedno. Nie przestrasz się, bo w ostatnim stuleciu zrobiły się modne długie pazury i oczy na całym ciele...

Przełknęłam ślinę i z niepokojem weszłam na teren demonicznego miasta.

* * * * *
Sylwetki mijanych demonów były tak dziwacznie różnorodne, że musiałam wysilić całą pojemność mojego mózgu, żeby zapamiętać choć jedną z nich. Niektóre wyglądały kobieco, inne przypominały muskularnych mężczyzn, a jeszcze inne nie przypominały niczego.

- Kill, ten gość, przed nami, jakiej on jest płci? - zapytałam, wskazując stwora przed nami. Miał jedno, duże oko na środku twarzy i pieć mniejszych naokoło niego. Jego pomarańczowa skóra dziwacznie kontrastowała z niebieskimi nietoperzowymi skrzydłami.

- Żartujesz? Skąd ja mam wiedzieć! - zaśmiałem się demon. - Mamy osiem bilionów płci i ciągle tworzą się nowe, jak niby mam rozpoznać?

Zamilkłam zdziwiona. Ten świat jest zupełnie inny niż ten, który znam... Tyle rzeczy, niby podobnych, a jednak wszystko zupełnie się różni.

- Wchodzisz czy tu zostajesz? - usłyszałam.

Kill przytrzymywał drzwi do jakiegoś baru, spoglądając na mnie z błyskiem w oku.

- Nie sądzę, żeby w mojej sytuacji zostawanie bez żadnej ochrony było dobrym pomysłem - odpadła i dołączyłam do niego.

Wnętrze wyglądało jak typowy kreskówkowy bar spod ciemnej gwiazdy. Zakurzone półki, pyskata kelnerka i gburowaty właściciel, czyszczący kufle brudną szmatą. Kill usiadł przy ladzie, a ja, nie mając wyboru, dołączyłam do niego.

- Co Kill, w końcu udało ci się kogoś wyrwać? - rzucił jakiś umięśnony demon z drugiego końca sali, wzbudzając salwy śmiechu.

- Śmiej się śmiej, Vaykor! Ona przy najmniej nie ma genów modliszki, jak ta twoja była, która chciała odgryźć ci głowę zaraz po ślubie! - odkrzyknął czerwonooki i z miną triumfu zwrócił się do barmana - Dwa pełne kufle, Firafidzie!

Przysadzisty właściciel warknął coś pod nosem i zaczął nalewać mętnego napoju do kufli. Po chwili podstawie pełne naczynia przede mną i Killem. W obu z nich bulgotała brudnozielona ciecz, w której pływały brązowe grudki. Zmarszczyłam brwi, nie pewnie wąchając zawartość mojego kufla.

- Kill, to bardzo miło z twojej strony, że mnie tutaj przyprowadziłeś, ale... ja chyba podziękuję - rzuciłam, odsuwając naczynie od siebie.

Kelnerka od razu znalazła się przy mnie. Widziałam jej spojrzenie, posyłane w moją stronę spod fioletowej macki, opadającej na jej twarz niczym grzywka.

- Co, laleczko? Zbyt niski standard, jak na twój dostojny języczek? - rzuciła kpiąco.

Krew się we mnie zagotowała. Co, może i ona jest demonem, ale ja w niczym nie jestem od niej gorsza.

- Wiesz, jednak się napiję - Złapała mnie kufel. Przez sekundę się zawahałam, lecz szybko zrezygnowałam i z zaciśniętymi powiekami zanurzyłam usta w napoju.

Przygotowałam się na ohydny smak, coś jak zgniły ser, albo stare skarpety. Tymczasem... poczułam coś jak białe wino, z nutką kiwi i orzeczowym posmakiem, trochę goryczy... To było nawet smaczne! Duszkiem wypiłam napój do dna i zwycięsko spojrzałam w oczy kelnerce.

- Nie jest to co prawda niebo w gębie, ale piłam już gorsze.

Kill posłał mi niepewne spojrzenia.

- Mabel, to była na prawdę spora porcja alkoholu, na pewno dobrze się czujesz? Większość demonów odpada już w połowie tego kufla...

- Nonsens, czuję się świetnie! - rzuciłam.

Wtedy poczułam jak alkohol przedostał się do mojej krwi. To nie było po prostu upicie, to było coś więcej. Moje serce zaczęło pompować krew ze zwojów prędkością, światło nagle wydało mi się oślepiająco jasne, a krzesło jakby się kiwało... Wszystko nagle ucichło.

* * * * *
Obudził mnie ostry ból głowy. Otworzyłam oczy i chciałam się podnieść, ale to tylko go wzmogło. Złapałam się za głowę, siadając.

- Co jest...? - warknęłam. - Czemu wszystko mnie tak boli?

Czułam się jakby głowa miała mi odpaść. To uczucie było okropnie silne i tak denerwujące... Wbiłam wzrok w pościel pode mną i zacisnęłam zęby, starając sie nie krzyczeć. Po chwili ból ustąpił odrobinę, akurat na tyle, żeby mój mózg mógł w miarę funkcjonować. Wtedy wpadła mi do głowy jedna myśl - to nie jest moje łóżko. Leżałam pod czerwoną pościelą, na hebanowym łóżku z baldachimem. Ściany pokoju były pokryte najzwyklejszą, szarą farbą, która gdzieniegdzie zaczynała się łuszczyć. Usłyszałam kroki i odwrócił wzrok w stronę drzwi.

- Śpiąca królewna wreszcie wstała? - zapytał Kill.

Na jego widok przypomniały mi się ostatnie wydarzenia, jednak nadal nie wiedziałam kilku rzeczy.

- Gdzie jestem? Jak się tutaj znalazłam? I czemu wszystko tak bardzo mnie boli? - wrzuciłam z siebie jednym tchem.

- Widam w moich skromnych progach - Kill zatoczył ręką krąg. - Może i ciasne, ale własne, jak to wy, ludzie, czasem mówicie - Wyszczerzył zęby w uśmiechu - Ale wracając do innych pytań, co jest, księżniczko? Czyżbyś nie wiedziała, czym jest kac?

- Oczywiście, że wiem! - oburzyłam się. - Po prostu mam na tyle silną głowę, że jeszcze nigdy wcześniej się z nim nie spotkałam...

- No cóż, najwyraźniej przeceniłaś swoje zdolności, a tego nie powinno się robić zwłaszcza, gdy twoim przeciwnikiem jest demoni alkohol.

Parsknęłam. On nadal uważał, że jest zabawny, tak?

- Która jest godzina? - zapytałam.

Demon spojrzał na zegar wiszący na ścianie.

- Dochodzi czwarta rano - odparł. - Przesłałaś kilka godzin.

- Świetnie! Bill przywiózł mnie tu o dwudziestej pierwszej, a to znaczy, że minęło już siedem godzin! Przynajmniej nie straciłam przytomności na darmo - rzuciłam z pewnym siebie uśmiechem.

- Masz rację, ale wiesz co? - Demon zaczął powoli zbliżać się w stronę łóżka. - Nadal mamy jeszcze osiemnaście godzin, a ja nie zamierzam tego zmarnować... Poza tym, skoro i tak już leżysz w łóżku... - mruknął.

Cofnęłam się przestraszona, ale nie miałam szans na ucieczkę. Byłam zaplątana w czerwonej pościeli, a drzwi znajdowały się dokładnie za plecami Killa... Z każdym krokiem znajdował się coraz bliżej, dzieliło nas już tylko kilka metrów. Zacisnęłam powieki, czekając ze strachem aż to czego się obawiałam nastąpi...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro