XLII.
Napięcie wiszące w powietrzu wydawało się rosnąć z każdą kolejną minutą ciszy. Wujkowie z wyczekiwaniem wpatrywali się w chłopaka, tymczasem Bill, jakby nigdy nic, przypatrywał się swoim paznokciom. W końcu Dipper nie wytrzymał.
-To jest Bill!- krzyknął.
-Wiemy, Dipper, już nam się przedstawił, nie pamiętasz?- odparł Stan.
-Ja... Nie, nie o to... ARGH!- Dipperowi wyraźnie kończyła się cierpliwość -Nie o to mi chodzi! To jest ten Bill! Bill Cipher! Zły demon, który chce zawładnąć światem!
-Co?!- Ford cofnął się o krok -Ja miałbym go nie rozpoznać? Poza tym, czego on mógłby tutaj szukać?
Dipper nie wytrzymał i walnął się dłonią w czoło.
-Tego właśnie staram się dowiedzieć!!!
Ford uważniej przypatrzył się stojącemu przed nim chłopakowi. Był ubrany jak każdy inny w jego wieku, nie wyróżniał się niczym szczególnym, poza... Dipper najwyraźniej pomyślał o tym samym. Uniósł grzywę Billa, ukazując jego przepaskę.
-Aha! I co? Ma nawet tylko jedno oko!
Ford spojrzał w żółtą tęczówkę chłopaka. Przecież to chyba niemożliwe, żeby tak okropnie się pomylił! Chyba, że... Jego wątpliwości prysły jak bańka mydlana, gdy na wargach chłopaka wykwitł diabelski uśmiech.
-Och, IQ, z twoim wzrokiem na starość robi się coraz gorzej. Ale cóż, starość nie radość.
Stanford zachłysnął się powietrzem.
-Cco?! Jak?- zdołał tylko wydukać.
-No co, nie poznajesz starego przyjaciela?- Bill pochylił się i wziął na ręce Mabel, która patrzyła na niego z wyrzutem. Może za dużo ostatnio oglądał tych ludzkich filmów, bo niczym typowy złoczyńca ze złowieszczym uśmiechem głaskał kota na oczach swoich wrogów.
-Znowu ty? Czego tu szukasz? I co zrobiłeś z Mabel?!- Stan już zacierał pięści, gotów w każdej chwili przyłożyć blondynowi.
-Och, znowu te niewygodne pytania. Wymyślilibyście coś lepszego, to się robi nudne. Zróbmy coś ciekawszego! - klasnął w dłonie i przed nimi pojawił się lewitujący stolik oraz cztery krzesła -Zagrajmy w grę. Wy możecie zadać mi pięć pytań, ale na każde z nich odpowiem tylko tak lub nie.
-A ty co niby będziesz z tego miał?- zapytał Dipper.
-Uznajmy to za dobry uczynek, taką małą rekompensatę za te kilka lat kiedy się ze mną użeraliście.
Ford i Dipper popatrzyli na siebie niepewnie. Co jeśli Bill znowu próbuje ich nabrać? Z drugiej strony mieli tylko dwie opcje: zgodzić się i być może uzyskać informacje na którym im zależało, lub wrócić do kuchni i udawać, że nic się nie stało. Tylko jeśli wybiorą ten drugi wariant, to zapewne stworzą demonowi łatwą ścieżkę do realizacji jego planu, jaki by on nie był. Prawie niezauważalnie oboje skinęli głowami.
-Zgoda- rzucił Stanford, a Bill aż podskoczył z radości -Ale zanim zaczniemy, co z Merry i Gregiem?
-Spokojnie, Szóstak, zająłem się tym. Czas w tym domu stoi, dopóki ja nie rozkażę, żeby ruszył. To co, stoi?- wyciągnął rękę w stronę mężczyzny.
Ten zawachał się przez chwilę, ale po chwili uścisnął ją. Zapłonął niebieski płomień, a Bill, śmiejąc się demonicznie, wzniósł się kilka stóp nad ziemię. Po chwili jednak opadł znowu na trawę i odchrząknął.
-Wybaczcie, stare przyzwyczajenia dają o sobie znać- odsunął jedno z krzeseł i usiadł na nim -Zapraszam, siadajcie, chyba, że macie zamiar stać do końca naszej małej zabawy.
Dipper szybko usadowił się na krześle, które od razu podleciało do góry, na wysokość na której znajdował się stolik. Ford i Stan po chwili również usiedli na swoich krzesłach.
-To co- demon pstryknął palcami i znajomy Fordowi niebieski dzbanek z jednym okiem zaczął nalewać herbatę do filiżanek -Ja mogę zaczynać.
-Nadal nie zrezygnowałeś z herbaty, Bill?- Ford uniósł brew.
-Nie, to jeden z nielicznych dobrych wynalazków ludzkości. Chociaż zmieniłem ciut swoje preferencje, przerzuciłem się na zieloną.
Stanford, który znał Billa na tyle dobrze, że wiedział, że co jak co, ale herbata na pewno nie jest zatruta, szybko sięgnął po swoją filiżankę. Dipper ufał w zdolności wujka, więc poszedłem w jego ślady. Tylko Stanley niepewnie szturchał swój kubek palcem.
Bill odchrząknął i rozpoczął uroczystym głosem :
-Zanim rozpoczniemy, chciałbym jeszcze wspomnieć o jednej zasadzie, żeby potem nie było pewnych... nieścisłości. Nie ma wycofywania ani zmieniania pytań. Każde pytanie, które wypowiecie w trakcie gry się liczy. Zrozumieliście?
-Dobrze, mam już pierwsze pytanie- odezwał się Stanford. Gdy tylko wypowiedział to zdanie, przed nimi pojawił się mały licznik, wyświetlający liczbę pięć. Ford jednak nawet tego nie zauważył, bo w skupieniu starał się odczytać coś z jego rozradowanej twarzy -Czy masz co do nas jakiś plan, który ma na celu nas skrzywdzić?
Demon zachichotał, a liczba na liczniku natychmiastowo zmieniła się na czwórkę.
-Dokładnie czegoś takiego się po tobie spodziewałam, szóstak. Zawsze prosto do setna. Ale dla twojej informacji, ja zawsze mam jakiś plan.
Stan uderzył dłonią w stół i gdyby nie to, że filiżanki lewitowały w powietrzu, to na pewno teraz leżały by na ziemi, rozbite w drobny mak.
-Co to ma być? Miałeś odpowiadać jasno, tak lub nie, a nie robić z tego jakieś łamigłówki. To miało być tak?
Ku zaskoczeniu ludzi siedzących przy stole, czwórka zmieniła się na trójkę.
-Łamiesz zasady, Bill! Tu nie było żadnego pytania!- krzyknął oburzony Dipper.
-Ja? Łamię zasady? Praktycznie rzecz biorąc, robię wam przysługę, bo tu były dwa pytania: 'Co to ma być?' i 'To miało być tak?'. Każde pytanie się liczy. To był wasz błąd, nie mój, a za każdy błąd trzeba zapłacić.
Dipper westchnął, ale nie narzekał. Za to po chwili odezwał się, zadając najbardziej męczące go pytanie:
-Czy Mabel żyje?
-Owszem, żyje, i ma się względnie dobrze- odparł blondyn obojętnie. Wszyscy odetchnęli, lecz nagle w oczach demona pojawił się niepokojący błysk -Dopóki zabawa nią mi się nie znudzi.
Gryf fuknął z oburzeniem. Spokojnie, przecież wiesz, że tylko żartuję. Ja też chcę mieć z tego trochę zabawy, powiedział do Mabel w myślach.
Niespodziewanie kolejne pytanie zadał Stanley.
-Czy wszystko, co mówiłeś przy stole, było kłamstwem?
-Cóż, to bardzo mądre pytanie, jak na kogoś takiego jak ty- Stan zacisnął szczękę -Ale z radością na nie odpowiem. Tak, przez prawie cały czas kłamałem. Ale zgodnie z moją zasadą: póki nikt nie wie, że kłamiesz, to mówisz prawdę.
Przy stole nastąpiła cisza. Pinesowie zastanawiali się, jak wykorzystać ostatnie pytanie. Licznik nieubłaganie wyświetlał tylko jedną szansę. Zanim jednak Dipper i Ford zdążyli go powstrzymać, Stan zapytał:
-A więc czym jest ten kot?
Stanford syknął z oburzeniem.
-Stanley, zmarnowałeś naszą ostatnią szansę! Kogo obchodzi jakiś kot, gdy nie wiemy co grozi naszej siostrzenicy?!
Bill zachichotał.
-Dziękuję za miłą zabawę, ale ja już będę się zbierał- demon klasnął i jego krzesło opadło miękko na ziemię. Reszta krzeseł powoli podążyła jego śladem.
-Ej, a ty gdzie się wybierasz?!- warknął Stan, zeskakując na ziemię i łapiąc Billa za kaptur jego bluzy -Nie odpowiedziałeś na moje pytanie!
-No, staruszku, widać nie słuchałeś uważnie. Mogę odpowiedzieć tylko tak lub nie, a twoje pytanie zdecydowanie wymaga dłuższej odpowiedzi- Bill wzruszył ramionami i wyszarpał swój kaptur. Z obojętnością ruszył do chatki, lecz w pewnym momencie przystanął i odwrócił głowę -Niech będzie, zrobię dla ciebie wyjątek. Ta kotka nie jest czym, lecz kim. Macie przed sobą waszą zgubę, waszą ukochaną gwiazdeczkę.
I odszedł, z Mabel w ramionach, zostawiając zebranych z tym, czego właśnie się dowiedzieli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro