Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XIII.

Wszystko do mnie wróciło. Powróciłam myślami do ostatniego momentu sprzed chwili, kiedy straciłam wspomnienia.

Siedziałam na podłodze. W złości uderzyłam głową o umywalkę i patrzyłam na kałużę krwi na podłodze. Billowi udało się wyłamać zamek w drzwiach i teraz stał tam, tuż obok mnie, patrząc z przerażeniem na to, co ze sobą zrobiłam.

A ja tylko uśmiechałam się, patrząc Billowi prosto w twarz.

- Miałeś rację! - powiedziałam, śmiejąc się. - Ból jest naprawdę zabawny!

I śmiałam się, szaleńczym, nieludzkim śmiechem, aż straciłam przytomność.

* *  *  * *

Odsunęłam się od Billa, ale on i tak nie wypuszczał mnie ze swojego uścisku. Uśmiechnęłam się słabo i posłałam mu przepraszające spojrzenie za to, co ze mną miał przez te ostatnie dni. A potem rzuciłam, tak po prostu:

- Ja też cię kocham, Bill.

Trudno opisać wybuch radości, jaki nastąpił. Najpierw Bill wybuchnął płaczem. Nie przestając tulić mnie i płakać zaczął się śmiać. Podniósł mnie do góry, tak, że żeby nie upaść musiałam złapać go za szyję. Sama zaczęłam się śmiać, ale tym razem był to zwykły, szczery i radosny śmiech.

* *  *  * *

Z uśmiechem wsunęłam stopy w kapcie.

Właśnie skończyłam ciepłą, relaksującą kąpiel. Przez godzinę siedziałam w wannie z pachnącą pianą i myślałam. Było mi niezwykle przyjemnie. Wcześniej wlałam do wody trochę płynów do kąpieli, dzięki czemu uzyskałam niesamowity zapach. Taka atmosfera idealnie nadawała się do rozmyślań.

Ubrałam się w szlafrok i poszłam do pokoju.

Mimo, że Bill nadal oficjalnie nie zwolnił mi łóżka, to postanowiłam je sobie przywłaszczyć. Nie mógł mi przecież tegorocznych zabronić, prawda? Ułożyłam się wygodnie i przykryłam moim mięciutkim, różowym kocem. Och, jak mi tego brakowało!

* *  *  * *

Leżałam na polanie porośniętej milionami malutkich, fioletowych kwiatków, i patrzyłam na promienie słońca przedzierające się przez zielone liście. Ktoś delikatnie głaskał mnie po włosach i wplatał w nie kwiaty. Było cicho i spokojnie.

W pewnym momencie atmosfera się zmieniła. Słońce zasłoniły czarne chmury, zaczął wiać zimny, przeszywający wiatr, a ręce, jeszcze przed chwilą tak delikatne i czułe, teraz wyciągnęły się w moim kierunku, gotowe by zacisnąć się na mojej szyi. Bez zastanowienia rzuciłam się w ciemność.

Biegłam, sama nie wiem gdzie, ale ktoś wciąż mnie gonił! Po chwili zaczęłam się męczyć. Coraz niezdarniej stawiałam stopy. Sekundę potem zahaczyłam stopą i runęłam jak długa na ziemię. Przeczołgałam się na plecy, by móc przynajmniej spojrzeć na mojego oorawcę. Gdy go w końcu zobaczyłam, z mojej twarzy odpłynęła cała krew.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro