LIV.
W tamtym momencie otworzyłam oczy. W mgnieniu oka wstałam na nogi i rozejrzałam się. Byłam w domu, w moim pokoju. Wszystko było takie samo... a jednak inne. Po chwili zorientowałam się, co jest nie tak. Rzuciłam się do szafy i gwałtownie ją otworzyłam. Drzwiczki z hukiem uderzyły o ścianę, a ja z szokiem wpatrywałam się w jej zawartość. Nic, tylko moje ubrania. Pobiegłam do komody - to samo. Zaczęłam zdesperowana biegać po całym domu, ale wszędzie spotykałam się z tym samym widokiem. Wszystkie rzeczy Billa zniknęły. Nawet nasze zdjęcie, które zrobiłam po pierwszej wyprawie na rolki, wyparowało. Stanęłam przed drzwiami, bojąc się je odtworzyć, bo sama nie byłam pewna, co za nimi zobaczę. W końcu odważyłam się nacisnąć klamkę. Pchnęłam je i spojrzałam na świat na zewnątrz. Miałam rację, moje podejrzenia się potwierdziły. To była ta sama noc, kiedy ponownie po kilku latach zobaczyłam Billa. Tylko, że tym razem jego tam nie było.
Wpatrywałam się w przestrzeń, w liście unoszone przez wiatr i szalejącą na niebie burzę. Wszystko było tak jak wtedy - wszystko poza jednym szczegółem. Demon się nie pojawił.
Zgarbiłam ramiona i pochyliłam się. Trzesąc się cała opadłam na kolana i schowałam głowę w ramionach. Wzrok zaczął mi się rozmazywać, ale nie wiele mnie to obchodziło. Mogłam się domyślić, że tak to się skończy. Oboje wiedzieliśmy, że Bill kłamał. Nie byłam dla niego tylko zabawką, jednorazową przygodą. Przeżyliśmy razem zbyt wiele, żebym mogła wyrzucić to wszystko w błoto. A jednak on to zrobił. Jedno pstryknięcie palców wymazało go kompletnie z mojego życia. Dlaczego to zrobił? Dlaczego to zrobił...? Dlaczego tak łatwo pozbył się tego wszystkiego, co nas łączyło...?
Zaczęłam się trząść z powstrzymywanego płaczu. Nie chciałam płakać, nie chciałam rozpaczać, ale czułam zbyt wielki ból. W spazmach łkania zacisnęłam palce na mojej koszulce. Poczułam pod nią jedna, nierówną wypukłość i szybko sięgnęłam pod materiał. Oddychałam ciężko, a przez wszystkie emocje, które mnie przepełniały, moje ruchy były gwałtowne i niezdarne, ale w końcu udało mi się zacisnąć palce na łańcuszku, który miałam na szyi. Pociagnęłam za niego i wyciągnęłam go razem z drobnym drobnym kawałkiem metalu, który był na nim zawieszony. Przez chwilę kurczowo trzymałam go w zaciśniętych palcach, po czym, trzęsąc się cała, spojrzałam na to, co trzymałam w dłoni. Ten malutki przedmiot wywołał przypływ radości, który nagle wypełnił moje ciało, od stóp aż po czubek głowy. Łańcuszek z wisiorkiem w kształcie trójkąta. Jedyna rzecz, która nie zniknęła razem z wszystkimi innymi śladami obecności chłopaka. Został na mojej szyi, taki sam, niezmieniony, jakby tkwił tam od zawsze. Nadal klecząc w progu mojego domu, zaczęłam się zastanawiać. Czy Bill popełnił jakiś błąd, zaklęcie nie zadziałało tak, jak powinno? Dosyć szybko odrzuciłam tę myśl . Cokolwiek by nie mówił Kill, magia Billa żadko zawodziła. W moim życiu zdarzyło się też zbyt wiele, na pozór nie związanych ze sobą wydarzeń, żebym mogła uwierzyć w coś takiego jak ,,tylko przypadekʼʼ. Nie. On musiał chcieć, żeby coś po nim pozostało.
Westchnęłam i wstałam z kolan, tylko po to, żeby za chwilę usiąść. Musiałam pomyśleć, to nie mogło poczekać, a może chłodne, jesienne powietrze, unoszące się na dworze, chociaż trochę pomoże mi się skupić.
Siedziałam tak, czując myśli galopujące przez moją głowę, starając się domyśleć, co mogło chodzić po głowie Billowi. Pomimo moich wysiłkówki, nie udało mi się jednak dojść do żadnych przełomowych odkryć. Wiedziałam, że Bill kłamał. Nie mogłam uwierzyć, żeby mu po prostu na mnie nie zależało. Jedyne więc, co pozostało mi, to sądzić, że z wisiorkiem łączyło go zbyt wiele wspomnień. To była jedyna rzecz, która jeszcze łączyła go ze mną. O ile nie wyrzucił jeszcze swojego.
Warknęłam i opadłam na kolana, przecierając moje, czerwone od płaczu oczy.
- I po co było mi wiązać się z demonem...
* * * * *
Stado ptaków wzbiło się do lotu, spłoszone nagłym hałasem. Blondyn szedł piaszczystym brzegiem jeziora, od czasu do czasu kopiąc nadarzający się kamień. Sam nie widział, gdzie mógłby pójść - cofnął czas, a więc znalazł się w rzeczywistości sprzed prawie roku. Jego wymiar nadal go nie znosił, a ten świat nienawidził. Zostawił Mabel, a więc sam pozbawił się osoby, do której mógłby się udać. Postanowił więc udać się w pierwsze miejsce, jakie przyszło mu na myśl - Gravity Falls. Ta pora roku nie była już tak słoneczna i atrakcyjna jak lato, więc nie powinien już spotkać żadnych turystów. Bez nich też miasteczko zamierało, a więc miał szansę na chwilę spokoju, z dala od ludzi.
Trzymał ręce w kieszeniach, mimowolnie zaciśnięte w pięści. Żałował swojej decyzji, to było oczywiste, ale nie mógł postąpić inaczej. Sam, umyślnie czy nie, sprowadził na jedyną osobę na której mu zależało więcej krzywd, niż wciągu całego jej dotychczasowego życia. Zdawał sobie sprawę, że tym, co zrobił, sprawił zarówno jej, jak i sobie, ogromny ból, ale nie mógł z nią zostać, bo mógłby skrzywdzić ją jeszcze bardziej. Czuł się rozdarty między dwoma opcjami, a każda z nich krzywdziła Mabel. Mimo, że już podjął decyzję, to sam nie był pewien czy postąpił dobrze.
Zatrzymał się nagle, przerywając rozmyślanie. Kolejny już raz szedł bez celu w tym samym kierunku. Zirytowany samym sobą, postanowił, że zrobi coś innego. Wziął kilka głębokich wdechów, żeby uspokoić oddech, i z łatwością wszedł na taflę wody. Chodzenie po wodze nie było dla niego żadnym problemem. Większość demonów potrafiła latać lub przynajmniej unosić się w powietrzu, a umiejętność balansowania na powierzchni wody zdobywało się w kilku pierwszych tysiącleciach życia. Uśmiechnął się do siebie i przez chwilę zaczął nawet żałować, że żaden naiwny człowiek go teraz nie widzi. Chciałby zobaczyć minę jednego takiego człowieczka, gdyby go teraz zobaczył. W końcu, z tego co słyszał, jeden z ich bogów posiadał taką umiejętność! Swoją drogą, ten 'Bóg', którego w którego sporo ludzi wierzy, to dosyć ciekawa historia. Z opowiadań wynika, że znał kilka podstawowych zaklęć, a to już wystarczyło, żeby zachwycić pokolenia i uczynić je sobie podanymi. Musiał być co najmniej pół demonem, albo inną magiczną istotą. Bill był pełen podziwu dla niego - nawet nie licząc tego, że ludzie w tamtych czasach byli dużo głupsi i bardziej prymitywni, to trzeba przyznać, nieźle się gostek ustawił.
W ten sposób Bill doszedł do wyspy na środku jeziora. Nie miał nic lepszego do roboty, więc postanowił się trochę rozejrzeć. Ponoć w tej okolicy bliźniaki znalazły kiedyś potwora morskiego, przynajmniej tak wynikało z opowiadań Mabel, ale one były raczej mocno podkoloryzowane. Spacerował tak przez chwilę, jednak nie znalazł nic ciekawego. Jedyne, co rzuciło mu się w oczy, to stare pnie drzew, które faktycznie mogły wyglądać z daleka jak głowa potwora. To jednak nie przykuło uwagi blondyna na więcej niż kilka sekund, więc wrócił na brzeg wysepki i usiadł na piasku. Po chwili zdjął buty, by zanurzyć stopy w wodzie. Była zimna, co dosyć oczywiste, zważywszy na panującą temperaturę, ale jak zwykle zapomniał, że ludzkie ciało jest dużo bardziej wrażliwe. Dlaczego właściwie jeszcze w nim był? Mógł tak łatwo zmienić formę i wrócić do swojego demonicznego kształtu. Chyba zdążył się już po prostu przyzwyczaić, że jest właścicielem ludzkiego ciała i z biegiem czasu nawet mu to odpowiadało. Zamyślony przesuwal ręce w kieszeniach. Nawet nie zwracając na to uwagi, zachaczył palcami o jakichś przedmiot. Zdziwiony chwycił i go i wyciągnął, by móc mu się przyjrzeć. Na jego twarzy natychmiast wykwitła złość, gdy zorientował się, co właśnie trzyma. Wisiorek w kształcie złotej gwiazdeczki, stanowiący parę do tego, który posiadała Mabel. Z wściekłością wykonał zamach i wrzucił drobiazg do wody. Odwrócił się bezwiednie i miał zamiar odejść, ale coś trzymało go w miejscu. Stał, wpatrzony przed siebie, aż nagle obrócił się i z desperacją zaczął szukać wisiorka w wodzie. Woda przy brzegu była bardzo płytka, więc po kilku pełnych napięcia minutach udało mu się go odszukać. Z ulgą zawiesił łańcuszek na szyi i wyszedł z powrotem na brzeg.
Zacisnął palce na wizerunku spadającej gwiazdy i powiedział z ulgą:
- Teraz już wszystko musi być dobrze.
Niespodziewanie usłyszał męski głos, którego właściciel znajdowali się za jego plecami.
- Śmiem w to wątpić - usłyszał.
Obrócił się, tylko po to, żeby zobaczyć lufę pistoletu, znajdującą się tuż przed jego nosem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro