Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

L.

Za mną stały dwa demony. To chyba były demony, a nie demonice, tak? Z resztą, patrząc po tym, co mówił Kill, to i tak wszystko jedno. Oba nie wyglądały na najsilniejsze, szczerze mówiąc bardziej przypominały niewyrośniętych nastolatków z burzą hormonów. Jeden z nich był chudy i wysoki, miał szarą, chropowatą skórę, wyglądającą jak papier ścierny i długie, zakręcone rogi. Drugi był trochę niższy i miał lekko przysadzistą posturę. Ogólnego wyglądu wale nie poprawiał jego wyłupiaste, śluzowate gałki oczne, poruszające się we wszystkie strony jak u kameleona i rozdwojony język, który w nieapetyczny sposób zwisał z jego paszczy. Wzdrygnęłam się z obrzydzeniem.

- Co taka ładna dziewczynka robi sama na mieście? - rzucił ten wyższy, kładąc rękę na biodrze. - Gdybyśmy cię nie spotkali, jeszcze jakieś nieprzyjemne typy mogły by się do ciebie przyczepić. Nie wiadomo, co mogło by się wtedy stać, prawda, Mike?

Niższy demon oblizał swoje obślizgłe wargi.

- Dokładnie. Te uliczki nie są zbyt bezpieczne, zwłaszcza rano, panienko.

Wciągnęłam nosem powietrze. Tym wyrostkom wydawało się, że są jakimiś królami ciemnej strony miasta. No proszę, przecież w przeliczeniu na ludzkie nie będą mieli więcej niż piętnaście lat!

- Tak się składa, że właśnie szłam odwiedzić mojego chłopaka - skłamałam. - Niestety, nie znam za dobrze tego miasta, przyjechałam z daleka, więc pomyliłam drogę i przez przypadek zabłądziłam tutaj. Więc czy moglibyście zrobić trochę miejsca, żebym mogła przejść, chłopcy?

Demony spojrzały po sobie, po czym przeniosły spojrzenia na mój biust. Naprawdę, to już się zaczyna robić boleśnie denerwujące! Wiem, że ten cały okres dojrzewania nie jest łatwy, ale mogli by się chociaż trochę opanować!

- Nie sądzę, panienko - powiedział ten wyższy i zaczął do mnie podchodzić. - Coś mi się wydaje, że próbujesz nas nabrać. A my nie lubimy, kiedy ktoś jest z nami nieszczery.

Gruby demon podążył jego śladem. Cofnęłam się o kroku do tyłu. Może i nie należeli do mięśniaków, ale mieli po swojej stronie magię. Czyli coś, na co ja niestety nie mogłam liczyć. Cofnęłam się jeszcze trochę, aż poczułam za swoimi plecami twardą ścianę. I to by było na tyle z mojego sprytnego planu ucieczki przed Killem. Byli już bardzo blisko, kiedy postanowiłam spróbować. Szybko wyciągnęła przed siebie dłonie, licząc, że chociaż trochę się obronię. Ku mojemu zaskoczeniu, wokół moich palców zalśniła słaba, różowa mgiełka, która pomknęła w stronę niższego demona, przewracjąc go n ziemię. Drugi stanął w miejscu, przecierając ze zdumienia oczy. Nie czekałam, aż dojdziesz do siebie i pobiegłam przed siebie.

Co to było? I skąd się wzięło? Myśli przecinały moją głowę, nie dając mi spokoju. Zajmę się nimi później, teraz muszę znaleźć jakieś bezpiecznejsze miejsce. Jak na zawołanie zauważyłam, że boczne wejście do pobliskiego budynku jest otwarte. W okolicy nie było nikogo, więc szybko weszłam przez drzwi i zaczęłam wbiegać po schodach. Znalazłam się na dachu, z którego roztaczał się widok na spokojne, śpiące jeszcze miasto. Odetchnęłam z ulgą i usiadłam na murku, który odgradzał mnie od krawędzi dachu. Tutaj powinnam być bezpieczna, przynajmniej na chwilę.

Siedziałam tak, sama nie wiem jak długo. Mogło równie dobrze minąć kilka minut, jak i kilka godzin. Miasto szybko zaczęło budzić się do życia i demony wszelkich kształtów i kolorów ruszały do swoich codziennych zajęć. Niby tak bardzo się różnimy - my, ludzie i demony, a jednak mamy wiele wspólnego. W końcu, po długim czasie oczekiwania usłyszałam ten długowyczekiwany przeze mnie dźwięk. Odwróciłam głowę, słysząc tupot stóp.

- Długo zamierzasz tutaj siedzieć? - Kill przekrzywił głowę.

Spojrzałam na niego beznamiętnie. Postawił kilka kroków w moim kierunku, a ja wstałam, gotowa rzucić się do ucieczki. Czułam się jak zając w lesie pełnym drapieżników. Z każdej strony czeka zagrożenie, a jedyne, co mogę zrobić, to uciekać. Kill stanął w miejscu i wyciągnął przed siebie ręce.

- Nie, poczekaj - powiedział. Posłałam mu pełne wątpliwości spojrzenie. - Chcę porozmawiać.

No, to było coś nowego. Usiadłam i przesunęłam się, żeby zrobić dla niego miejsce na murku. Po chwili wahania usiadł i zapatrzył się na miasto. Siedzieliśmy tak, w ciszy, rozkoszując się widokiem. Panowało milczenie, ale nie był to ten jego niewygodny, krępujący rodzaj. To był pewien rodzaj ciszy, którego każde z nas potrzebowało. Po tylu obelgach i czasie spędzonym na wzajemnym dogryzaniu sobie, miło było przez jakiś czas się nie odzywać. W końcu, Kill odwrócił wzrok w moją stronę. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się delikatnie.

- Wiedziałam, że mnie znajdziesz. Czekałam tylko kiedy.

Patrzył na mnie przez chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- Już rozumiem, co Bill w tobie widzi - rzucił i westchnął głęboko.

Poczułam się odrobinę pewniej, lecz postanowiłam się nie odzywać o czekać, aż demon postanowi powiedzieć coś więcej. Nie rozczarowałam się, bo już po chwili usłyszałam jego kolejną wypowiedź.

- Wiesz, on zawsze był uważany za lepszego. Idealnie po środku - zaczął mówić. - Najpierw byłem ja. Przez kilka tysięcy lat żyłem sobie spokojnie. A potem pojawiły się bliźniaki.

Zamrugałam oczami. Chwilę zajęło mi, żeby przypomnieć sobie, że w końcu Will i Bill są bliźniętami. Kill nie zwracał uwagi na moje zdziwienie i kontynuował.

- Ja byłem ponoć zbyt dziki. Tak zły, że aż nie do opanowania. - W duchu przyznałam rację tej opinii. Patrząc na to, co Kill robi teraz, to nie chcę wiedzieć, jak zachowywał się jako dziecko. - Will za to, był zbyt słaby. Był i pewnie nadal jest okropnie słodki i miły dla wszystkich. Jak wielkie dziecko. I do tego ciągle się mazał.

Czerwonowłosy urwał i spojrzał na horyzont.

- Według rodziców, Bill od zawsze był idealny. Zły, ale posłuszny. Syn jakiego zawsze chcieli mieć. A ja? Zostałem zepchnięty na margines. Nikogo nie nie obchodziło, że jestem starszy. To Billem był tym idealnym synem, którego chcieli mieć. Nie ja.

Zagryzłam wargi. Czyli nawet życia tak potężnych istot, jak demony, nie zawsze jest łatwe.

- Ale mimo wszystko postanowiłem się z nim dogadać. W końcu byliśmy braćmi. I faktycznie, wkrótce trzymaliśmy się razem, we trójkę. Byliśmy zgranym zespołem. Kiedy Bill powiedział, że odchodzi, miałem mieszane uczucia. Byłem zły, że zostawia mnie z tym wszystkim, jednak z drugiej strony liczyłem, że dzięki temu to ja znowu będę najważniejszy. Szybko okazało się, że się myliłem. Rodzice zaczęli obwiniać mnie za jego działania. I co miałem? Tylko problemy, bo przez ten cały bajzel, który stworzyliśmy, bawiąc się w złodziei, nikt nie patrzył na mnie przychylnym okiem.

Uderzył pięścią w kamień muru. Podskoczyłam, zaskoczona nagłym działaniem.

- Więc kiedy nadarzyła się okazja, postanowiłem ją wykorzystać. - powiedział. Jego głos stał się inny, bardziej gardłowy i przepełniony nienawiścią. - On zabrał mi prawie wszystko, zabrał mi moją szczęśliwą przyszłość, więc postanowiłem zabrać coś, co należy do niego. Chciałem zabrać mu ciebie.

Wstrzymałam oddech. Patrzył na mnie z obłędem w oczach. Nie wiedziałam już, czy to co mówi jest prawdą czy kłamstwem. Wyglądał, jakby został całkiem opanowany przez szaleństwo. Był gotowy na wszystko. I nagle, wbrew moim myślom, Kill zamknął oczy i odetchnął głęboko.

- Nie zrobię tego. Nie mogę.

Siedziałam z otwartymi ustami, nie wierząc w to co usłyszałam.

- Nie mogę - powtórzył. - Nie jestem potworem. Poza tym, nic mi to nie da. Nie zwróci czasu, który zmarnowałem - rzucił, i schylił się po puszkę, która leżała pod naszymi stopami.

Wziął ją do ręki, po czym podrzucił i kopnął tak, że poleciała na ulicę. Obserwowałam to w milczeniu, próbując przetrwić sens jego wypowiedzi. W końcu odezwałam się.

- Dziękuję - rzuciłam.

Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.

- Nie ma za co. To raczej ja powinienem być ci wdzięczny za pilnowanie tego debila przed wpakowaniem się w kolejne kłopoty.

Uniosłam kącik ust w krzywym uśmiechu.

- Tak? Patrząc na naszą obecną sytuację, nie byłabym tego taka pewna.

Oboje zachichotaliśmy. Kill usiadł obok mnie, tym razem spokojny, nadal z cieniem uśmiechu na ustach.

- Nie martw się. Kiedyś znajdziesz tą jedyną, której oddasz serce - powiedziałam, gestykulując zawzięcie, by dodać charakteru temu, co powiedziałam.

- Nie jesteś trochę zbyt dramatyczna? - parsknął. - Życie nie jest jak książka, w której zawsze wszystko dobrze się kończy.

Wzruszyłam ramionami.

- Co ja poradzę, jestem urodzoną optymistką.

Kill spojrzał na swój nadgarstek, na którym widniał niezauważony przeze mnie wcześniej zegarek.

- Niedługo będzie dziesiąta. Co zamierzasz zrobić z tym czasem, który nam jeszcze został? - spytał.

- Co powiesz na to, żeby spędzić go razem, dobrze się bawiąc, jak człowiek z demonem? I mam tu na myśli mój rodzaj dobrej zabawy

Podniósł brew, szczerząc zęby.

- Chętnie zobaczę, co masz na myśli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro