Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXVIII.

-Nieeee! Pomocy!

-krzyczałam ile sił w płucach -Pomocy! Chcę się stąd wydostać!!!- dławiłam się własnymi łzami, ale nie przestawałam krzyczeć -Nieee, nie chcę tak zginąć!

Rzucałam się na wszystkie strony, ale to nic nie dawało. Ciągle walczyłam z płomieniami, ale one nie chciały ustąpić. Czułam, jak płonę. Próbowałam z tym walczyć, ale to nic nie dawało. Nie miałam już sił i musiałam się poddać.

Przełknęłam ślinę i zamknęłam oczy, pogodzona ze swoim losem. Wtedy wszystko zaczęło się uspokajać. Płomienie powoli gasły i zaczęły do mnie dochodzić jakieś krzyki.

-Mabel!- krzyczał jakiś głos-Mabel, ocknij się! Jestem tu, Mabel! Uwolnij się z tego! Nic się dzieje, to wszystko jest w twojej głowie!

Ogień był coraz słabszy, a ja coraz bardziej zaczęłam orientować się, co się wokół mnie dzieje. Po chwili zobaczyłam twarz klęczącego przy mnie chłopaka, a kiedy płomienie całkowicie zgasły moje myśli znów zaczęły biec właściwym torem.

-Bbill!- wydusiłam -Cco...

Próbowałam zapytać, ale przerwał mi i jak zwykle, kiedy był zdenerwowany, zaczął mówić jak najęty.

-Przepraszam, to wszystko moja wina! Ale nie było innego sposobu, wiesz, że nie mógłbym skrzywdzić tego smoka! A co, jeśli to byłaby twoja wersja? Jeśli ona zostałaby zabita, to ty też musiałabyś zginąć! Takie są prawa wszechświata! Ale nie powinienem cię tak narażać, przecież musiało istnieć jakieś inne wyjście...

-Bill...- zaczęłam mówić, lecz on mnie nie słuchał, więc wrzasnęłam -BILL!

Zwrócił na mnie uwagę, więc powiedziałam spokojnie:

-Wytłumacz mi co tu się stało, powoli.

Wziął głęboki wdech i zaczął opowiadać.

-Przepraszam, że przeze mnie musiałaś przez to przechodzić- uniosłam brew, więc kontynuował -Nie mogłem w żaden sposób zaatakować tego smoka, bo tak jak ci mówiłem, to mógłby być ktoś, kogo znamy. Nie wspominałem ci o jeszcze jednym prawie obowiązującym we wszechświecie. Jeśli dana osoba zostanie zabita w jednym wymiarze, to jej odpowiedniki we wszystkich innych też muszą zginąć. Dlatego atakując smoka narażałbym ciebie i wiele innych osób na ogromne ryzyko. Nie mogłem również otworzyć portalu, bo nie było na to dobrego miejsca, poza tym smok utrudniałby nam dotarcie do niego, a co gorsza mógłby sam przez niego przejść, więc jedyną opcją, żeby nas wydostać była teleportacja. Jak wiesz, my, demony znikamy w płomieniach. Niestety te płomienie mają okropny wpływ na ludzi. Dosłownie palą wasz umysł, dlatego przenoszenie cię w ten sposób było bardzo ryzykowne. Bałem się, że cię straciłem, kiedy upadłaś na trawę i zaczęłaś się rzucać, krzycząc. Przeraziłem się i próbowałem cię wybudzić z tego transu, ale to nic nie dawało. Dopiero po piętnastu minutach się uspokoiłaś.

Kiedy skończył mówić, odetchnęłam głęboko. Sporo informacji to przetrawienia, jak na jedną rozmowę.

-Mam jedno pytanie- powiedziałam po chwili.

-Tak?- rzucił demon, już dużo spokojniejszy.

-Skoro teleportacja demonów spala umysł każdego człowieka, to dlaczego w ogóle żyję?

Umilkł, a uśmiech, który powoli wstępował na jego wargi momentalnie się ulotnił.

-Ja... nie mogę ci powiedzieć- wyszeptał -Pamiętasz tę noc, gdy miałaś koszmary, a kiedy się obudziłaś zobaczyłaś mnie stojącego nad tobą?

Niepewnie pokręciłam głową.

-No wiesz, wtedy, kiedy... my... pierwszy raz...- wyjąkał i spojrzał w bok.

Zaczerwieniłam się cała ale przytaknęłam:

-Ttak, już pamiętam.

-Wtedy rzucałem na ciebie zaklęcie.Nie mogę ci powiedzieć jakie i dlaczego, ale obiecuję ci, że kiedyś się tego dowiesz- spojrzał mi w oczy -Obiecuję, że kiedyś się dowiesz, co to było, ale proszę, zaufaj mi i na razie mnie o to nie pytaj.

Patrzyłam w jego żółtą tęczówkę z zamyśleniem.

-Dobrze- odparłam -Ufam ci.

Odetchnął z ulgą.

-To dobrze. A teraz rozejrzyj się- spojrzałam w kierunku, który wskazywała jego ręka.

Znajdowaliśmy się w wymiarze, w którym wszystko było w najróżniejszych odcieniach zielonego lub żółci. Obok biegła mała, turkusowo-zielona rzeczka.

Umyj się w strumieniu, a ja wrócę za chwilę. Nie będę ci przeszkadzał- odezwał się Bill -I tym razem nie zapomnij uprać ubrań. Nie możemy znowu ryzykować.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro