Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XL.

Mijały dni, tygodnie, a nawet miesiące. Nim ktokolwiek zdążył się obejrzeć, nadszedł koniec marca. Nic jednak się nie zmieniało, a sytuacja Mabel nie uległa żadnej poprawie. Rany na jej łapie nie chciały się goić, kilka razy wdarło się zakażenie, i nie wiadomo, jak by się to skończyło, gdyby Bill nie wyleczył ich swoją magią. Nie mówiąc już o tym, że Mabel nadal pozostawała w forme gryfa. Demon już płynnie odczytywał jej piski, więc nie mieli większych problemów z porozumiewaniem się, co nie znaczy, że wszystko szło gładko.

Pewnego ranka Bill obudził się z bólem głowy. Poprzedniego dnia poszedł do szkoły Mabel, starając się wytłumaczyć nauczycielom jej prawie dwumiesięczną nieobecność. Kilka godzin zajęło mu wykłucanie się z zaciętym dyrektorem. Musiał przy tym skłamać, że jej rodzice przebywają obecnie za granicą i nie ma z nimi kontaktu, a sam podać się za jej brata. Nie było łatwo, a do domu wrócił z teczką pełną prac, które Mabel musiała nadrobić.

Przetarł dłonią oczy. Słońce świeciło mu prosto w twarz, więc obrócił się na drugi bok. Już miał zamiar zasypiać ponownie, gdy usłyszał tuż nad swoim uchem:

-Wstawaj, jestem głodna

Jęknął przeciągle.

-Mabel, ile razy mam ci powtarzać? Jedzenie dostaniesz, kiedy się wyśpię. Poza tym nie piszcz mi do ucha...

Nagle blondyn zerwał się jak oparzony.

-Chwila moment, to nie był pisk! Mabel!

Rozejrzał się na boki szeroko otwartymi oczami, ale jedyne, co zobaczył, to małego gryfa, siedzącego na dole łóżka. Ze smutku opuścił ramiona.

-O... Musiałem się przesłyszeć- przeczesał palcami włosy -Ale skoro już i tak wstałem, to chodź na dół, dam ci śniadanie.

Zszedł po schodach, słysząc towarzyszący mu tupot czterech łapek. Otworzył jedną z szafek i wyjął z niej prostokątne pudełko. Patrząc na nie i sącząc kawę z kubka z napisem ,,Jednorożce żądzą!ʼʼ przypomniał sobie, jak ciężko było je zdobyć.

Mabel okazała się strasznie wybredne, nie chciała jeść żadnej z kocich karm dostępnych w supermarkecie. Nie pasowały jej też żywe myszy ani papużki, które kupił w zoologicznym (w końcu udało mu się namówić sprzedawcę, żeby przyjął je z powrotem). W końcu, pozbawiony nadziei i okropnie zmęczony, postanowił odwiedzić Willa. Po kilku kieliszkach wina opowiedział mu wszystko. Akurat w tym momencie obok pojawiła się Mabel Gleefull, która stwierdziła, że jeśli Bill chce, to może wziąć pudełko karmy dla ich kota. Oświadczyła, że Will sprowadza ją z innego wymiaru i nie ma we wrzechświecie stworzenia, któremu by ona nie podpasowała. Bill, choć nie był zbyt przekonany słowom Mabel, podziękował i wrócił do siebie. Jak się okazało następnego dnia, Mabel faktycznie pokochała karmę. Rozwiązał więc przynajmniej jeden problem.

Nasypał więc trochę karmy do miski i zamglonym wzrokiem opserwował jedzącego gryfa. Kiedy tylko Mabel przeżuła ostatniego chrupka zabrał miskę i włożył do zlewu. Umyje ją potem, przecież i tak może to zrobić jednym pstryknięciem. Tymczasem teraz poszedł sprawdzić skrzynkę na listy. Nie liczył się, że znajdzie jakiś list, w końcu codziennie znajdował tylko ulotki, ale wypadałoby sprawdzić. Zrobi to szybko i wróci do domu. Jak codzień sądzie na łóżku, weźmie komórkę Mabel i zaloguje się na jej Facebooka. Tak, widział jej niezadowoloną minę za każdym razem kiedy to robił, ale nie chciał siedzieć z założonymi rękami, więc przynajmniej poświęcał ten nadmiar wolnego czasu na poznawanie ludzkiej kultury. Z tymi myślami utworzył skrzynkę i zanurzył w niej rękę. Szybko przerzucił zawartość. Tak jak się spodziewał, ulotka z jakiejś restauracji, kupony z fastfooda, reklama sklepu... Poczuł pod palcami wyróżniający się rodzaj papieru i szybko przerzucił ulotki. Jego oczom ukazała się biała koperta zaawansowana do Mabel. Nie było nadawcy, ale sam list nie wróżył nic dobrego. Wrócił do domu i rzucił stertę papieru na stół. Nie zważając na ulotki i kubek, z którego pod wpływem gwałtownego uderzenia wylała się kawa, zabrał się do rozgrywania koperty. W środku znalazł idealnie złożoną kartkę papieru. Tylko okropny perfekcjonista tak bardzo uważał na każdy milimetr. Jego podejrzenia jeszcze bardziej nabrały na intensywności. Rozłożył papier i szybko przeleciał wzrokiem linijki starannego pisma.

Cześć Mabel!

Jak się czujesz? Mam nadzieję, że nie przydażyło ci się nic złego. Zwłaszcza, że przebywasz ostatnio w dosyć toksycznym otoczeniu. Obecnie mam wolne od szkoły i przebywam z wójkami w Tajemniczej Chacie. Piszę do Ciebie, bo zamierzamy, ja i wójkowie spędzić razem Wielkanoc. Nie uwierzysz, ale nawet nasi rodzice postanowili wziąć wolne. Musisz koniecznie przyjechać.

Czekający z niecierpliwością na odpowiedź,
Dipper

PS. Mam nadzieję, że brak nadawcy cię nie przestraszył. Wójek Ford uparł się, żeby nie podawać adresu. Mówi, że nie ufa listonoszom.

Typowy dla sosenki zwięzły i konkretny styl pisania i dopracowane litery nie pozostawiały wątpliwości. Tak jak się obawiał. Sytuacja wyglądała coraz gorzej. Nie może przyjąć zaproszenia, bo jak wyjaśni całej rodzińce Pinesów, że ich ulubienica nagle zmieniła się w gryfa? Ale nie może też odmówić. Stary szóstak w kilka sekund zorientuje się, że to nie jest styl pisania Mabel. A nawet jeśli nie, to pewnie na stare lata zrobił się takim paranoikiem, że sprawdzi list wszystkimi możliwymi wykrywaczami i raczej nie będzie zachwycony, kiedy odkryje ślady Billa. To się robiło coraz bardziej pogmatwane. Bill złapał się za głowę i jęknął przeciągle. Czemu życie musi być takie skomplikowane?! Nie miał siły o tym teraz myśleć. Przecież do Wielkanocy został jeszcze jakiś tydzień, zdąży coś wymyślić.

Nie wysilając się na posprzątanie stołu poszedł na górę i usiadł na łóżku. W jakiś nieznany nikomu sposób oglądanie ile czasu ze swojego krótkiego życia ludzie marnują na oglądanie w sieci zdjęć i filmików z kotami uspokajało go.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro