LIX.
Wystarczyło wpisać ostatnie kilka cyfr do skończenia kodu, nad którym pracowała. Wpisywała już ostatni wers kombinacji, kiedy w rogu jednego z ekranów wyskoczyło nowe okno. Odsunęła swoje krzesło od monitora, przy którym pracowała, i przesunęła je do sąsiedniego, po czym rzuciła okiem na reklamę i wróciła do pracy. Na jej ustach widniał jednak pewny siebie uśmiech. Zaczęło się, pomyślała.
Reklama, na pozór coś całkowicie niepozornego, była w rzeczywistości powiadomieniem, odebranym od małego robota umieszczonego w szybie wentylacyjnym.
Isabel zawsze dbała, żeby mieć kilka takich maszyn przy sobie. Wielkością dorównywały one małemu pajęczakowi, a specjalny projekt sprawiał, że nie wzbudzały podejrzeń, nawet w przypadku przypadkowego zniszczenia. Z każdą kolejną wersją Isabel tworzyła coraz to lepiej wyposażony model, a przyrządy potrzebne do tak prostej akcji jak ta znajdowały się w podstawowym wyposażeniu. Cóż, praca po złej stronie miała wiele zalet. Organizacja nie musiała się martwić o legalność swoich działań, dzięki czemu Godwin-Wen miała praktycznie nieograniczony budżet. Brak środków nie należał do rzeczy, na które mogłaby narzekać.
Tego ranka, zaraz po spotkaniu z demonem, dopilnowała, by kilka robotów wyruszyło w stronę szybu. Oczywiście, jego krata była przyspawana i dobrze zabezpieczona, ale dla tak małych urządzeń nie stanowiło problemu, by przecisnąć się przez nawet najmniejszą szparę. Tam, czekały tylko na odpowiedni moment, by rozpylić gaz. Zaraz potem miały dokonać samozniszczenia, kończąc tym samym zarówno zadanie, jak i swój krótki żywot. Ale czemu ona miałaby się tym martwić? To tylko maszyny. Miała tysiące takich jak one.
Poczuła lekkie drapanie w nozdrzach. Gaz został rozpylony. Uczucie było tak nikłe, że osoba nieświadoma sytuacji całkowicie by je przeoczyła. I to właśnie chodziło Isabel, gdy projektowała ten rodzaj broni. Gaz nie miał za zadanie zabijać, jedynie pozbawić ofiary przytomności, a więc gdyby miał ostry, charakterystyczny zapach, łatwo było by go zauważyć. Według planu, wszyscy pracownicy bazy powinni się obudzić za kilka godzin, lecz nie licząc silnych mdłości i migreny, nic im nie grozi. Pewnie kilku lepiej wyszkolonych agentów ochrony, i zapewne Szrama, kiedy już wróci, nie da się nabrać na jej małą sztuczkę, ale i tak, powinno to oszczędzić demonowi kilku przeciwników.
Poczuła, że zaczyna się robić słabsza. Traciła ostrość widzenia, świat zdawał się wirować. Uczucie było nieznośne, ale musiała być nieprzytomna, kiedy demon rozpocznie ucieczkę, żeby chociaż trochę zmniejszyć podejrzenia, które i tak padną na nią. Uspokoiła oddech i pozwoliła sobie odpłynąć. Powodzenia, pomyślała, tracąc resztki świadomości. Teraz jesteś zdany już tylko na siebie.
Biegł korytarzem ile sił w nogach. Słyszał za sobą głosy i nawoływania ludzi, porozumiewających się między sobą. Musiał znaleźć drogę ucieczki, to było w tym momencie najważniejsze. Ześlizgnął się po poręczy schodów i kontynuował bieg. Nie mógł ruszyć w stronę drzwi, one na pewno będą dobrze pilnowane. Zostały więc jedynie okna. Puścił się biegiem po starych dywanach zamku, nie miał pojęcia, gdzie zmierza, mógł jedynie liczyć na szczęście. Wychamował gwałtownie przed wielkimi, hebanowymi drzwiami. Musiały kosztować miliony, pomyślał. Skup się, skarcił się zaraz po tym. Jego magiau nie odnowiła sie jeszcze na tyle, żeby był w stanie otworzyć portal, ale wystarczyło mu jej, żeby stworzyć ognistą kulę, która zaczęła trawić drewniane drzwi.
- Szybciej! - krzyknął, patrząc z przerażeniem, jak wolno ogień pochłania drewno.
Nie miał na to czasu, musiał znaleźć inne wyjście. Dobiegł do kolejnych schodów i ponownie zsunął się na dół. Zobaczył długi korytarz, po którego bokach znajdowały się zakratowane szyby. Rzucił się w ich kierunku i zaczął szarpać kraty. Nie było mowy, żeby udało mu się je wyrwać. Usłyszał krzyki, których tym razem było o wiele więcej. Słyszał biegnacych w jego kierunku ludzi, ich ponaglające się wzajemnie głosy. Nie miał czasu na wachanie. Rozpalił niebieski płomień, który powoli zaczął topić metalowe pręty. Ściskał je jak najmocniej, pomimo bólu, jaki czuł, kiedy ogień lizał skórę na jego dłoniach, chcąc jak najbardziej przyśpieszyć proces. Po chwili, która wydawała się wiecznością, kraty w końcu puściły i odpadły od ramy. Odrzucił je na bok i rzucił ostatnie spojrzenie za siebie. Kilkunastu, dobrze zbudowanych ochroniarzy właśnie zbiegało ze schodów. Wziął głęboki wdech, po czym w rozbiegu uderzył w szybę.
Stare, zaniedbane szkło nie opierało się ciężarowi jego ciała. Czuł miliony odłamków, które przecinały jego i tak zrójnowane ubranie, a miejscami wbijały sie w jego ciało. Odruchowo zasłonił głowę ramionami, zanim doszło do upadku. Jego ciało przetoczyło się kilka kroków, zanim w końcu zatrzymało się na pokrytej gdzieniegdzie szorstką trawą, rozmiękłej ziemi. Czuł okropny ból w lewym ramieniu, czego należało się spodziewać po upadku z trzeciego piętra, ale nie mógł poświęcić mu cennego czasu. Stanął na nogi i zaczął biec, najszybciej jak mógł, w stronę widniejących na horyzoncie drzew.
Zamek znajdował się w dobrze przemyślanej z punktu widzenia 'The Choice' lokalizacji. Położenie na szczycie klifu, izolacja od jakiejkolwiek ludności oraz grzaski, bagnisty teren wokół zabudowania stanowiły świetną siedzibę, oraz ogromne utrudnienie dla Billa. Od najbliższego lasu, w którym mógłby się schronić, dzieliło go mokre, grząskie pole, które podczas panującego deszczu nasiąkło wodą jeszcze bardziej. Na polu nie znajdowało się nic, za czym mógłby się schować, zatem dla ukrytego na jednej z zamkowych wierz snajpera, był on łatwym celem.
Była jednak jedna rzecz, której ludzie wybierający to miejsce nie przewidzieli. Magia demona zaczęła do niego powoli wracać, a więc już w połowie drogi przez pole, mógł on dosłownie rozpłynąć się w powietrzu. Gdyby wierzył w Boga, dziękowałby mu za zdolność niewidzialności, dzięki której zdołał przedostać się do pierwszych drzew lasu.
Nadal jednak, pozostawało mu jedno, bardzo istotne pytanie. Jak, mając za sobą pościg potężnej organizacji, zdoła przedostać się ze Szwajcarii z powrotem do Ameryki?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro