Rozdział 93
Smak i zapach opalonej skóry zawsze jest taki sam. Szept i krzyk zawsze będą brzmieć tak samo. Doceniamy małe skrawki pokruszonej rzeczywistości. I zawsze cieszymy się na to, co znajome. Czasami tracimy poczucie względnego bezpieczeństwa, ale tym samym ciągle uczymy się żyć na nowo. Ciągle lepiej się poznajemy, a z każdy zranionym, złamanym sercem jesteśmy silniejsi. To właśnie między innymi po to jest miłość. Żeby nauczyć nas prawdy o nas samych.
- Nie mam pojęcia co mam zrobić.- powiedział Maxon i położył się na kocu.
Zamoczyłam jedną z truskawek w rozpuszczonej czekoladzie i zastanowiłam się.
- Nie wierzę w to, że serce Kriss drugi raz zostanie złamane.
Maxon podłożył sobie dłonie pod głową i popatrzył w niebo.
- Naprawdę nie mam pojęcia jak jej to powiesz.
Popatrzyłam na niego ze zgrozą i rozejrzałam się w około czy nikt przypadkiem nas nie obserwuje. Siedzieliśmy na kocu odrobinę dalej od Pałacu pod lasem, ale widziałam, że cały czas obserwują nas czujne oczy gwardzistów pod drzwiami.
- Liczyłam, że ty jej to powiesz, ja nie dam rady. Poza tym, nie wiemy do końca czy to prawda.
Maxon podniósł się i usiadł na kocu krzyżując nogi.
- Nie wiem jak inaczej wyjaśnić to ,że ten człowiek nie ma żadnych danych. Jak w ogóle przyznali mu tę nagrodę. To wszystko jest jakieś podejrzane.
- Może warto jeszcze raz to sprawdzić.- zaproponowałam.
- I tak trzeba jej to powiedzieć dzisiaj podczas kolacji, nawet jeżeli to nie jest prawdą.
Maxon wydawał się tym wszystkim bardzo zestresowany więc delikatnie położyłam mu dłoń na ramieniu.
- Hej- powiedziałam cicho kiedy na mnie spojrzał.- Wszystko będzie dobrze.
- Boje się, że wizja Daphne dotycząca naszego kraju dojdzie do realizacji.- odparł spokojnie cały czas patrząc mi w oczy.
- Nie pozwolę na to.- powiedziałam praktycznie bezgłośnie tylko poruszając ustami.
Uśmiechnął się delikatnie i wiedziałam, że nawet jeżeli to była nieprawda, a moje czyny na niewiele by się przydały, Maxon był odrobinę pocieszony tymi słowami. Zawsze go uspokajało, kiedy zapewniałam go w tym, że wszystko jakoś się ułoży.
Również się uśmiechnęłam i położyłam głowę na jego kolanach.
Maxon wziął jedną z truskawek, zamoczył ją w czekoladzie i próbował karmić mnie ją, ale specjalnie robił to, tak nieporadnie, żeby większość rozpuszczonej czekolady spływała mi po brodzie i dostawała się za dekolt.
- To jedna z moich lepszych sukni.- poskarżyłam się
- Będziesz mieć lepszą.- powiedział i zaczął scałowywać czekoladowy szlak biegnący po mojej szyi.
Na leżąco uniosłam oczy do góry, żeby popatrzyć na gwardzistów stojących przy drzwiach.
Poruszyłam się niespokojnie.
- Patrzą
- Ja też patrzę.- szepnął Maxon i swoimi silnymi palcami delikatnie wytarł mi zabrudzony kącik ust.
Przybliżył się do mnie i pocałował delikatnie muśnięciem warg, a następnie coraz głębiej i głębiej, aż w końcu moje ramiona rozluźniły się i przestałam się przejmować obserwującymi nas gwardzistami. Doceniałam to, co znajome i bezpieczne, a w jego ramionach zawsze tak się czułam.
PS.
Hejka, przepraszam, że ostatnio nie było rozdziałów, ale można powiedzieć, że miałam taki mały niezaplanowany urlop.🤭 Dzisiaj taki krótki "przeprosinowy" rozdzialik, a dłuższy pojawi się tak jak zawsze w piątek. 😁
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro