Rozdział 85
Czy trudno jest znaleźć miłość?
Miliony ludzi na całym świecie wpadają na siebie nie dostrzegając tego, że być może właśnie przechodzą obok miłości ich życia. Podobno drugą połowę ma się tylko jedną. Może być ona ogródek obok, albo na drugim końcu świata. Możesz o nią długo walczyć, albo wzbraniać się, ale dostać ją za darmo. Życie byłoby zbyt proste gdybyśmy spadali na ziemie jak jabłka, dojrzali i cali. Jednak to wszystko nie zawsze przypomina prosty mechanizm. Są ludzie, których drogi splatają się jak uliczki w ciemnym zaułku. Są ludzie, którzy nie szukają, ale i tak znajdują swoją bezpieczną ostoje. Jednak czasami świat nie jest taki jak byśmy tego chcieli. Nie zaplanujemy swojego życia. Nie przewidzimy miłości, ani śmierci bliskich osób. Nie zmusimy kogoś, żeby nas kochał. Nie cofniemy czasu. Nie dostaniemy tysiąca następnych szans. Nie znajdziemy szczęścia w drugim człowieku jeżeli sami jesteśmy nieszczęśliwi...
miesiąc później
- Dziękuje, że wszystkim się zająłeś.
Maxon uśmiechnął się melancholijnie.
August wraz z Georgią i Maridem już od jakiegoś czasu przebywali poza pałacem. Nastroje społeczne były spokojne, ludzie cieszyli się wiosną i zakładali nowe biznesy. Byłam w zaawansowanej ciąży i każdego dnia oczekiwaliśmy rozwiązania, które jak wydawało się coraz bardziej prawdopodobne mogło nastąpić w ten sam dzień co urodziny Eadlyn i Ahrena.
- Ja tylko wypełniałem rozkazy.
Podniosłam na niego wzrok i uśmiechnęłam się kiedy skłonił się nisko.
Poprawiłam się na fotelu.
- W takim razie jesteś niezwykle dobrym poddanym.
Zasalutował mi
- Do usług waszej wysokości- powiedział żartobliwym tonem.
Popatrzyliśmy na siebie.
Właściwie była tylko jedna rzecz, która od pewnego czasu nie dawała mi spokoju.
Stan psychiczny May.
Nie mogłam teraz zbyt często opuszczać Pałacu, ale dostawałam informacje, że moja siostra strasznie się załamała. Praktycznie przestała wychodzić ze swojego pokoju, zaniedbała studia i coraz mniej jadła. Czułam wyrzuty sumienia, że nie mogłam jej pomóc, ale przez stres jaki odczuwałam przez całą moją ciążę doktor Aschlar polecił mi głównie odpoczywać. Nie chciałam ryzykować, ale strasznie martwiłam się o May. Podobno kolejny chłopak złamał jej serce, a ja wiedziałam, że jest idealistką i bardzo to przeżywa. Wiedziałam też, że bardzo chce znaleźć prawdziwą miłość, ale równocześnie być wolna. Nie do końca to rozumiałam dlatego nie potrafiłam nawet jej pomóc.
Nie wiedziałam nawet czy pojawi się na urodzinach Eadlyn i Ahrena...
Maxon zobaczył moją strapioną minę więc ukląkł przy mnie i pogładził mnie po dłoni.
- Wszystko będzie w porządku nie musisz się niczym przejmować.
Westchnęłam i poprawiłam się lekko.
- Łatwiej powiedzieć niż zrobić.- Wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się, kiedy kciukiem delikatnie zaczął gładzić mnie po zaokrąglonym brzuchu.
- Czuje, że tu już niedługo.- powiedziałam łapiąc jego dłoń.- Tylko mam nadzieje, że nie jutro.
Maxon popatrzył na mnie i uśmiechnął się.
- Zrozumieją- odparł spokojnie.
Roześmiałam się
- Kochanie wiem, że uważasz ich za dojrzałych pełnoprawnych obywateli.- przybliżyłam się do niego na tyle ile mogłam i szepnęłam.- Ale oni mają tylko cztery lata.
- Kończą cztery lata- poprawił mnie.
- Nie chce im zepsuć urodzin.- powiedziałam chociaż wiedziałam, że nic takiego się nie stanie, ale bardzo chciałam żeby był to tylko ich dzień.
- Nic nie zepsujesz.- powiedział dobitnie Maxon i przykrył moja dłoń swoją.- Nie możesz tak myśleć.
Wstał, uśmiechnął się i cały czas trzymając dłoń ma moim brzuchu pocałował mnie lekko w usta.
- A Kaden na pewno poczeka jeszcze chwilę.
Urodziny Eadlyn i Ahrena dotychczas zawsze organizowaliśmy w Ogrodzie. Piękna pogoda, lekki wiatr, lukrowany tort, balony i kucyki, a do tego dzieci zawsze mogły się wybiegać na świeżym powietrzu podczas gdy rodzice zajmowali się mniej angażującymi zajęciami.
Nikt się nie spodziewał, że akurat w tym roku zacznie padać deszcz.
Kiedy wstałam rano byłam w rozsypce. Strasznie bolały mnie plecy i było mi troszeczkę niedobrze, a kiedy spojrzałam na pogodę za oknem chciałam resztę dnia przeleżeć w łóżku.
Przerażona, że coś jest niedopilnowane nawet się nie ubierając zestresowana zeszłam na dół.
Zastałam Maxona już ubranego i oczywiście wyglądającego nieskazitelnie rozmawiającego z gwardzistami.
- Pada deszcz.- powiedziałam oczywistość stojąc po środku holu w samej koszuli nocnej i kapciach.
Maxon podszedł do mnie.
- Wiem, już przenieśliśmy wszystko do Sali, jeżeli się rozpogodzi wyjdziemy na zewnątrz.
Przygryzłam wargi, ale uspokoiłam się tylko trochę.
- Dzieci są pewnie zawiedzione.
Roześmiał się lekko.
- Przecież wiesz, że tutaj deszcz to dodatkowa atrakcja. Póki mają prezenty wszystko jest dobrze.
Odetchnęłam głęboko i też uśmiechnęłam się lekko.
- Wszystko będzie dobrze, a twoje zadanie na dziś to odpocząć, zrelaksować się i wierzyć w swojego męża.
Przewróciłam oczami i spostrzegłam, że gwardziści pod drzwiami dyskretnie wlepiają we mnie wzrok.
Maxon złapał mnie delikatnie w talii i przybliżając się tak, że od jego wody po goleniu zrobiło mi się jeszcze bardziej niedobrze, szepnął mi do ucha.
- Wiem, że się śpieszyłaś, ale mogłaś założyć szlafrok.
Zaczerwieniłam się lekko, ale Maxon wydawał się ukrywać swoje rozbawienie, więc trzepnęłam go lekko w ramię.
- Wierzę w ciebie.- powiedziałam i skierowałam się do z powrotem do swojego apartamentu starając się ignorować fakt, że patrzy na mnie cała grupa gwardzistów.
Postanowiłam naprawdę przestać się tym wszystkim przejmować i usadowiłam się wygodnie w łóżku starając się zająć swoje myśli czytając książkę. Minuty mijały, a mi coraz bardziej doskwierała bezczynność, zwłaszcza gdy wyobrażałam sobie to, że wszyscy w pałacu są zajęci. Kiedy poruszyłam się z zamiarem pójścia do toalety, poczułam dziwny skurcz i momentalnie się zestresowałam.
Wyprostowałam się i odkryłam brzuch.
- Spokojnie nie musisz się spieszyć.- szepnęłam i delikatnie odłożyłam książkę.
- Dzień dobry Wasza Wysokość!- powiedziała rozentuzjazmowana Mary wpadając do pokoju z piękną krwistoczerwoną sukienką.
- Dzień dobry.- powiedziałam uśmiechając się.
Mary stanęła gotowa, żeby się mną zająć, a ja zsunęła z się siebie kołdrę i powoli usiadłam na brzegu łóżka.
- Mary- zaczęłam i popatrzyłam na nią.- Czy mogłabyś przygotować mi kąpiel?
Ciepła woda oblewała moje ciało, a ja przez chwile pomyślałam, że może mi się wydawało. Może to miałam już jakieś urojenia. W końcu tak bardzo się tym przejmowałam. Kiedy Mary trzymała słuchawkę i delikatnie masowała moje ciało gąbeczka zniknął wszelki ból. Zamknęłam oczy rozkoszując się ciepła kąpielą.
Kiedy przygotowywała ręczniki, a ja miałam chwilę, kiedy się mną nie zajmowała znowu poczułam skurcz.
Odetchnęłam odrobinę głośniej.
- Wszystko w porządku wasza wysokość?
Postarałam się zachować neutralny wyraz twarzy.
- Tak- odparłam i poruszyłam się delikatnie.- Woda już wystygła.
Mary odwróciła się i powiesiła na wieszaku moją czerwoną suknie, która wprost krzyczała pewnością siebie.
- Piękna sukienka.
Odwróciła się do mnie z uśmiechem, ale zaraz potem zajęła się swoimi sprawami.
A ja starałam się skupić na równym oddechu.
Podczas, kiedy Mary czesała moje włosy, a potem zajęła się makijażem dolegliwości ustały. Kiedy już miałam na sobie suknie, a moja pokojówka skończyła swoją pracę znowu ma chwile musiałam usiąść i wziąć parę głębokich oddechów.
Nieregularne skurcze jeszcze przecież niż nie oznaczają- myślałam kiedy szłam do gabinetu Maxona po dokumenty. W takiej sytuacji to mogło jeszcze potrwać bardzo długo. Kiedy już znalazłam się w biurze moim oczom ukazało się piękne rozpogodzone niebo i wyłaniające się spośród chmur południowe słońce.
I tylko niespodziewany skurcz mógł mi przeszkodzić w podziwianiu tego widoku.
Usiadłam na krześle przy biurku i nerwowo stukałam długopisem o blat wpatrując się w zegarek.
10 minut
skurcz
kolejne 10 minut
kolejny skurcz
następne 10 minut
następny skurcz
Wiedziałam, że nie mogę już udawać, że nic się nie dzieje. Nic nie zdziałam próbując sama siebie oszukać, a przez moją nieodpowiedzialność może być tylko gorzej.
Nie chciałam nigdzie wychodzić więc jedyne co zrobiłam to wstałam, chwyciłam telefon i zadzwoniłam na ten, który znajdował się w Sali licząc, że ktoś odbierze.
- Halo?
Odetchnęłam z ulgą słysząc w słuchawce głos Maxona.
- Maxon ja...
- Ami? Widzisz nie musiałaś się niczym przejmować. Pięknie się rozpogodziło przenosimy się na zewnątrz- przerwał na chwile jakby właśnie zdał sobie z czegoś sprawę i roześmiał się lekko- Właściwie to dlaczego dzwonisz?
- Wiesz bo...
Przerwałam bo poczułam jak cienka strużka spływa po moim udzie.
Przymknęłam oczy i mocno złapałam krawędź biurka.
- Maxon ja rodzę.
Wielkie PS.
Na początku chciałam przeprosić za tą przerwę, podczas której w ogóle się tutaj nie odzywałam.
Po pierwsze nie miałam weny, a nie chciałam tworzyć rozdziałów, które byłby jedynie „zapychaczami".
Po drugie ostatnio miałam trochę gorszy okres i po prostu nie miała siły pisać.
Pisanie to od zawsze była moja pasja, która często ratowała mnie i pozwalała zapomnieć o różnych sprawach.
Czasami jednak mam za duże wyobrażenia i wydaje mi się, że życie jest jak film lub książka i to, co sobie założę na pewno się sprawdzi.
Niestety tak nie jest i przez to bardzo często jestem zawiedziona.
Od razu mówię, że już wszystko w porządku i znowu będę publikowała rozdziały.
Nie stało się też nic poważnego po prostu nałożyło się wiele różnych spraw, a ja myślałam, że wszystko jest w porządku nie mając świadomości, że jednak tak nie jest.
Jak już mówiłam zapomniałam, że moje życie to nie film czy książka. Bo każdy ma w swoim życiu jakieś problemy. Życie nie jest idealne, ale trzeba nauczyć się je kochać i akceptować rzeczywistość.
Co nie znaczy, że nie można czasami trochę pofantazjować. ✍️🙄
PS 2
Prawdziwa miłość istnieje.
Może nie jest taka jak w filmach i książkach, ale mam wrażenie, że czasami właśnie przez to jest nawet piękniejsza.
Nawet jeżeli kosztuje milion złamanych serc, przepłakane noce i zranione uczucia.
Nie jest schematem z komedii romantycznej. Wymaga cierpliwości, wyzbycia się strachu dystansu, zrozumienia i wiary. Bo ja wierzę, że kiedyś taką znajdę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro