Rozdział 83
Wiele było pięknych dni, kiedy przez duże pałacowe okna wpadały promienienie słoneczne, a w powietrzu unosił się świeży zapach pościeli i parzonej kawy. Lubiłam kiedy czas stawał w miejscu, na biurku nie piętrzyły się setki niezałatwionych spraw, a dzieci jeszcze smacznie spały. Lubiłam ten poranny okres spokoju, brak pędu stresu i frustracji.
Dla takich chwil warto było wstawać wcześnie rano.
- Piękny dzień- powiedziałam wchodząc do gabinetu Maxona, ale przestałam się uśmiechać kiedy zobaczyłam jego strapioną minę.
Upił łyk kawy i rozprostował się na krześle.
- Zastanawiam się jak rozwiązać sprawę z Augustem.
Podeszłam do niego i zaczęłam masować jego spięte ramiona.
- To może się tak nie zastanawiaj. Nie możemy znowu mu ulec nawet jeżeli mu się to nie podoba. Jak możesz być tak zestresowany w tak piękny poranek?
- Właśnie o to chodzi, że się zgodził.
Odsunęłam się zdziwiona, a Maxon odwrócił się do mnie.
- I to źle?- spytałam.
- Sama wiesz, że jeżeli on na coś przystaje nie kończy się to dobrze.
Opuściłam ręce.
- Ale to jest zgoda na opuszczenie Pałacu! Niby jak mógłby czymkolwiek manipulować z takiego dystansu?
Maxon tylko wzruszy ramionami i wrócił do swojej roboty. Postanowił mu nie ustępować i usiadłam na przeciwko niego.
Położył dłonie na dokumentach.
- Nie mogę być pewny na sto procent.
- Maxon! Nie możesz kontrolować wszystkich ludzi.- powiedziałam odrobinę rozbawiona, choć sprawa była poważna.
- Może i masz racje.- odparł zamyślony i popatrzył przez okno.
Podeszłam do niego i przetarłam jego lekką opuchliznę pod oczami.
- Nie możesz przejmować się rzeczami, które jeszcze nie miały miejsca.- powiedziałam spokojnie.- Co nie znaczy, że masz nie myśleć nad swoimi decyzjami.- dodałam szybko.- Po prostu czasami mam wrażenie, że za dużo myślisz nad pewnymi kwestiami, może to sprawia, że czasami popełniasz błędy.
Wiedziałam, że być może moje słowa go zranią, ale przecież byłam tu po to, żeby mu pomóc.
- Myślisz, że powinienem polegać bardziej na intuicji?- zapytał
- Ja cały czas tak robię.- wypaliłam
- Ty masz trochę inną rolę.- westchnął i znowu odwrócił się do swojego biurka.
Pokręciłam głową i zaczęłam bawić się jakimiś kartkami.
- Wiem, ale mógłbyś czasem odrobinę zmienić swoje myślenie. Może wtedy byłbyś mniej zmęczony.
Wstał i pocałował mnie szybko w usta.
- Wezmę sobie te rady do serca, Wasza Wysokość.
Usiadłam na jego miejscu podczas gdy on nalewał sobie kolejną kawę.
- Czy ty ze mnie kpisz?- zapytałam- Naprawdę się o ciebie martwię.
Uśmiechnął się i usiadł na przeciwko mnie tak, że zamieniliśmy się rolami.
- Możemy zmienić temat?- zapytał tak niewinnie, że nie chciałam już dłużej go moralizować.
- Niech będzie.- przewróciłam oczami.- Eadlyn i Ahren ciągle mówią o swoich urodzinach więc możesz się spodziewać długiej listy życzeń w najbliższym czasie.
Roześmiał się, a wokół jego zmęczonych oczu pojawiły się zmarszczki uśmiechu.
- Nie śmiech się, jeżeli jakimś cudem Kaden urodzi się w ten sam dzień, Eadlyn może być na niego bardzo zła, że zabrał jej urodziny.
- No i to jest prawdziwy problem.- powiedział z udawaną powagą, a ja znowu przewróciłam oczami.
Po śniadaniu postanowiłam wybrać się na spacer. Musiałam skorzystać z tak pięknej pogody i nienawiedzającego mnie już od kilku dni dobrego humoru. Kiedy wracałam już do Pałacu, z bukietem kwiatów zerwanym w ogrodzie, wpadłam na Georgie, która właśnie wychodziła na zewnątrz.
Chciałam tylko powiedzieć, że przepraszam i pójść dalej, ale zatrzymała mnie.
- America- powiedziała patrząc na mnie lekko zestresowana.- Czy możemy porozmawiać?
Skinęłam głową i oddałam skołowanemu gwardziście moje kwiaty.
Wyszłyśmy z powrotem do ogrodu.
- Nie chciałam tego o tobie powiedzieć.- wyznała, kiedy spacerowałyśmy alejkami.- Po prostu nie mogłam tego zrozumieć.
- To było dla mnie trudne.- powiedziałam nie patrząc na nią tylko rozglądając się w około.- I naprawdę mnie zabolało.
- Wiem, przepraszam.- powiedziała skruszona.
Przez chwilę spacerowałyśmy w ciszy, kiedy Georgia nagle przystanęła.
- Wiem, że August mnie zdradza.- odparła nagle, a mnie aż fizycznie zabolała szczerość jej słów.- Ale czasami mam wrażenie, że jest strasznie zagubiony, a to jest jego forma obrony.
Zmarszczyła brwi. Nie wyobrażałabym sobie być z człowiekiem, który każdego dnia mnie oszukuje. Dla Augusta to nie była żadna forma obrony, tylko zabawy albo chorej terapii, co wydawało mi się być jeszcze bardziej okrutne.
Również przystanęłam i popatrzyłam na nią.
- Nie mam słów.
Popatrzyła w dół wygładzając swoją sukienkę.
- Wiem, że możesz go nienawidzić.- zaczęła.- Ale ja go kocham.
Przerwała i popatrzyła mi w oczy.
- Czasami mam wrażenie, że mogłabym dla niego zrobić wszystko.
W jej oczach zobaczyłam to czego się obawiałam. Zobaczyłam ją jak cień skradający się pod drzwiami gabinetu Maxona, ukrytą gdzieś w oknie biura Augusta, nieobecną z najbardziej obecnych osób, wzrok w schronie, jego słowa. To wszystko była jak prosta układanka.
Wychodziło z niej, że wszystko na co działa August jest zakażone.
Dlatego, żeby się oczyścić trzeba zrobić przerwę. Wyjść z cienia mroku i zobaczyć te promienie słońca. Wtedy wszystko stanie się łatwiejsze, czystsze i lepsze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro