Rozdział 77
Obudziłam się rano i czułam jakby to wszystko, co było wczoraj, tak naprawdę się nie zdarzyło. Jakby to był zły sen. Koszmar, którego nigdy w życiu nie chciałabym doświadczyć. Kiedy tylko otworzyłam oczy na stole zobaczyłam bukiet świeżych kwiatów, co tchnęło we mnie nadzieje. Nie ważne jak koszmarny był wczorajszy wieczór, Maxon mnie potrzebuje i nie pozwoli, żebym się oddaliła.
Powoli podeszłam do stolika i z uśmiechem na ustach zaczęłam czytać bilecik dołączony do kwiatów.
Przepraszam za wczoraj, czy jesteś w stanie mi to wybaczyć?
August
Na chwilę zabrakło mi tchu i przeraziłam się, kiedy Paige niespodziewanie weszła do pokoju.
- To od Waszej Wysokości?- zapytała od razu zwracając uwagę na bukiet.
Niepostrzeżenie zmięłam bilecik w dłoni i schowałam ją za siebie.
- Tak- powiedziałam starając się opanować zdenerwowanie.
Paige dotknęła delikatnie jednego z płatków.
- Naprawdę piękny gest...
- Paige mogłabyś dać mi jeszcze minutkę.- zapytałam- Potrzebuje chwili dla siebie.- dodałam, kiedy zobaczyłam jej zaniepokojoną minę.
- Naturalnie Wasza Wysokość- powiedziała i dygnęła leciutko.
Zaraz po tym jak wyszła zamknęłam się w łazience. Usiadłam na toalecie i rozwinęłam zmięty bilecik.
Czy jestem w stanie mu wybaczyć?
Ile jeszcze krzywd musi wyrządzić mnie i mojej rodzinie nim to się wreszcie skończy. August był inteligentny. Wiedział, że ja i Maxon jesteśmy zbyt silni razem. Razem nie mógł nas pokonać więc postanowił skłócić nas ze sobą i zaatakować tylko mnie.
- Wasza wysokość, wszystko w porządku?- usłyszałam głos Paige więc postarałam się uspokoić oddech.
- Tak, wszystko w porządku.- powiedziałam wierzchem dłoni ocierając łzy.- Chyba zjadłam wczoraj coś nieświeżego, czy mogłabyś mi dać jeszcze chwilkę?
Musiałam coś wymyślić, nie mogłam jej się pokazać w takim stanie, jeszcze nabrałaby jakiś podejrzeń.
- Czy Wasza wysokość czegoś potrzebuje?- spytała zaniepokojonym głosem.
Postarałam się roześmiać lekko
- Nie, ale raczej wolałabym zostać teraz sama.
- W razie jakby coś było nie tak, będę zaraz pod drzwiami, proszę wołać.
- Paige- powiedziałam powoli.- Nic się nie dzieje, po prostu chwilę chce być sama.- odparłam odrobinę bardziej dobitnie. Inaczej nigdy nie zostawiłaby mnie w spokoju.
Dopiero kiedy usłyszałam, że zamyka drzwi wstałam z sedesu i zaczęłam chodzić po łazience trzymając się za brzuch.
Potrzebowałam czegoś czego nikt nie mógłby mi dać. Potrzebowałam broni, którą pokonam Augusta.
Kiedy jadłam lunch na tarasie Aspen jak zawsze w piątek przyszedł do mnie ze stertą papierów do podpisania i planem dzisiejszego Biuletynu.
- Jak się czujesz?- spytał i usiadł obok mnie.
Trzeba ponosić konsekwencje swoich kłamstw pokojówkom.
- Dobrze, nic mi nie jest.- powiedziałam i wskazałam na teczkę.- Co tym razem dla mnie masz?
Aspen popatrzył na mnie zaniepokojony.
- Raczej Ci się to nie spodoba.
- Skąd wiesz?- spróbowałam się uśmiechnąć, ale widziałam w jego oczach, że naprawdę boi się mojej reakcji.
Podał mi kartkę z planem Biuletynu, a moje serce zaczęło mocniej bić.
- Wywiad!?- krzyknęłam- Przecież my ze sobą nie rozmawiamy od tygodnia.- wyszeptałam gorączkowo przysuwając się do niego.
- Wiem, ale już za późno, podali to w zapowiedzi, wszyscy już widzieli.
- Powiedz, że nie mogę bo się źle czuje. Jestem w ciąży mam prawo.
- Ostatnio Maxon wiele razy nadużył tego prawa- westchnął Aspen.- To nie przejdzie, musicie być profesjonalni.
Nic nie powiedziałam i jeszcze raz popatrzyłam na plan.
- Albo się pogodzić.- zaproponował.
- Nie chce tego robić w ten sposób.- powiedziałam machinalnie przesuwając jedzenie na talerzu.- Potrzebujemy czasu. Pomyśli, że specjalnie się z nim godzę, żebyśmy dobrze wypadli.
Zresztą zaraz po obudzeniu myślałam, że już jesteśmy pogodzeni.
Kiedy zestresowana patrzyłam na ogród Aspen złapał mnie za rękę.
- Mer, nie chcę żebyście się kłócili o nas.
Spojrzałam na niego zaskoczona tym co mówi.
- My damy sobie z tym radę. Jak ze wszystkim w naszym życiu.- uśmiechnął się lekko, ale jego oczy były smutne.- Nie chcemy, żeby nasze problemy przekładały się na was.
Potrząsnęłam głową
- Przecież jesteście naszymi przyjaciółmi. Poza tym, jestem zła na Maxona dlatego, że podjął decyzje za mnie i w ogóle jej ze mną nie skonsultował. To sprawia, że czuje się nieważna.
Aspen zastanowił się chwilę.
- Na pewno tego żałuje.
Chyba zauważył, że jego odpowiedz mnie nie usatysfakcjonowała.
- Chodzi mi o to, że my mężczyźni ciągle popełniamy jakieś błędy. Ciągle trzeba nam wybaczać. Uśmiechnęliśmy się bo to idealnie pasowało do naszej historii.
- Inaczej byłoby nudno, prawda?
Chociaż miałam na sobie jedną z moich najbardziej przewiewnych sukni i tak było mi gorąco. Stałam na planie Biuletynu i patrzyłam na poruszających się ludzi, a ich sylwetki były rozmyte. Ale wśród tych wszystkich osób nigdzie nie widziała Maxona. Chciałam go zobaczyć. Chciałam do niego podbiec i powiedzieć mu, że już nic nie jest dla mnie ważne, chciałam mu powiedzieć, że chociaż na chwilę zbłądziliśmy tylko my jesteśmy prawdziwi, że razem możemy wszystko. Razem możemy pokonać cały świat. Całe moje poranione serce i cała poraniona dusza krzyczała tylko, że go kocham.
Czułam, że płonę. Nie chciałam w telewizji wyjść czerwona jak burak albo z kropelkami potu na czole więc poszłam na zaplecze po szklankę wody. Moje dolegliwości jednak nie ustały więc poprosiłam makijażystkę o nałożenie dodatkowej ilości pudru.
- Niech się Wasza Wysokość tak nie denerwuje- powiedziała szczupła blondynka w kaskadowych lokach, zauważając mój przyspieszony oddech. - Będzie wspaniale, jak zawsze.
- Wiem, czy nie za bardzo się świecę?
Kiedy po raz kolejny przykładała pędzel do mojej twarzy w lustrze zobaczyłam Garvila.
Makijażystka uśmiechnęła się, odłożyła kosmetyki i zostawiła nas samych.
- Chciałaby wasza wysokość zobaczyć pytania?- zapytał i podał mi listę.
Zignorowałam ją i spojrzałam na niego.
- Garvil, dlaczego to zrobiłeś, dlaczego powiedziałeś Augustowi o tym co zamierzałam zrobić?
Przysunął się do mnie na tyle blisko, że czułam jego wodę kolońską.
- Uwierz mi to naprawdę nie byłem ja. Nigdy w życiu nie zdradziłbym tak poufnych informacji.
Spojrzałam w jego błyszczące, szczere oczy i po prostu czułam, że nigdy by mnie nie zdradził. To on zawsze stał za mną murem. To on obserwował mnie podczas Elminacji, to on podczas koszmarnego wieczoru z prezentacjami powiedział mi, że Maxon mnie kocha, to on przyszedł po mnie do schronu. Wiedziałam, że był człowiekiem, któremu powinnam ufać.
- W takim razie kto?
W tym momencie zza kotary wyłoniła się poirytowana jak zawsze producentka.
- Zapraszam na plan!
Garvil uśmiechnął się dodając mi otuchy i poszedł się przygotować. Również pobiegłam, żeby zając swoje miejsce gdy nagle wpadłam na niego.
Poczułam cały ból tej sytuacji. to, że obydwoje w tamtej chwili chcieliśmy tak dużo powiedzieć, a mieliśmy tak mało czasu, jak zawsze.
- Maxon...- wyszeptałam
- Ami- powiedział czule i dotknął mnie jakbym była diamentem. Tak jakbym była całym światem zamkniętym w moim ciele. Tylko on potrafił mnie dotknąć tak, że czułam bezpieczeństwo, pożądanie i miłość. Ale było mi wstyd na myśl o wczorajszym wieczorze. Czułam się brudna, upokorzona i nie wiedziałam czy kiedykolwiek zdołam wymazać ten obraz z pamięci. Kiedy Maxon dotykał mnie tak dyskretnie i intymnie w sali pełnej osób chciało mi się płakać bo czułam, że przez to co się stało nie jestem tego warta. Bałam się, że już zawsze przed oczami będę widzieć tylko rządze Augusta, która chce mnie stłamsić.
- Dwie minuty!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro