Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 49

Obudziłam się w poczuciu bezpieczeństwa w białej pościeli. Wśród masy puszystych poduszek, promienie słońca muskały moją skórę. Delikatny wiatr wpadał przez otwarte okna. Tak mogłoby wyglądać moje niebo, a wygląda miejsce na ziemi.
Maxon wychylił głowę z pod kołdry.
- Czy wystarczająco już przeprosiłem?
Udałam, że się zastanawiam i wygodniej ułożyłam się na łóżku.
- Nie.
To był dobry czas dla naszego małżeństwa. Chodziłam w szerokich białych sukienkach, uśmiechałam się, wąchałam kwiaty w ogrodzie, nie kłóciłam się z moją matką, każdego dnia była piękna pogoda, a ja zauważyłam, że moja ciąża przyniosła coś o czym dawno już zapomnieliśmy, a czego tak bardzo potrzebowaliśmy.
Spokój.
I nie mogłam przewidzieć tego jak będzie wyglądała przyszłość, ale nie zastanawiałam się nad tym ponieważ po prostu żyłam z dnia nad dzień. Dla rodziny dla siebie i dla kraju. To życie to bajka, którą może zniszczyć jeden podmuch wiatru, lub jeden wielki cień.
- Zasłaniasz mi słońce.- powiedziałam zdejmując okulary przeciwsłoneczne i spoglądając na jego rozmazaną sylwetkę.
- Muszę z tobą porozmawiać.- odparł poważnie i usiadł obok mnie na leżaku.
Z powrotem założyłam okulary i skierowałam twarz ku słońcu.
- O czym?
Nie widziałam go, ale mogłam sobie wyobrazić jak August zaplata dłonie, pochyla się i przygotowuję się do tego, żeby mówić rzeczowym tonem jak Maxon, co kompletnie mu nie wychodziło. Nie wiem jak ten człowiek mógł choć przez chwilę uważać się za prawowitego władcę. Może i w jego żyłach płynęła królewska krew, ale to Maxon był prawdziwym królem.
- Nie uważasz, że zmiany postępują zbyt powoli?- zaczął.
- Co masz na myśli?- zapytałam zirytowana, już miałam dość tej dyskusji.
- To między innymi przez to były te zamieszki. Maxon zapowiedział zmiany, a ja jakoś ich nie widzę.
- Uważam, że dobrze postępujemy.
- Tylko, że powinniście wyciągać wnioski ze swoich błędów. Wy już zapomnieliście o ataku i o tym, że praktycznie groziła wam detronizacja.
Policzyłam do pięciu w myślach żeby od razu nie wybuchnąć i odetchnęłam głęboko.
- Łatwiej się mówi niż robi. Wiesz czemu największy problem jest teraz z Czwórkami?
- Nie mam pojęcia.
Podciągnęłam się i zniżyłam okulary na nos.
- Bo ty zająłeś się Piątkami i robiłeś to niedokładnie, nieprofesjonalnie i bez konsultacji z Maxonem. Teraz widzisz jakie konsekwencje ma szybkie i nieprzemyślane działanie, aż dziwie Ci się, że w ogóle masz czelność nas o coś oskarżać?!- zbulwersowałam się i położyłam z powrotem na leżaku.
- Naprawdę myślisz, że was o coś oskarżam?- z jego głosu nie mogłam niczego wyczytać. Zaczęłam podejrzewać, że znowu ma jakiś plan, który zrujnuje wszystkie nasze starania, żeby trzymać to wszystko w ryzach
- To co w takim razie robisz, dlaczego rozmawiasz o tym ze mną a nie z Maxonem?
- Masz na niego ogromny wpływ.- powiedział spokojnie. 
- Czy to źle? Jestem jego żoną.
- Tylko mówię. 
Zaczęłam zbierać swoje rzeczy i wstałam okrywając się szlafrokiem.
- Możesz się mądrzyć bo nikogo nie obchodzisz. Nie jesteś codziennie wystawiony na piedestał, przesłuchiwany przez dziennikarzy i zmuszony do odpowiedzialności za cały kraj. Jesteś nikim i wiesz o tym. Ale czujesz, że masz na coś wpływ. Tymczasem niczego nie rozumiesz i jesteś takim samym człowiekiem jak ja jak on i jak wszyscy ludzie w tym kraju. Przestań myśleć, że wiesz lepiej niż inni co jest dla nas wszystkich najlepsze.
Zostawiłam go samego na balkonie i skierowałam się do swojego apartamentu, żeby się ubrać. Pomyślałam o Georgii i o tym, że  ze względu na nią muszę być wyrozumiała dla Augusta. Była moją przyjaciółką i nie chciałam jej zranić, ale  z drugiej strony nie mogłam pozwolić na to, żeby on bez przerwy ranił mnie. Zastanawiałam się nad tym później siedząc w Komnacie Dam i ustalając menu na najbliższe przyjęcie dyplomatyczne i nagle mnie olśniło. Później czytając decyzje o ochronie środowiska wpadłam na jeszcze jeden pomysł. 
Zmęczona, ale wystrojona jak na elegancki wieczór w pałacu zapukałam delikatnie do gabinetu Maxona. 
- Proszę- zawołał, a ja delikatnie wsunęłam się do środka i jeszcze ciszej zamknęłam drzwi. 
Siedział za biurkiem, podpisując jakieś dokumenty i nawet na mnie nie spojrzał. 
- Jest strasznie późno, dzieci śpią?
- Judie ich położyła- odparłam siadając naprzeciwko niego- oczywiście wcześniej musiałam im przeczytać tysiąc bajek. 
- Dlaczego mnie to nie dziwi. - powiedział rozbawiony i podniósł na mnie wzrok- Wyglądasz rewelacyjnie.
- Dziękuje.
Gorączkowo zaczął przeglądać kalendarz. 
- Mamy dzisiaj jakieś plany, czy...
Położyłam dłoń na jego dłoni. 
- Nie- odparłam powoli- Tak właściwie mam pewien pomysł. 
- Już się boje.
Wyrównałam materiał sukni i wyprostowałam się na krześle. 
- Nie uważasz, że przydałyby się nam wakacje. 
- Wakacje?
- Dwudniowy wypoczynek- przewróciłam oczami.
Maxon odetchnął głęboko, ale oparł łokcie na stole i spojrzał na mnie.
- Co masz na myśli?
- Wynajęlibyśmy jacht.
- Jacht?
- Nie mówię tylko o nas.- powiedziałam pokazując na siebie i na Maxona- ale też o Lucy, Aspenie, Marlee i Carterze. Mamy dwadzieścia parę lat, a jedyne o czym ciągle myślimy to dzieci i praca. Udało Ci się zrobić naprawdę bardzo dużo do tej pory, nie uważasz, że dwa dni urlopu ci się należą. - położyłam dłoń na sercu- Kraj nie upadnie przez ten czas.
Zastanowił się przez chwilę. 
- Bierzesz pod uwagę też Georgie i Augusta?
Przygryzłam wargę i zaczęłam skubać materiał sukni. 
- Właśnie w tym jest problem.
Maxon spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. 
- Mam wiele szacunku do Georgii uważam, że jest wspaniałą kobietą, oddaną silną i wierzę, że chcę jak najlepiej. 
- Ale?
- Nie wiem czy mogę powiedzieć to samo o Auguście.- zawahałam się, ale mówiłam dalej- Nie okazuje swojej wierności ani Tobie, ani Ileii. Jeżeli dalej chcesz go tutaj zatrzymać musi nauczyć się odpowiedzialności. Potrzebuje próby. 
Pochylił się na krześle i zmarszczył brwi. 
- Chcesz przekazać mu władze na ten czas?
- Jak inaczej ma odbudować nasze zaufanie?- szepnęłam.
Maxon przez chwilę stukał palcami o blat, aż w końcu popatrzył na mnie z poważną miną. 
- Zastanowię się nad tym.
Uśmiechnęłam się lekko, a twarz Maxona nagle zaczęła wyrażać zaniepokojenie. Złapał mnie za rękę. 
- Jak się czujesz? Nie wiem czy to będzie dla ciebie bezpieczne?
Roześmiałam się.
- Nie wiem co się dzieje, ale czuję się naprawdę wspaniale, prawie w ogóle nie mam mdłości i...- pochyliłam się i dodałam trochę ciszej- wiesz, że jestem w dobrym stanie
Uśmiechnął się i pochylił głowę wracając do podpisywania dokumentów.
- W takim razie łatwo Ci będzie mnie przekonać.
- Jak wiele razy, skarbie- powiedziałam przygryzając wargę i wstałam z krzesła- jak wiele razy. 
Skierowałam się do wyjścia starając się iść z największą gracją na jaką tylko było mnie stać.
Odwróciłam się gdy byłam już przy drzwiach i spojrzałam na jego rozmarzoną twarz wpatrującą się we mnie. 
- Mam jeszcze całą stertę dokumentów do podpisania. 
- Jutro?- westchnęłam teatralnie opierając się o framugę.
Chwilę później byłam już w jego ramionach.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro