Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 43

-Sytuacja w naszym kraju ulega gwałtownym zmianom dlatego proszę wszystkich o wyrozumiałość. Wielkie czyny wymagają czasu. Nie jesteśmy w sytuacji budowania, ale w stanie totalnej reformacji, która nie wykonana z odpowiednią precyzją i bezmyślnie ponaglana może być dla nas niekorzystna, a jej skutki pozostaną w naszym kraju na lata. Staramy się wdrażać odpowiednie pomoce socjalne dla określonych prowincji jednak działania w tym zakresie muszą się charakteryzować rozwagą. Ja, wasz król Maxon Schreave, dziękuje wszystkim tym, którzy wspierają mnie oraz moją rodzinę. Dobranoc Illeo!
Kamery się wyłączyły, a światła w studiu zostały przygaszone. Dzieci od razu zaczęły biegać w kółko i zaczepiać kamerzystów.
Josie jakby na zawołanie, zaraz po skończeniu programu zaczęła niepohamowanie płakać w ramionach Marlee, która rozpaczliwie próbowała ją uspokoić.
Carter podszedł do Maxona i uścisnął mu dłoń.
- Wspaniałe przemówienie, mam nadzieje, że ludzie w końcu pójdą po rozum do głowy i przestaną wywierać na was presję.
- Sytuacja jest unormowana o ile to wszystko nie przerodzi się w agresje.- powiedział Maxon swoim rzeczowym tonem, a ja wbiłam sobie paznokcie w skórę. Maxon westchnął i potarł skroń- Wszystko zależy od precyzyjnych rozwiązań nie można doprowadzić do chaosu.
Carter uniósł brwi i uśmiechnął się krzywo.
- Wbrew pozorom to właśnie najbardziej uporządkowane systemy doprowadzają do kompletnej masakry.
- W takim razie może chaos jest najlepszy.- odparł Maxon z bladym uśmiechem i spojrzał na mnie. Nie mam pojęcia dlaczego!
Wbiłam w niego prześmiewcze rozgniewane spojrzenie, a Carter mowił dalej.
- Gramy dzisiaj z Aspenem i Augustem w pokera wieczorem, może do nas dołączysz, co jak co, ale tobie naprawdę potrzeba odrobiny odpoczynku.
Maxon uśmiechnął się, ale skierował na mnie pytający wzrok.
- Ty jesteś królem- odparłam i pocałowałam go w policzek.- Zajmę się dziećmi.
- W zasadzie- usłyszałam czyjść głos za plecami i odwróciłam się. Przede mną stała Brice trzymająca w ramionach Eadlyn, a Ahren i Kile skakali wokół jej nóg jak poparzeni.
- Oświadczam, że dzisiaj robimy dzień brudasa, jemy żelki i oglądamy bajki.
Kiedy wszyscy wytrzeszczyliśmy na nią oczy dodała ciszej.
- Jeżeli pozwolicie.
- Tato, obiecałeś- marudziła Eadlyn przytulając policzek do szyji Brice. Pomyślałam, że to naprawdę niesamowite, że zaskarbiła sobie takie przywiązanie. Tymbardziej, że Eadlyn w przeciwieństwie do Ahrena, nie obdarowywała ludzi zaufaniem tak szybko.
"Córeczka tatusia"- pomyślałam. Wystarczyło jedno jej słowo a Maxon stawał na rzęsach i robił wszystko czego chciała nasza mała księżniczka.
- Naprawdę?- zapytał zdziwiony, a kiedy po raz drugi wbiłam w niego morderczy wzrok uniósł ręce do góry.
Przewróciłam oczami i z łagodnym już wyrazem twarzy odwróciłam się do Brice.
- Brice, jesteś aniołem, dziękuje.
- Dla mnie sama przyjemność.
Marlee podeszła i objęła mnie wolnym ramieniem.
- Czy ja dobrze słyszę, czy mamy wolny wieczór?
- Chyba się nie przesłyszałam.
Marlee uśmiechnęła się całym ciałem.
- Tego mi brakowało. Położymy Josie, weźmiemy Lucy i poplotkujemy jak za starych dobrych czasów.
- Byle nie o nas.- wtrącił Carter.
- Och kochany, nic się nam nie ukryje.- szepnęłam z konspiracyjnym uśmieszkiem. 
- Byle bez szczegółów- przeraził się Maxon
Marlee odchyliła głowę do tyłu i roześmiała się, a potem skierowała mnie na przód.
- Prowadź moja królowo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro